Ocalic od zapomnienia-stare forum

Temat na forum 'Kluby użytkowników' rozpoczęty przez użytkownika onkapinka, 23 września 2014.

Drogi Forumowiczu,

jeśli chcesz brać aktywny udział w rozmowach lub otworzyć własny wątek na tym forum, to musisz przejść na nie z Twojego konta w grze. Jeśli go jeszcze nie masz, to musisz najpierw je założyć. Bardzo cieszymy na Twoje następne odwiedziny na naszym forum. „Przejdź do gry“
  1. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    Jako, ze niedlugo zniknie na zawsze stare forum proponuje jeszcze pare dni poszperac tu i tam i ocalic od zapomnienia pare kultowych postow i watkow.

    Zaczynam od watku Mietka korby " Jaszczomby na farmie"

    Mietek-Korba

    [​IMG] Jaszczomby na farmie
    Od kilku dni, na mojej farmie, w godz. od 11.30 do 12,45 i od 18.30 do 19.05 pojawiają się jaszczomby i porywają mi zwierzęta. W sobote porwały mi 5 kurczaków, w niedzielę 2 kurczaki, 4 kaczory i indora, a dziś porwały mi 6 króli i bezdusznie zadziobały indyczke...i to była kropla , która przelała czarę goryczy. Postanowiłem więc zareagować i spytać was co można z tymi jaszczombami zrobić.

    Patrzyłem w atlasie ornitologicznym i te jaszczomby, (z łacińskiego ujęte jako Jastrzębie) mają teraz okres lęgowy i podobno to normalne, że atakują kury i inne drobne zwierzaki, ale te odznaczają sie jakąś nadzwyczajną brutalnością.Patrząc na rozwój sytuacji, obawiam się , że jutro mogą zacząć atakować i porywać barany, a nie wykluczone, że mogą sie te ataki rozprzestrzeniać na inne farmy.

    Proszę pomóżcie, bo sytuacja się zaognia. Może są jakieś sposoby, bo prezeciez ja nie mogę całymi dniami i nocasmi pilnować farmy, a szkoda zwierzaków.

    Z farmerskim pozdrowieniem

    Mietek-Korba



    Nastepna perelka-watek Wychodek :

    BlackHorse1973
    Wychodek -
    Wszystko zaczelo sie kilkanascie dni temu.

    Nie wiem co za licho mnie podkusilo, ale w niusach zobaczylem zabke piromanke. Ot, zwykla zaba ino z pociagiem do materialów pirotechnicznych. Pomyslalem sobie (o ja glupi) ze w sumie taka zabka to nawet fajna, a majac na zbyciu kilka wolnych florenów w koncu moge ja kupic. Daje PD i jeszcze moja farma z daleka bedzie widoczna, moze sie sasiedzi na jakas imprezke zwala. Wiec kupilem. I to byl poczatek (jak sie pózniej okazalo) konca.

    Trzeba teraz tylko umiescic zabke na farmie. Tylko gdzie ? ... kolo zagród raczej nie, bo mi bedzie inwentarz przestraszac tymi fajerwerkami, w lesie nie bo wiadomo - do lasu nie wolno z otwartym ogniem. W polu to jakos tak dziwnie, nie pasowalo mi dawac zabe pomiedzy fasole i pomidory. Jedynym wolnym i dogodnym miejscem okazal sie wolny kawalek tuz za wychodkiem, który stoi na srodku (zeby mi zapachy do domku nie dolatywaly). Jak pomyslalem - tak zrobilem. Zabka z fajerwerkami znalazla sie za kiblem, pomiedzy sciezka a choinka. I wszystko gra, zaba strzela fajerwerkami, zwierzyny nie przestrasza, sasiedzi chyba zauwazyli i jeszcze mi pare PD daje co jakis czas. Zyc nie umierac. A jednak ...

    Okazalo sie wczoraj ze jednak umierac. Wyobrazcie sobie: jest noc, chlodne rzeskie powietrze. Wyszedlem na dwór, zeby sie troche przewietrzyc (w domku jakos duszno sie zrobilo) i poogladac jak tam sie maja moje zwierzaki, jak rosna owoce na drzewach, kota posmyrac za uchem (fajnie mruczy). Od tego chodzenia jakos tak mnie zmoglo, ze przysiadlem na laweczce obok oczka wodnego, nacieszyc sie widokiem mojej farmy w blasku nocy. A ze kolacje zjadlem sowita, to mnie po jakiejs chwili pogonilo do wychodka. Wiec poszedlem.

    Siedze sobie spokojnie w kibelku, a tu jak nie huknie, jak nie gruchnie, jak by sie swiat walil. W pierwszej chwili bylem tak oszolomiony, ze nie wiedzialem co sie stalo. Jak zaczalem odzyskiwac swiadomosc otoczenia, ogarnelo mnie najpierw zdziwienie.
    Co tak jasno w srodku nocy ? W koncu dotarlo do mnie, ze siedze z opuszczonymi gaciami, a wokól mnie ... farma !! Matko, co sie dzieje, kibel calkowicie sie rozlozyl, sciany opadly na boki a ja jak w jakims teatrze na scenie siedze na srodku i w dodatku z gaciami na kostkach. W pierwszej chwili nie wiedzialem co sie stalo, ale jak sobie polaczylem wielki huk i tlace sie coraz bardziej, lezace na ziemi sciany wychodka, to zrozumialem ze ta glupia zaba piromanka (juz nie taka fajna) musiala mi przez (mam nadzieje) przypadek wrzucic race do kibla, kiedy akurat bylem w srodku.

    Kolejna blyskotliwa mysl - gasnica, w koncu sciany kibla zaczynaja juz stac powoli w plomieniach (wysuszyly sie mocno od slonca, to latwopalne). Tak, mam gasnice, stoi w domku w przedsionku. Wiec zerwalem sie w te pedy, zeby ja przyniesc i szybciej niz zdazylem pomyslec przekonalem sie, ze z gaciami na kostkach daleko nie dobiegne - ta mysl dotarla do mnie kiedy zarylem nosem w kurz na sciezce.

    Dobra, z juz podciagnietymi gaciami polecialem do domku po gasnice, Zanim ja znalazlem w tej ciemnicy (jakos mi jeszcze pradu nie podciagneli na farme), minelo kilka cennych sekund. Mam, z gasnica w reku pognalem w strone palacego sie wychodka i ku swojemu przerazeniu spostrzeglem, ze ogien zdazyl sie juz przerzucic na stojaca opodal choinke, a z niej powoli przeskakuje na stajnie. Z tamtad juz tylko moment do sadu. W poplochu zaczalem gasic choinke, niestety gasnica mala i za wiele nie zwojowalem. Widze, jak mi plona stajnie a i zagrody dla owiec zaczynaja sie powoli zajmowac. Sad juz plonie niezlym ogniem, z pomaranczy zaczyna sie przerzucac na sliwki i banany.

    A od bananów to juz tylko krok do pszenicy. Mysle sobie - jak dojdzie do domu, to koniec. Ale nic, chociaz biednego kota uratuje, w koncu zwierzak nie jest winny mojej glupoty. Rzucilem sie w strone kota, katem oka widzac ze ogien z pomaranczy powoli zahacza o stodole. Kot byl tak przerazony, ze nawet nie protestowal, jak go zlapalem za kark i pognalem z nim w strone dzikiej laki. Mysle - tam ogien nie dojdzie. Naiwniak ze mnie. To byla tylko kwestia czasu. Ogien poprzez drzewa przerzucil sie na dzika lake. Zanim ze wsi dojechala straz pozarna, ogien ... a zreszta, co bede opisywal. Sami sobie mozecie wyobrazic co bylo dalej ...

    Ja napisze tylko na koniec, ze obecnie dysponuje 14 razy smazona ryba, 2 razy pieczony kon, 5 razy krowa z rusztu, 6 razy swinia z rusztu, pieczony indyk, pieczona kaczka ze sliwkami, pieczony królik w jablkach oraz jakies 2 tony wegla drzewnego. O pieczonych sliwkach, bananach i innych dobrach które byly w stodole nie wspomne.

    Uratowal sie tylko dom i kot. Kota sam uratowalem, dom ugasili w koncu strazacy. Zaba znikla bez sladu, razem ze swoja skrzynka fajerwerków (mysle, ze ta 2 metrowa dziura w ziemi ma z tym cos wspólnego). Wychodek szlag trafil. Sasiedzi z daleka zauwazyli fajerwerki, ale nie jestem pewien czy o takie zauwazenie i takie fajerwerki wlasnie mi chodzilo.

    Najbardziej zal mi kibla. Moglem sobie tam w spokoju posiedziec z dala od farmerskich obowiazków. Nie wiem, co mnie podkusilo z ta zaba, nastepnym razem chyba bede bardziej roztropnie rozporzadzal wolnymi florenami.

    A kibla zal ....


    Czas na Bahame

    BlackHorse1973

    Wszystko zaczelo sie w piekny, jesienny dzien.

    Siedzialem sobie w swiezo wyremontowanym wychodku (), resztki jesiennego slonca spowijaly moja farme i utrzymywaly przyjemna, ciepla atmosfere. Kot, cudem uratowany z ostatniego pozaru leniwie wygrzewal sie w jego ostatnich promieniach na sciezce, prowadzacej w glab mojej farmy. Rozwazalem sennie wspaniale aspekty zamieszkiwania na wsi, posród pól i sadów przynoszacych obfite plony (ostatnio, od kiedy pojawily sie na mojej farmie wiewiórki, jakos wszystko zaczelo dawac ladniejsze, wiecej warte plony). Kiedy mój pobyt w wychodku dobiegl konca, przyszedl czas na wykonanie czynnosci, które przewaznie wykonuje sie za pomoca zwoju papieru, lecz z powodu jego chwilowego braku postanowilem je wykonac (czynnosci - oczywiscie) za pomoca ulotek, które dzisiejszego ranka zostaly rozrzucone z samolotu nad moja farma, a które to w drodze do wychodka w niklej czesci udalo mi sie pozbierac (zly bylem, bo jak mozna tak komus z nienacka zasmiecac farme jakimis ulotkami).

    Kiedy siegalem bodajze po trzecia czy czwarta ulotke, uwage moja przykul wytluszczony napis: "Zdobadz licencje pilota - promocyjne ceny !!". Nie wiem, czy to miejsce, czy gacie na kostkach sprawily, ze w mojej rozleniwionej glowie zaczela kielkowac mysl - "a dlaczego nie ?". Przeciez w stodole stoi samolot po dziadku, który byl pilotem podczas wojny i zachowal swój samolot, przerobiwszy go na maszyne mogaca opryskiwac pola jakims nawozem. Maly, niebieski samolocik z zóltymi skrzydlami. Stoi pokryty gruba warstwa kurzu i kurzego nawozu, bo ja przeciez nigdy nie umialem latac ... I tu nagle pojawia sie taka okazja ! Jak pomyslalem - tak zrobilem, mysl szybsza od blyskawicy kolatala mi sie po glowie, co sprawilo ze dopiero zetkniecie mojego nosa z kurzem sciezki przed wychodkiem przypomnialo mi, ze z gaciami na kostkach jednak daleko nie zabiegne ...

    Kiedy dotarlem do stodoly, okazalo sie ze samolot jest w lepszym stanie niz przypuszczalem, i po usunieciu kurzu oraz sladów kurzej bytnosci bedzie sie nadawal do latania !! Rozpalony nowymi perspektywami przypomnialem sobie, jak znajomy opowiadal mi o swojej rezydencji na Bahamie. To jest mysl ! Przeciez jak bede mógl sam latac, to nic nie stoi na przeszkodzie, zeby tez kupic jakis kawalek ziemi i sprawic sobie miejsce do wygrzewania w cieplym klimacie. Kiedy u nas nastanie zima, bedzie jak znalazl
    Calkiem juz skolowany nowa perspektywa, która sie przede mna bajecznie zaczela rozwijac, nie czekajac pojechalem na lotnisko zapisac sie na kurs latania. Trzeba bylo wylatac sporo godzin, ale to przeciez zadna przeszkoda, a i frajda wielka sasiadom nad glowami troche polatac Wiec zaczalem nauke.

    Lotnisko bylo calkiem blisko, wiec obszar latania wypadl akurat nad moja farma i farmami sasiadów. Majac w pamieci slowa dziadka - "Wnusiu, pamietaj zeby latac nisko i powoli" - latalem niezbyt wysoko, ku zdziwieniu moich sasiadów. Zdobycie licencji nie bylo trudne, szybko pojalem o co chodzi w lataniu, nawet dziadek sasiada - tez walczyl na wojnie - nie byl przeszkoda, pomimo tego ze systematycznie kiedy przelatywalem nad ich domem rzucal we mnie kamieniami, myslac ze to granaty a ja jestem hitlerowskim okupantem który chce ich zbombardowac. Wiadomo, dziadek ma swoje lata wiec i pamiec i sily juz nie te, kamienie raczej nie dolatywaly do wysokosci samolotu ...

    Kiedy juz mialem w garsci licencje pilota, wszystko bylo gotowe. Samolot wyczyszczony, po drobnych naprawach znajdowal sie juz na lotnisku, ja ze spora iloscia gotówki w zapasie i spakowanym plecakiem szykowalem sie do podrózy - nagle nastala zima. Z nienacka, kiedy to smacznie spalem w swoim wygodnym, cieplym lózku w nocy spadl pierwszy snieg. Rano z rozdraznieniem stwierdzilem, ze wszystko na okolo pokryte jest bialym puchem, w ilosci przekraczajacej moje oczekiwania. Nici z wyprawy pomyslalem, bo gdzie w taka pogode bede sie tulal po drodze, moze przyjdzie jakas odwilz. Nawet kot z luboscia wygrzewa sie przy kominku, nie chcac wychylic nosa z domu ...

    Minelo kilka dni, a sniegu zamiast ubywac przybylo. Warstwa puchu kilkukrotnie urosla, a biale platki bezlitosnie wirowaly w powietrzu, sypiac sie nieustannie dookola. Cóz, przeciez nie bede czekal az do wiosny ... Postanowilem jednak udac sie na wyprawe, pomimo pokaznej ilosci sniegu i lodu. Majac wszystko spakowane, stwierdzilem, ze gdzies mi sie zapodzialy kluczyki od samolotu, które caly czas mialem w kieszeni spodni. "A niech to" - pomyslalem, "pewnie mi wypadly kiedy chodzilem po farmie". Jedynym wyjsciem bylo odsniezenie wszystkich sciezek, w nadziei ze sie znajda. Solidnie ubrany, w kilka warstw odziezy wyruszylem do boju, uzbrojony w solidna szufle do odsniezania. Kluczyków nie znalazlem. Znalazlem za to kota (faktycznie, od wczoraj zauwazylem brak jego obecnosci), przysypanego solidna warstwa sniegu. Pewnie sie biedak wybral na polowanie i zapomnial zabrac czapki ... Kota przynioslem do domu i polozylem przed kominkiem - nie znam sie na kotach az tak, ale moze jak odtaje ... No przynajmniej futerko bedzie do odratowania Przy okazji znalazlem kluczyki, musialy mi jednak wypasc jak dokladalem drew do kominka

    Uzbrojony w plecak i kilka warstw cieplej odziezy wyruszylem w droge. Nie bylo latwo, zaspy sniezne stanowily ciezka przeszkode, ale czegóz sie nie robi kiedy juz czlowiek sobie cos postanowi Kiedy dotarlem do przystanku autobusowego bylem juz niezle przysypany sniegiem i lekko oblodzony, lecz kilka warstw ubran utrzymywalo jeszcze wzglednie znosna temperature ciala. Nie spodziewalem sie, ze autobus przyjedzie planowo, wiec uzbrojony w cierpliwosc czekalem ... czekalem ... czekalem ... Pierwsze oznaki odmrozenia pojawily sie szybciej niz autobus, w miedzyczasie grupka przechodzacych turystów zdazyla powiesic na mnie bombki. Dobrze, ze nie mieli marchewki i nie zrobili ze mnie balwana ... W koncu nadjechal autobus i dotarlem na lotnisko. Snieg przestal padac, wiec juz nic nie stalo na przeszkodzie, zeby wyruszyc na Bahame. A wiec w droge !!!

    Ma Bahame nie dotarlem ... wprawdzie wystartowalem z lotniska, lecz po drodze - przelatujac nad farma sasiada - jego dziadek zmobilizowal ostatki sil i dorzucil do mojego samolotu granatem, który mial od czasu wojny schowany gdzies w stodole, a w przyplywie swiadomosci udalo mu sie go kilka dni wczesniej odnalezc ... To, co nie rozpadlo sie w powietrzu roztrzaskalo sie o ziemie. Z samolotu dziadka zrobila sie kupa zlomu, szczesliwie to co zostalo ze mnie, udalo sie przetransportowac do szpitala i jakos poskladac.

    Wypisali mnie tuz przed swietami, bo przeciez równie dobrze moge w tym gipsowym ubranku siedziec w domu, jak w szpitalu. Kot sie szczesliwie odmrozil, ale ma chyba uraz do zimy i nie wychyla od tamtego czasu nosa z domu. O choinke tez sie nie musialem martwic, sasiad - syn dziadka który mnie "zestrzelil" - w ramach przeprosin powiesil na mnie te bombki, które zostawili turysci kiedy zamarzalem na przystanku ...

    Patrzac na tlace sie drzewo w kominku, mam teraz duzo czasu na rozmyslania. Niczym blyskawica, po mojej glowie kolacze sie nieznosna mysl: "co mnie do [diabla] podkusilo z tym lataniem i Bahama, no co ..."


    Z najlepszymi zyczeniami swiatecznymi wasz
    BlackHorse1973



    Misiaczkowaci

    Szukamy nowego sasiada.

    Tak, wiem ze to nie najlepszy watek na szukanie sasiada ale myszka jest ostatnio zestresowana i porzadnie nia w cel trafic nie mozna. Cala historia zaczela sie jeszcze w maju, kiedy na farme obok sprowadzil sie nowy sasiad. Juz wtedy babcia mówila, ze nic dobrego z tego nie wyniknie. Ale, oczywiscie, kto by tam babci sluchal, ona zawsze musi zrzedzic i narzekac, jak tego nie robi, to rosnie jej cisnienie i zaczyna zle sie czuc.

    Tak wiec zaczelo sie walenie, pukanie, halasy - to sasiad sie urzadzal. A to stodole stawial, a to zagrody dla zwierzaków. Krzywe jakies to wyszlo, zupelnie koslawe. Ale kibelek to mu sie udal, trzeba to przyznac. Kupil zestaw w jakims markecie budowlanym i zdolal to wszystko porzadnie zlozyc do kupy. No bo zreszta w takim celu mialo mu sluzyc. Tak wiec wychodek byl pierwsza klasa i nawet czasami zakradalem sie, zeby tam sobie posiedziec jak u nas bylo zajete. A u nas czesto jest zajete bo dziadek lubi ucinac sobie drzemke i czasami przysnie w wiadomym miejscu. A dziadka lepiej nie budzic... Jak tak sie zakradalem, to musialem bardzo uwazac na dziure przed wychodkiem zeby sobie nogi nie skrecic. Babcia twierdzi, ze sasiad te dziure nosem wykopal ale ja zbytnio jej nie wierze, bo oczy u babci juz nie te i to czego nie zobaczy, to zmysli.

    Po jakims czasie halasy na farmie obok ustaly. Sasiad jako tako sie urzadzil i myslelismy, ze bedziemy mieli troche spokoju. Tymczasem zaczely sie wizyty bestii - sasiad ma kota. Lazil sobie ten darmozjad po naszym terenie gdzie chcial i kiedy chcial. Mi to moze i za bardzo by nie przeszkadzalo, bo lubie wszystkie zwierzeta ale nasza myszka dostawala jakichs dziwnych ataków na jego widok (bo bez skrepowania wchodzil i do naszego domu). Najpierw zaczynala dygotac a kursor latal po calym ekranie, a potem udawala martwa i odmawiala posluszenstwa. Duzo siedze przy komputerze i zaczynalo mnie to wszystko juz denerwowac. Poza tym nasz Azor, zamiast zajac sie odpedzaniem jaszczombów, za punkt honoru postawil sobie zeby dopasc i wytarmosic siersciucha. Nigdy mu sie to nie udalo bo z kota byl spryciarz nie lada ale jaszczomby coraz czesciej zaczely podkradac nam inwentarz.

    Ale prawdziwe klopoty z sasiadem zaczely sie jakos tak w polowie maja. Obudzil mnie straszliwy huk. Zaraz potem uslyszalem brzek tluczonej szyby w kuchni. Wybieglem na dwór. Na farmie sasiada palil sie wychodek i stojacy obok pokazny swierk. Sasiad próbowal to wszystko ugasic gasnica samochodowa, a pikanterii zdarzeniu dodawal fakt, ze byl pozbawiony dolnej czesci garderoby. Babcia zadzwonila po straz pozarna, a my z dziadkiem pobieglismy pomagac gasic ogien, który rozprzestrzenial sie po calej farmie. Po jakims czasie przyjechalo ze dwadziescia jednostek strazy. Stratowali nam samochodami lake, wypompowali cala wode ze stawu (nie mielismy w tym roku nawet jednego karpia na Swieta). Sasiadowi sfajczylo sie prawie wszystko za wyjatkiem domu. I nareszcie zrobilo sie troche spokoju, bo przez to latanie bez gaci wzieli go na obserwacje do psychiatryka.

    W sumie nieszczescie straszne i sasiadowi wspólczulem, ale musze sie przyznac, ze w glebi serca cieszylem sie, ze nie bede musial wiecej ogladac tego jego kota i na komputerze da sie troche popracowac. Gdzie tam. Juz nastepnego dnia przyszedl. Futerko ponadpalane, wasów brak ale zadowolony z siebie jak nigdy przedtem. Myszka wydala z siebie jakis dziwny jek, zrobila salto w tyl i gdyby nie moja szybka interwencja, to powiesilaby sie na wlasnym kabelku. Najgorzej jednak przezyl to wszystko dziadek. Okazalo sie, ze jakims cudem ogien dotarl do jego bunkra, w którym staruszek z upodobaniem skraplal sliwki z naszego sadu. Wszystkie zapasy wziely w leb i dziadek zamknal sie w sobie. Zdziwaczal i zaczal rozmawiac z jakas zielona zaba, która znalazl zaraz po pozarze na blacie kuchennym przy oknie. Na sama wzmianke o sasiedzie jakis dziwny blask zapalal mu sie w oczach i mysle, ze ten pobyt w psychiatryku, to sasiadowi tylko zycie uratowal.

    Nastala jesien. Sasiada wypisali. Znowu zaczelo sie stukanie na farmie obok. Najpierw, oczywiscie, postawil kibelek, dopiero potem stodole i zagrody dla zwierzat. W koncu nastala blogoslawiona cisza ale nie potrwala dlugo bo sasiadowi odwalilo. Nie wiem skad wygrzebal ten samolot ale codzienne przeloty tego niebieskiego grata nad nasza farma doprowadzaly nas wszystkich do szalu. A szczególnie dziadka. Doszlo juz do tego, ze nakrylem go jak szukal na portalu aukcyjnym dzialka przeciwlotniczego z demobilu. Dzialka wprawdzie nie kupil ale na widok przelatujacego samolotu bral co mu w reke popadnie i rzucal (w ten sposób stracilismy polowe plonów ziemniaków).

    Przyszla zima, pas startowy zasypalo i myslelismy, ze przynajmniej teraz sasiadowi przejdzie zapal do latania i bedziemy mieli przyjemne Swieta. Gdzie tam, pewnego poranka znowu rozlegl sie ten znienawidzony warkot. Dziadek wybiegl na dwór na bosaka, w samej koszuli nocnej. Nie wiem czym rzucil, ale podejrzewam, ze z braku ziemniaków pod reka musial ciepnac ta zielona zaba, z która sie nie rozstawal, bo od tamtej pory jej nie widzialem. Gruchnelo, walnelo i kiedy wybieglem, to szczatki samolotu lezaly juz na ziemi. Kiedy dobieglem na miejsce wypadku, sasiad wyczolgiwal sie wlasnie z wraku. Tak mysle, ze jemu naprawde odbilo. Trzaskajacy mróz a on ubrany w klapki, szorty i koszulke z krótkim rekawem z palmami. Pogotowie przyjechalo bardzo szybko jak na te warunki...

    Wypisali go jednak przed Swietami. Nie moze sie ruszac, siedzi tylko i oglada telewizje. Wiem to, bo przynioslem mu troche bombek na choinke, które babcia znalazla przy drodze. I wiecie co? Przez jakis czas bede mial ten jego kibelek tylko dla siebie!



    MisioPrezydent

    Za kierowce na karetce robie juz ladnych pare lat i rózne kursy sie trafialy ale takich jaj jak ostatnio to chyba jeszcze nigdy nie bylo. To wszystko chyba dlatego, ze nazjezdzalo sie tych miastowych i straszne glupoty do glowy im przychodza.
    Pamietam jak tego lata jechalismy do pozaru. Facetowi spalil sie prawie caly dobytek a on sam latal z wiaderkiem miedzy wozami strazy pozarnej zupelnie golutki od pasa w dól. Poniewaz zleciala sie prawie cala wies i zrobilo sie wielkie zbiegowisko, to Zenek, nasz sanitariusz, narzucil na faceta swój fartuch tylem na przód zeby nieobyczajnym widokiem kobiet i dzieci nie ranic. Wtedy wszystkie kobiety zaczely nagle buczec i gwizdac ale nie wiem dlaczego, bo musielismy opatrzyc jakiegos dziadka, który poparzyl sobie dlonie podczas ratowania bimbrowni, która mial w jakims poniemieckim bunkrze. Potem musialem wysmarowac jeszcze mascia Zenka, który tez sie troche poparzyl ale dwie butelki uratowal. To byl bimberek na sliwkach, wiem bo kosztowalismy w drodze powrotnej (od tej to pory nie mamy na dachu koguta, bo nam go stlukla jakas agresywna galaz przydroznego drzewa).
    W kazdym razie zanim uporalismy sie z tymi wszystkimi poparzeniami, to ci z konkurencyjnej karetki z drugiego miasteczka zawiazali facetowi od pozaru rekawy z tylu i wywiezli go do szpitala. Jak sie pózniej okazalo - psychiatrycznego na obserwacje. Wiec biedak swoje dwa tygodnie musial odsiedziec zanim go wypuscili. Myslalem, ze nigdy go juz nie zobaczymy.
    A jednak. Tuz przed swietami kiedy wybieralismy sobie z Zenkiem po ladnej choince w lesie przychodzi wezwanie na radio. Jedziemy, patrzymy a tu szczatki samolotu a facet lezy obok doszczetnie polamany. Obok stoi ten mlody od dziadka i jakas panienka, widac nowa bo nigdy przedtem jej nie widzialem. Musi wpadla Zenkowi w oko, bo od tej pory codziennie jezdzi do niej po pracy, zeby pomóc jej naprawic szkody wyrzadzone przez samolot. Jezdzi, chociaz jest solidnie przeziebiony, bo jak juz pisalem nie mamy koguta na dachu. A jak jechalismy z facetem do szpitala, to troche sie nam spieszylo i Zenek wystawil glowe przez okno i robil za syrene. A bylo z dziesiec na minusie i troche go przewialo. No wiec my z tym facetem na chirurgie i tam go jakos chirurg poskladal do kupy. Bylo troche problemów bo zuzyl caly przydzial gipsu na rok i ordynator musial pozyczac cement od robotników co rozbudowuja prawe skrzydlo szpitala. Trzyma fest ale nawet nie moge sobie wyobrazic jak faceta beda z tego rozkuwac.
    No ale najciekawiej bylo tuz przed Sylwestrem. W zasadzie bylo juz po pracy. Wracalismy z Zenkiem do szpitala zeby zdac karetke. Zdenka nieco suszylo, bo przez te nowa dziewczyne, to zaprzyjaznil sie tez z tym dziadkiem od bimbru i dosyc czesto mu tam w czyms wieczorami pomagal. Wiec poprosil mnie zebysmy na chwile przystaneli obok Kasi (bo tak ta nowa ma na imie), to on tylko na chwile wskoczy i czegos sie napije.
    Wyskoczyl niebawem zielony na twarzy i pokazuje na zoladek. To ja mu mówie, zeby skorzystal z tego kibelka, który pomógl Kasi wyremontowac ale on na migi, zeby do szpitala, nawet slowa z siebie nie mógl wykrztusic. No to jedziemy. I co sie na rentgenie okazalo? Razem z woda ze szklanki Zenek polknal jakas zielona zabe. Okazalo sie, ze jest nieco wybuchowa. Co to sie w szpitalu dzialo. Przyjechali saperzy, brygada antyterrorystyczna, jakis facet z UOP-u. W koncu jakos Zenkowi te zabe wyjeli, a ona wydobyla z siebie jakies "dbvk" czy cos podobnego i buch! Juz jej nie bylo.
    Od tej chwili Zenek nie pije juz w ogóle wody, a ja z optymizmem patrze w przyszlosc, bo jakos w kosciach czuje ze wiele ciekawych wypadków przydarzy nam sie w tym nowym roku. O czym, oczywiscie, nie zapomne Was poinformowac.


    .zachar.

    Co w naszej wsi wyprawiac sie zaczelo, to sodomia i gomoria, panie.

    Najsampierw mlodych sie nazjezdzalo.
    Pierwszy przyjechal taki przystojny, panie. Ladny chlopaczek ino , panie, w oczach cos mial....jakby szalenstwo.
    Ale nie powiem, za pole sie zabral, warzywka hodowal, grzadki nawozil.
    Wieczorem lubial na lawce lub w wygódce, panie, posiedziec a ze ja spac nie moge, to go tam i widywalem.
    Zwierzyne plowe musial lubiec, bo nie dosc, ze kota osobistego posiadal, to pewnego dnia zabe se sprawil. Podobno jakies takie na dopalaczu. Ja tam nie wiem ale ludziska gadali, ze z zagranicy musial, panie, te zabe, bo u nas toto zabronione.
    Pewnego wieczora, szlem, panie, jak zwykle by gardziel w bunkierku zwilzyc... a bo mam taki maly bunkier, panie, giermanski jeszcze, a w nim aparature se zmontowalem wlasnorecznie i syropy rózne a nalewki wesole tam produkuje, by ludziom w cierpieniach dnia codziennego, za oplata mala, panie, ulzyc.
    O czym to ja, panie, mówilem?
    Acha, to ide na kolacje do tego bunkra a tu jak nie lupnie cos...
    Ja dwie wojny swiatowe, panie, przezylem po obu stronach walczac a i jedne nasze...te 30 lat temu ale takiego huku i ognia, panie, to ja nie widzialem.
    Potruchtalem do bunkra, bo tam helm mam, panie, poniemiecki - tak w razie czego, bo jak ludzie mówia strzezonego bozia strzeze. Na leb helm, panie, narzucilem i bez dziurke od klucza patrze, co sie dzieje. Ten mlody to w slawojce wlasnie siedzial i chyba nie bardzo, wiedzial, co sie stalo, bo oczka mial duze i blednem spojrzeniem wodzil, panie, dookola a perspektywe mial szerokie, bo sciany od ustepu, mu poodpadaly...
    Mnie, panie, milicja pózniej pytala, czy cos widzialem...ale co ja tam im, panie, gadac bede.
    Jak na spowiedzi, z reka na sercu, to ja, panie cos widzialem...jakby zabe w kominiarce i…panterce . Ale wzrok juz nie ten, takze...a i buzie ona, panie pilowala - banzai krzyczala, czy jakos podobnie ale nie wiem, bo wegierskiego to ja, panie, nie znam.
    Ten mlody pozar gasic sie rzucil ale gasnice, panie, to on mial malutkie, oj malutkie.
    Ladne mial obejscie ten mlody, panie...nawet bardzo ladne. Mial...

    Pózniej panienka przyjechala. A nie powiem - z klasa kobitka, od razu widac, ze miastowa.
    Cicha byla, spokojna, panie, widac wies lubiaca.
    Na poczatku to ona jakas taka nie bardzo byla. Obejscie obejrzala, sie pokrzywila i do chalupy wejszla.
    I dlugo nie wychodzila.
    A koncu wyszla, panie. Ale to juz inna kobita byla.
    Za robote sie wziena, grabic zaczela, pielic i takie tam. Obejscie, panie, blyszczec zaczelo.
    Ten mlody, jak ze szpitala wrócil, co go po tym pozarze, panie, zabrali to tez przycichl nieco. Zgaszony hehe taki bardziej chodzil.

    Pewno dnia ja patrze a on wyciaga, panie, aeroplana, co go stary Maciaszczyk od wojny trzymal, ze jeszcze sie przyda, mówil.
    Ten mlody krecic sie przy maszynie zaczal, guano, panie, kurze mlotkiem odbijac i w ogóle ten aeroplan reperowac.
    Kiedys, panie, jak szlem do bunkierka by do pieca drewek dolozyc, bo ja tam, panie, i kuchenkie takie male mam, na której banka od mleka krowiego stoi, a z niej rurka do chlodnicy idzie...ale ja, panie, nie o tym chcialem...
    Patrze ja ci a ta mloda bez plot jak kozica gibla, podejszla do tego aeroplana i cos kompinowac zaczela.
    Mysle sobie, ze moze tez ta...jak to sie, panie, mówi....jentyzjastyczka latania z niej.
    Chwile przy tem aeroplanie postala, smiglo, panie, przykrecila, stery wyregulowala - widac zna sie, na rzeczy. Ale te miastowe, to wiadomo, ze to po szkolach wszystko to i nie dziwota.

    Pewnego dnia siedze sobie panie przed telewizorem, „M jak milosc” ogladam a tu jak mi cos wyc nad chalupa nie zacznie.
    Wyszlem, panie , patrze a ten mlody to aeroplan uruchomil i fruwac zaczal.
    Panie, fantazje to ja rozumie, i sam nawet czasami zaszalec lubie i szklanke bez zagrychy rabnac ale jakie prawo owemu po moim niebie latac?

    O niee. Chwycilem, panie, kamienie i dalej w tyn aeroplan. Ale ze i lata juz swoje mam i wzrok nie ten, ciezko bylo lobuza trafic.
    Macius, wnusio mój, proce mi w szkole na zajeciach recznych zrobil, chcial pomóc dziadusiowi, panie, a to zloto nie chlopak.
    Z proca to juz latwiej szlo i chyba w koncu lobuza, trafilem bo na ziemie spadl, panie, na stodole tej mlodej trafil.
    Pogotowie, panie, po lobuza przyjechalo, bo sie polamal chyba, dobrze mu tak. No pojecie ludzkie, panie, tak po czyims niebie latac, ze tez to kary na takich, panie nie ma... ja to bym go, panie, przez Zulawy… (itd.)
    Z pogotowia to nawet sympatyczne te chlopaki a jednemu to ta mloda chyba, panie, w oko wpadla hehe, rozumiesz pan. Mlode to i kochliwe. Teraz to nawet czesto go widze, jak do sasiadki przyjezdza, czasami, to nawet, panie, i do mnie zajrzy, o zdrowie zapyta, dzemy i marmelade na skroplenie przywiezie. O ten, to panie podoba mi sie. Autem po ziemi jezdzi a nie fruwa, panie.
    __________________
    jestem pci meskiej!!




    Misiaczkowaci


    No, to juz jest pewne, ze dziadek nie bedzie siedzial. Jezdzil co prawda na przesluchania, strasznie podobno go tam maglowali ale zadnej winy udowodnic nie mogli. Zreszta dziadek, to juz taki jest ze wszyscy jakos bardzo go lubia. Po kilku pobytach na komisariacie zaprzyjaznil sie z komendantem i ten go sluzbowym gazikiem zawsze pod próg odwozil, i jeszcze wychodzil i drzwi dziadziusiowi otwieral. I jeszcze sie jakos tak z komendantem dogadal, ze ktos nam bedzie obornik za friko wywozil. Mnie tez policja wypytywala czy u dziadka jakiejs broni nie widzialem, procy czy czegos podobnego. Oczywiscie nic im nie powiedzialem. Ani o tym, ze mamy w szkole bardzo fajnego pana od wychowania technicznego, który pomógl mi te proce zmajstrowac, ani tym bardziej o starym mauzerze dziadka, co to go trzyma w bunkrze, ani o panzerfauscie.

    Sasiad powoli dochodzi do siebie. Zdjeli mu juz gips z jednej reki, tak wiec nie wymaga juz tak bardzo troskliwej opieki. Ten Zenek od Kasi przyjechal wczoraj z kierowca i doktorem ze szpitala. Najpierw meczyli sie bezskutecznie jakies pól godziny bo gips twardy byl jak nie wiem co, a potem Zenek wpadl do dziadka pozyczyc diaksa i wtedy jakos juz im poszlo. Dziadek w ogóle jest niesamowity. Z sasiadem tez sie zaprzyjaznil. Zaczelo sie od tego, ze babcia poprosila dziadka, zeby poszedl i pozdejmowal z sasiada ozdóbki na choinke (ja akurat bylem w szkole i nie moglem). Dziadek wymawial sie jak tylko potrafil, a wtedy babcia poprosila po raz drugi. Jak babcia prosi drugi raz, to nikt nie jest w stanie odmówic, nawet taki chojrak jak dziadek. No wiec poszedl chlopina do sasiada, a babcia odlozyla walek i powrócila do gotowania. Na poczatku podobno mocno sie posprzeczali - sasiad przezywal jeszcze utrate samolotu. No to mu dziadek wygarnal o tym spalonym bimberku w bunkrze, i o tym ze aparature musial sobie nowa szykowac. Jak sie ta rozmowa skonczyla to nie wiem ale faktem jest, ze dziadek chodzi teraz codziennie do sasiada ogladac M jak Milosc.

    A tak w ogóle, to kupilem sobie nowa myszke. Ona zupelnie sie kota sasiada nie boi. Teraz duzo szybciej idzie mi robota (bo dorabiam sobie po szkole troche na komputerze) i zostaje mi wiecej czasu zeby sobie pograc w taka fajna gre. Jaka? E tam, wstyd sie nawet przyznac. No dobrze, to taka niby wirtualna farma. Mozna siac roslinki, hodowac zwierzatka, handlowac na bazarku. Niby nic a wciaga, ale nie sadze zeby bylo to cos, co Wam mogloby sie spodobac.

    To, ze duzo siedze przy komputerze, nie znaczy ze juz zupelnie nie widze co sie wokól mnie dzieje. Otóz wedlug mnie, to juz zupelnie niedlugo sanitariusz Zenek padnie na kolana przed nasza nowa sasiadka i poprosi ja o reke. Skad to wiem? Po pierwsze chlopina zadurzyl sie po uszy i to kazdy jest w stanie zauwazyc. Swiata poza Kasia nie widzi. Jak ja zatrzymali po tym wypadku z samolotem na komisariacie, to do tej pory wiercil komendantowi dziure w brzuchu az ten dziewczyne wypuscil. A po drugie, to nocowal u nas taki pan z Panstwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Zenek wypatrzyl u niego taka fajna, nowoczesna lustrzanke cyfrowa. Cos tam sobie pogadali, a potem pojechali do kosciola mierzyc jakies swiatlo. Jak wrócili i sie zegnali, to slyszalem jak ten pan z komisji prosil Zenka aby dal mu znac kilka dni wczesniej, i ze na pewno przyjedzie. No to o co moze chodzic?

    Ta sasiadka Kasia zupelnie zbzikowala na punkcie farmy. Chyba mieszkanie w miescie sprzedala, bo calkiem duze pieniadze wsadzila w jej urzadzenie. Jeszcze nie tak dawno uprawiala recznie te swoja salate i marchewke, a teraz ma i traktor, i siewnik, i mnóstwo zwierzat nakupowala.

    Oj, musze konczyc, bo kot sasiada miauczy pod drzwiami. To znaczy, ze dziadek z sasiadem ogladaja M jak Milosc. Zwierzak jakos wyjatkowo tego serialu nie lubi i przychodzi wtedy do nas. Zaraz dam mu troche mleka, a potem siersciuch uwali sie jak zwykle przy monitorze i bedzie mruczal. Nawet go juz troche polubilem.



    onkapinka

    Jako , ze nawiedzia nasza farme Policyja i zaczeli przesluchiwac mi mojego starego (do wnuczka tez sie przyczepili), to powiem wam po prawdzie jak to wszystko bylo.
    Kobita ze mnie wprawdzie wiekowa ..ale dziarska, bo to przy gospodarce krzepy trza i cialo jeszcze nie calkiem z sil mi opadlo.
    Nie powiem, wiek mam (no prawie 80-tka na karku), ale wzrok jeszcze dobry a i sluch mnie nie zawodzi.
    Jak mnie co strzyknie w krzyzu to kapusty utluke, oklad zrobie albo ziol nagotuje . Te wszystkie nowomodne masci i tabletki panie to najgorsze swinstwo-kurzym lajnem sie natrzesz a lepiej pomoze(no i darmo Panie kochany).
    Ale ja nie o tym gadac chcialam(wnusiu mowi , ze jakowas Demencyja u mnie czy jak ja tam zwa)....a juz wiem o tym sasiedzie mialo byc co to sie rozbil.
    Panocku , powiem wom , ze ten chlop taki niczego sobie , jakbym mlodsza byla to kto wie co by sie dzialo.Przykludzil sie na farme po starym Maciaszczyku (ten co to na skrzypkach na weselach grywal i tak mu to nie posluzylo bo w alkocholizm popadl i calkiem chlop zmarnial)
    Maciaszczyk ponoc jakiegos pociotka przed smiercia znalazl i farme na niego przepisal.
    No i tem Pociotek sie sprowadzil(znaczy sie ten mlody przystojny ).
    Maciaszczykowa gospodarka podupadnieta byla , bo chlop roboty nie patrzyl a ino zeby cos wypic.
    Mial mlody roboty co niemiara. A jak mu to zgrabnie szlo, powiadom wom, z samego rana juz sie na gospodarce uwijal. Milo patrzec bylo , mowie wam robotny jak ta mrowka .
    Wszystko ponaprawial, posial, pomalowal. Robota mu sie w rekach palila...
    Palila..palila..co to ja mialam wam panocku opowiadac???
    AAAAAAAAAA palilo sie tez ,ale o tym potem...
    Melisy musze na uspokojenie zaparzyc ,bo jak o paleniu wspomne to mna trzepie i rece mi trzasc sie zaczynaja ...
    Tak mnie ta melisa uspokoila , ze przespalam sie troszeczke. O czym to ja mowilam???

    Juz wiem o czym mowilam, o tym sasiedzie co sie sprowadzil. Jakos tak dziwnie sie nazywal , Blak Hors czy jakos -no nie po polsku. Jakas nowa moda teraz przyszla takie dziwne imiona dziecia dawac.
    Co niektorzy sasiedzi mowili do niego czarny inni kon,.Nie rozumie dlaczego bo blondyn byl a do konia nic ci on nie podobny(szczeke mial wsprawdzie lekko podluzna -ale zeby zaraz koniem go nazywac?)
    No wiec ten Blak robotny byl, ale jakos taki dziwny mi sie wydawal. Nie raz ,nie dwa mowilam wnusiowi , ze z tego sasiedztwa nic dobrego nie wyniknie. A ten do mnie , ze zrzedze i narzekam ...
    Nie wierzy w moje przeczucia, a mnie przeczucia nie myla. Zawsze po takiej rozmowie cisnienie mi rosnie i zaczynam sie zle czuc(wtedy meliske na uspokojenie popijam) .
    Sasiad sie jakos tak w polowie maja urzadzil . A najlepiej ze wszystkiego wyszedl mu wychodek. Mowie wym panie kochany, taki wychodek ze az sie czlowiekowi chce.
    Widzialam nie raz, jak sie wnuczek tam do niego zakradal, gdy moj stary w naszym siedzial( bo lubi sie zdrzemnac czasem chlopina po ciezkim dniu).
    Sasiad postawil kolo wychodka zabe ,co to tymi fajerwerkami strzelala. Nawet zgrabnie jej to wychodzilo. Nie wiem poco mu ta zaba byla ,ale jak ja tylko zobaczylam to wiedzialam ,ze nic dobrego z tego nie wyjdzie.
    Panie, zyje sie troche na tym swiecie i na moj babski rozum,ogien i wizyta w wychodku po spozyciu zupy fasolowej moze zle sie skonczyc.
    Ale mnie i tak nikt nie slucha.
    Wracalam wlasnie z nabozenstwa majowego, wieczo juz byl, przyjemnie cieplo Ostatnie promienie slonca znikaly wlasnie za horyzontem. Ptaki cwierkaly rozkosznie, zyc a nie umierac mowie wam .
    Przechodzilam wlasnie kolo sasiadowego gospodarstwa , jak mlody wlasnie z gazeta pod pacha udawal sie do wychodka. Uklonil mi sie pieknie i pozdrowil milo. Widac , ze chlopak uczony i dobrze wychowany.
    Przysiadlam jeszcze na laweczce przed domem i przygladalam sie naszej gospodarce. Pieknie wszystko tego roku zakwitlo. Maciejka pachniala slodko, ze az mgli panie. Ale tak milo mgli.
    Nagle u sasiada jakis blysk zobaczylam i jak nie huknie!!!! Takiego huku to od 2 wojny swiatowej nie slyszalam ,jak nas niemcy bombardowali.
    Podbieglam do plota, patrze a ten Blak na kiblu siedzi,sciany polecialy na boki i zaczyna sie wszystko ogniem zajmowac. Mlody jak nie skoczy ,ale ze gacie mial na kolanach to nochem w piach polecial , ze az dziure wykopal.
    Pozbieral sie i bez tych gaci po gasnice polecial. Hi hi panie, to byl widok. Stara jestem ale czegos takiego jeszcze nie widzialam. Przy okazji nie dziwie sie juz, czemu co niektorzy koniem go nazywaja.
    Polecialam po straz dzwonic bo palilo sie juz calkiem , calkiem. Wnusia i starego z chalupy pogonilan, zeby biedakowi pomogli. Wypompowali caly staw, ten co w nim karpie chodujemy.
    Ale i tak niewiele z gospodarki mlodemu sie ostalo.Na nasza gospodarke tez pomorek padl . Jakas iskierka ostatnia i stalo sie. Staremu do bunkra poniemieckiego ogien sie dostal i cala robota na nic. A w bunkrze moj stary pedzi,znaczy sie on nie pedzil bo nogi juz nie te i wolniutko je ciagnie. Ale stary w tym bunkrze sliwki skrapla , nie zeby na sprzedaz panie. Na wlasny uzytek. Takie hobby ma.

    Koniec koncem, ,wywiezli mlodego do wariatkowa, bo tak bez tych gaci ciagle po farmie latal i obled w oczach mial.

    Mojego starego tak to dobilo, ze zamknal sie w sobie zdziwaczal i nawet ta zabe ,co to fajerwerkami u sasiada plula , przysposobil. Zamiast gadac ze mna to z zaba rozmowy prowadzil.
    Mowie wam pomorek , zawsze wyjdzie na moje. A nie mowilam!!!!



    Wypisali go jakos pod koniec lata. Znow wzial sie do roboty. Ale jakis zamkniety w sobie sie zrobil i ciagle myslal.
    Obserwowalam go czasami okna jak pracowal , pierwsze co wyremontowal to ten wychodek. Wnusio sie nawet ucieszyl , bo znow mogl korzystac, jak stary w naszym pochrapywal. Za kazdym razem go ostrzegalam, zeby na ta dziure uwazal, co to ja sasiad nosem wykopal. Ale wnusio jak to mlody nie wierzy. Gada , ze oczy juz u mnie nie te i jak nie zobacze to wymysle. Ale niech mu tam.
     
    Ostatnie edytowanie: 24 września 2014
  2. -kangoo-

    -kangoo- Baron forum

    Ja chciałabym ocalić od zapomnienia farmerską gazetkę gracza Farole1234 i jego komiksy bez obrazków :)

    [​IMG]

    i drugi:

    [​IMG]
    zupełnie bez sensu to było, ale mnie urzekło :)
     
    babula40, draculik34 oraz onkapinka lubią to.
  3. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    kangoo...to naprawde sa perelki...czegos takiego nie wolno zakopac w czelusciach internetu!!!

    Nastepne perly z watku "Opowiesci z farmy pazurem pisane"

    MRT_Greg

    Kto wyzywa sie pytacie?
    Alez dobrze wy go znacie!
    Kto opinie nam rujnuje?
    Kto na forum jest dzis... zbójem?
    Kto wciaz psuje nam opinie?
    Wszak on z tego wlasnie slynie.

    Wciaz nie wiecie mili moi?
    Ja nie powiem - nie przystoi.
    W takim jakze zacnym watku,
    Trzeba troche miec rozsadku.
    Nie wymieniac imie pana,
    Który za to wsadzi bana.

    Radze zatem - dajcie spokój,
    Na luz wrzuccie - peace (to pokój)
    I zajmijcie sie po prostu,
    Tym co temat tego postu.
    Kleccie wiersze madre, glupie,
    Reszte miejcie zas gdzies w... gluchej,
    Brudnej, ciemnej, waskiej niszy,
    Której nazwy nie napisze.

    (Wierszem tym wam tu dziekuje
    Na zaproszenie odpisuje
    I zapraszam do GRA_nicznych
    Prozaików - nie lirycznych )

    A wracajac do tropików...


    onkapinka

    ...a wracajac do tropikow
    zakupilam piec top-ikow
    bo tam duszno nieslychanie
    a w kurteczce to nie granie..

    Bo tam sie rozebrac trzeba,
    kiedy zar sie leje z nieba
    Zakupilam tez bikini
    (az sie zal zrobilo swini)
    gdy je sobie nalozylam
    to anginy sie nabylam

    Bo z wrazenia zapomnialam,
    ze tu u nas zimno, slota..
    i po wyspie juz latalam
    otwierajac raju wrota....

    abask



    Do farmera rzecze cicho:
    Polatamy sobie, Zdzicho?
    Farmer na to: Czemu nie?
    Na Bahama kazdy chce!
    I juz pedza na lotnisko
    co jest calkiem, calkiem blisko...
    Samolocik wynajmuja...
    Juz do srodka sie laduja...
    Farmer sie przyglada chwile....
    Stara, nie wiesz co to mile?
    Bo w instrukcji napisali,
    ze nam jakies mile dali...
    I by sie znalezc na pieknej wyspie
    trzeba wylatac te mile wszystkie!


    blekaczka


    Pachnie jeszcze gnoju sterta,
    bo przybylo jej znów z kola.
    Ech, gdzie szczescia mala dola?
    Moze tam na wyspach czeka?
    Farmer Zdzicho juz tam zwiewa.
    Póki co, na zwiady male,
    nowe wlosci przejrzec cale.
    Soltys tez juz smiglem kreci -
    wiecj wladzy tak go kreci.
    Ambicyjka go popycha:
    - Bede wójtem gdzies w tropikach!

    MRT_Greg



    A wójcina – próchno stare,
    Ma ochote na korale.
    Zas ich córka – wredna strzyga,
    Na szmaragdy tamte dyba.
    Synek „skromny” jest - po dziadku.
    Wszystko dostac chcialby w spadku.
    A wiec knuje juz intryge,
    Jakby ukatrupic strzyge.
    Ojca wyslac tez w zaswiaty,
    Matke zamknac gdzie wariaty
    I gdzie wyspy jest sciernisko,
    Wybudowac San Francisco.

    Tak w beciku zaplatany,
    Snuje swe koszmarne plany.
    Lecz na szczescie los na strazy
    Stoi, zatem nikt sie nie powazy
    Zadrzec nawet w grupie, razem
    - On wsród zagród jest cesarzem!

    Bóbr zas jego poplecznikiem...
    Lubi czuwac nad zwierzchnikiem.
    Wiec szykuje w samolocie,
    Tron rzezbiony w czystym zlocie.
    Z boku bedzie kózka mala,
    Serenady mu spiewala,
    By podrózy czas umilic.
    Trzeba takze sie posilic
    Podczas lotu - no a jakze,
    A wiec jablka leca takze.
    Kisc daktyli, pomidory,
    I truskawki, i indory...
    Stop! To jakim prawem?!
    Indyk spieszy na zabawe?
    Nie dla niego takie loty,
    Niech na farmie ploszy koty
    I nie wpycha sie z butami,
    Tam gdzie bobry z królikami...

    Z króli.. kami... zaraz co to?
    Arka jakas? Czy to potop?
    Ze tak wszystkich dzis wywiewa...
    A kto zadba nam o drzewa?
    Kto dogladnie kur w zagrodach?
    Czy nie glodna swinska trzoda?
    Czy miód w barciach sie szykuje?
    Lysa owca nie choruje?
    Karpie czy sie mnoza jeszcze?
    Czy nie legna sie tam leszcze?

    Wiec nie tracac ani chwili,
    Los tak z bobrem ustalili:
    "My lecimy - wy czekacie.
    Posprzatajcie tutaj w chacie,
    Gnój ulózcie w ladna kope.
    Chwasty skopcie, tam, za plotem
    I nie traccie ani chwili,
    Praca zycie wam umili..."

    Na to kura zagdakala:
    "Toz to, ko-ko, jakas chala!"
    "Kontrabanda!" - piszczy pszczola,
    "Draka, kpina!" - królik wola.
    Strus tez bobra glosno laja;
    "Toz to panie jakies jaja!"
    Kon zas slyszac takie slowa,
    Zarzal w kacie; "Zaraz skonam..."
    Indor caly sie zaperzyl,
    Swoje pióra rozczapierzyl.
    Zagulgotal w wielkim gniewie;
    "Komus tu sie we lbie ...placze!
    Ja rozumiem, ze zajace
    Lecz dlaczego kolezenstwo,
    Ma miec dzisiaj tu pierwszenstwo?
    Czemu bóbr - co nie lata
    Dzis wyreczac chcialby ptaka?!"

    Rejwach zrobil sie straszliwy,
    Leca mlotki, gwozdzie, pily,
    Deski, cegly i lopaty.
    Malo nie rozwala chaty!
    Miesem rzuca ktos po sali...
     
  4. Klon13

    Klon13 Czeladnik forum

    Kawał niezłej roboty za wami, super pomysł :)
    To forum już nigdy nie będzie takie jak tamto :cry:
     
  5. renia111979

    renia111979 Ekspert forum

    Onka szkoda że większości się nie da skopiować, przykre, że nam nawet zamknięte zabierają, zostawiliśmy tam setki postów wnoszących coś i tych błahych. Wiele twórczości naszych forumowych artystów.
    Zamykając całkeim dostęp do tamtego forum zabierają lekturę na smutne dni, kiedy człowiek sobie podczytywał stare dzieje, przypominał czasy kiedy odejscie od kompa powodowało czasem brak możliwości doczytania wstecz, bo posty pojawiały sie z prędkością swiatła.
    Osobiście dzięki za ten wątek, może i jakąś dla siebie perełkę znajdę :oops:
     
  6. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    Wklejajcie puki czas...a niewiele go zostalo. Fajnie , ze wam sie podoba...watek mozna pociagnac dalej, wpisujac proze i poezje:))

    Tu jeszcze jedna moja ulubiona perelka.

    Misiaczkowaci

    Wrzucil farmer do mozdzierza pazur gacka nietoperza
    Szklanke maki, lisc salaty, garstke prochu od armaty
    Cztery lyzki mysich bobków, osiem owsa sporych snopków
    Duzo chmielu, szczypte soli, stary zeszyt Farmajoli
    Pszczeli pylek, maku paczke i zuzyta wycieraczke
    Olówkowe dwa grafity, peczek rzodkwi - nieumyty
    Nac selera, kwiat rumianku, mlecze rwane o poranku
    Troche lajna starej krowy i zuzyte trzy podkowy
    By nie brudzic usiadl w wannie po czym utarl to starannie
    A na koniec czujac dreszcze dodal do calosci jeszcze
    Trzy topione stare serki - bedziesz miala fajerwerki!


    MisioPrezydent


    Cóz, gdy trzyma sie w zanadrzu, bardzo grozne paragrafy
    To postawe sie usztywnia, gorset sie wyjmuje z szafy
    A co z humoru poczuciem? Oj, uwiera i zawadza
    Gdy sie jakis czlowiek dorwie, do koryta gdzie jest wladza.
    W jednym reku kij sie trzyma (czasem walnie na rozgrzewke)
    W drugim wszystkim pokazuje, piekna, dojrzala marchewke.
    Nie narzekaj wiec tak bardzo, ze na miesiac Cie "zbanili"
    Ludzcy bowiem byli modzi, mogli zabic - nie zabili.

    .hektor89.(onkapinka')


    Jestem wdzieczna za ten miesiac
    innym wiecej sie dostalo
    co tam miesiac-toz to pestka
    nawet roczek to jest malo!!!

    Mogli farme mi skasowac,
    albo konia wykastrowac
    (tego co w rodeo skacze)
    wiec dlatego i nie placze

    Moglo gorzej stac sie przecie,
    sami o tym dobrze wiecie.
    Atak siedze z buzia w kuble
    i wygrywam jakies buble

    Jakas palma , czy Mikolaj,
    siedz na farmie i nie wolaj,
    ze tu krzywda ci sie dzieje
    bo ci rozga wnet przyleje!!!

    Ciesz sie graczu i siedz cicho
    no bo w lesie czeka licho
    Jak obudzisz licho wredne
    to ci zaraz mina zrzednie


    MisioPrezydent



    Siwobrody staruszek Mróz
    dziad zlosliwy, przybleda ze wschodu
    on twe serce zamienic chce
    w zimnoszklisty kawalek lodu
    On nam ziemie zamraza na kamien
    by nie wyszedl z niej nawet kielek
    dusi ryby w jeziorach i stawach
    pod taflami lodowych szkielek
    On bezdomnych caluje co noc
    zabierajac cieplo, nadzieje
    na korpusy martwych juz cial
    im kolderke ze sniegu nawieje
    On nam drogi zamienia w slizgawki
    lub pokrywa calunem bieli
    ten mieciutki, czysciutki puch
    jest skladnikiem smiertelnej poscieli
    Mrozne rece, skostniale paluchy
    wtyka w kazda dostepna mu szpare
    siwobrody staruszek Mróz
    wlasnie dorwal kolejna ofiare...
    Dosc juz zimna, niech ustapi lód
    niechaj wszystkim nam bedzie lzej
    wyslac dziada z powrotem na wschód
    by go bylo mniej... Coraz mniej...



    PS. GRZESIU!!!! wklej twoje opowiadania o Kapitanie Kukurze!! nie moge ich znalezc!!!
     
  7. MRT_Greg

    MRT_Greg Stary wyjadacz

    Spokojnie

    Opowiadania, większość dłuższych tekstów, pomysły etc, mam zapisane na kompie ;) Na pewno nie mam wierszy. No i nie mam różowego pamiętniczka... :cry:
     
  8. renia111979

    renia111979 Ekspert forum

    dopiszę się
    Bajki Szczigi o ile ktoś je jeszcze pamieta
    Bajka:

    Był sobie raz sierotek tłumek
    Sierotki miały te frasunek
    No bo sierotki - co wszyscy wiecie
    To są samiutkie na tym świecie

    Aż przyszła komuś myśl do głowy
    Pomysł po prostu wystrzałowy:
    "Dajmy się wszyscy adoptować
    Wtedy będziemy się radować"

    Jak pomyślały - tak zrobiły
    A że potrzeba dużo siły,
    by takim tłumem się opiekować
    Rodzinkę trzeba by rozbudować...

    Elmira wybrała matkowanie
    Chociaż to trudne jest zadanie
    Jedrus zaś będzie ojcem rodziny
    Jak trzeba - użyje dyscypliny

    Było tam jeszcze osób sporo
    Lecz teraz - taką późną porą
    Już moje natchnienie śpi głęboko
    Opiszę jutro ich, więc spoko.

    A teraz do łóżek już "w try miga"
    Bajkę pisała ciocia - Szcziga


    Część 2

    Nie tracąc więcej ani chwilki
    rzekł tata Jedrus do mamy Elmirki:
    "Adopcja rzecz prosta, rzecz jak po maśle,
    lecz teraz będzie problem właśnie

    Nasze sierotki chcą dostać prezenty
    a tutaj na nic są sentymenty
    nas tylko dwoje, sierotek gromada
    bankructwo ku nam już się zakrada!"

    Elmira mądrą zrobiła minkę
    i rzekła "Zwiększyć trzeba rodzinkę!
    Jak będzie nas więcej to za minutkę
    Zrobimy na wszystkie prezenty zrzutkę!"

    Reakcja na to była dość szybka
    Zaraz zgłosiła się Afrodytka
    I wobec całej sierotek gromadki
    objęła rolę Chrzestnej Matki.

    BA_Solmaremi (awansowała!)
    Od zaraz Babcią w rodzince się stała
    Triangiel jest Dziadkiem, nieco nieśmiałym
    Bo jest jedynym tu "niezMODziałym"

    A na dodatek do tego wszystkiego
    Jazz stałA się wujkiem - nie wiem, dlaczego [​IMG]
    Więcej nie piszę dziś. Koniec. Figa.
    Bajkę pisała znów Ciocia - Szcziga


    Bajka Cioci Szczigi nr 3
    Miała Mysza kłopot wielki
    chciała dostać reniferki
    no i łosie, i kasztanki...
    jednym słowem: ma zachcianki.

    Kręci Kołem, kombinuje
    a tych nagród nie widuje
    Zazdrość ją zżera, no bo za miedzą
    tam, u sąsiadów, to one siedzą.

    Inni to mają, kasztany, łosie
    tylko jej szczęście wciąż gra na nosie
    Miota się Mysza, ciągle się złości
    Traci już przez to na swej piękności.

    W końcu porzuca daremne żale
    I nie marnując czasu już wcale
    Idzie do Cioci na uroczysko
    Bo mądra Ciocia wyjaśni wszystko

    Ciocia to Szcziga, więc chyba jasne
    że ma na szczęście sposoby własne...
    Dobry los zaklnie, szczęście przywoła
    na pewno Myszy skapnie coś z Koła.

    Ciocia wysłuchać Myszy zechciała
    Radę jednakże dość dziwną dała:
    "Przysłowia - rzekła - to słowa mądrości
    Kto nie ma w grze szczęścia, ten ma w miłośći."

    Mysza nie była tym zachwycona
    Poszła do domu dosyć wkurzona
    A gdy szła drogą, to wtedy właśnie
    Jak coś nie huknie! Jak coś nie trzaśnie!

    To wydechowa traktoru rura
    Z niej był ten hałas i spalin chmura
    Traktor to na wsi rzecz spowszedniała
    Lecz Mysza stanęła jak skamieniała

    Bo na traktorze, na tym traktorze
    To rolnik siedział, że... O MÓJ BOŻE!
    Oczy błekitne jak chabrów kwiaty
    Znać po traktorze, że był bogaty

    Włosy miał jako pszeniczne łany
    Z wszystkich stron piękny był i zadbany
    Wziął ją na traktor, podwózł do domu...
    ...co było dalej, nie powiem nikomu.

    Był na kolacji... i na śniadaniu [​IMG]
    Pomagał nawet przy gotowaniu
    A słówko szepnęli mi już sąsiedzi
    Że on tam u Myszy to dalej siedzi.

    A ciocia Szcziga zaciera ręce
    Bo Mysza łosi już nie chce więcej
    Kasztany, reny - to dyrdymały
    Kiedy jest przy niej farmer wspaniały.

    KONIEC
     
  9. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    :))) Moze jeszcze ktos cos wklei????
    Grzesiu...kamien z serca...dobrze , ze masz te opowiadania!! Wklejaj , bedzie co czytac w dlugie zimowe wieczory!! A rozowy pamietniczek...hmmm gdzie sie zapodzial???
     
  10. MRT_Greg

    MRT_Greg Stary wyjadacz

    Nie wiem :(... wcięło :cry:
     
  11. agula38

    agula38 Chodząca legenda forum

    Onka -specjalnie dla Ciebie

    Kochany różowy pamiętniczku

    Piszę do ciebie, bo ze mną to już nikt nie chce gadać. Ogólnie jest do bani. A wszystko przez tatusia. W ogóle to zaczęło się od tego, że pani kazała przyjść do szkoły z rodzicami no i jak przyszedłem to pani powiedziała, że z własnymi. No ale ja przyszedłem z własnymi a cóż poradzę, że mamusia i tatuś biali a ja czarny. Się tatusiowi najwyraźniej omskło. Choć teraz to mi się wydaje, że musiała być jakaś niezła balanga w oazie miłości i powinienem się cieszyć, że nie szczekam…

    Ale nie o tym chciałem. Jakiś miesiąc temu tatuś, a on bardzo lubi majsterkować, wybudował na skraju naszej farmy różowy domek. Nazwał go oazą miłości. Mama rozradowana klasnęła w dłonie ale tatuś powiedział, że to dla zwierzątek. No to mama się obraziła i przesoliła zupę. Ale tatusia najwyraźniej to nie zniechęciło. Mało tego – zaprowadził do tego domku cztery Alpejskie Krasule a potem oblał cały domek perfumami mamy, które dostała od jakiegoś pana na urodziny. Christian D`ior czy jakoś tak się nazywał. A jakby tego było mało, to jeszcze wrzucił kilka porcji dopalacza. Co prawda on to nazywa super paszą ale w końcu chyba najlepiej wiem co trzymam w woreczku na dnie szuflady. Krzyczałem do tatusia, żeby nie przesadził ale on nie słuchał i sypnął cały towar.
    I co? No właśnie. Teraz dzieci się śmieją, że nasza krowa sika koktajlem truskawkowym. Całe szczęście, że nie wyszedł jakiś kosmiczny dziwoląg.
    Później tatuś postanowił zaszaleć i cisnął do domku cztery Szympansy. Pół godziny później przyjechała straż z miasteczka i uwolniła mamę z łap Króla Konga.
    O! Mieliśmy takie ładne Kaczki Czubatki… Tatuś mówi, że teraz to Kaczka Dziennikarska. No nie wiem – tu o pomyłce akurat nie ma mowy.
    Pamiętam, jak kiedyś byłem z tatusiem w takim fajnym mieście, gdzie było tyyyle gołębi i tatuś mówił, żebym tylko uważał, bo lubią nasrobić na głowę. Wtedy się z tego śmiałem ale od czasu tatusiowych eksperymentów muszę po podwórku biegać w kasku. Gołąb to pikuś ale jak ci Koza Latająca strzeli kupsztala to już nie jest wesoło.
    Ale najbardziej to tatuś był dumny ze Złotej Kury, która mu się trafiła – jak to mówił – od pierwszego strzału. Myślał co prawda, że będzie znosić złote jajka ale po pierwszej próbie, gdy okazało się, że to ściema, kura wylądowała w garnku.
    Strzyżenie złotej owcy też nie dało zadowalających rezultatów.

    Niestety szaleństwa tatusia ukrócił Pan Burmistrz z BP, który zapowiedział, że czas skończyć z eksperymentami genetycznymi. W sumie dobrze się stało, bo by mi całą „super paszę” zużył. Ale nic to. Wkrótce podobno znowu zezwolą na zwierzęce migdalenie. Mama jest przerażona. Ja też. Tatuś bowiem postanowił wrzucić do oazy; Byka Teksańskiego, Nietoperza Drakuli, Wronę Więzienną i Kazuara…


    PS. Kochany różowy pamiętniczku. Jeśli nie zobaczysz więcej moich wpisów to NA PEWNO będzie to wina tatusia...
     
  12. ZgredzioO

    ZgredzioO Wielki mistrz forum

    Pułkownik Kukur i jego operacja Bahama autorstwa MRT też jest :)


    Edycja:
    Na prywatne życzenie autora 19.04.2016r. pułkownik Kukur odszedł z forum :(
     
    Ostatnio edytowane przez moderatora: 19 kwietnia 2016
    jola0909g, mika081989 oraz onkapinka lubią to.
  13. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    Dzieki za pamietniczek(choc bylo tego wiecej a to z watku konkursowego jest) i za Kukura!!!

    Mam nadzieje, ze ten watek pociagniemy dalej. Stare forum zniknie ale prosze tu o wpisy!!
    Wszystko mile wiedziane, poezja, czestochowskie rymy, proza , epika, liryka i poimprezowe rozwazana nad zyciem :p
    TFURCY -piszcie co wam klawiatura na forum przyniesie!!!
     
  14. ZgredzioO

    ZgredzioO Wielki mistrz forum

    Ja się popłakałem ze śmiechu przy całym cyklu z wychodkiem i żabą piromanką xD:inlove:
    Wieczorem, jeśli znajdę czas (czyt. nie zamęczą mnie panie z administracji :p), wstawię jeszcze kilka perełek, które wyłowiłem wczoraj :music:
     
  15. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    Swietnie Zgredziu!! Widze , ze stare forum juz zniknelo...szybko sie z tam uporali. Mam nadzieje, ze tu tez pojawia sie jakies perelki i ludkowie zaczna pisac.
    Te opowiadania o wychodku sa zarabiaste.. xDxDxD
     
  16. ZgredzioO

    ZgredzioO Wielki mistrz forum

    Izolda mnie przeniosła przez próg na własnych rękach, więc tylko Koktajl bananowy a`la BP by MRT :)
    Więcej może kiedy indziej :p


    Składniki:
    - 65536 zwykłych małp
    - 65536 zwykłych perfum
    - „zwykła” paproć tęczowa
    - 1 zwykły My Little Pony
    - sok jabłkowy
    - wypłata taty (lub mamy – zależy kto dysponuje złotą kartą kredytową)
    - garść „łacińskich” sentencji

    Do przygotowania potrzebujemy:
    - 1 zwykłą farmę
    - 1 zwykły kotnik (dla ogólnego zrozumienia zwanym oazą miłości)
    - słownik wyrazów brzydkich

    Sposób przygotowania:

    1. Bierzemy 4 małpy, umieszczamy je w kotniku, dorzucamy 4 perfumy i odstawiamy na szybki ogień. Czynność powtarzamy 16384 razy aż uzyskamy gotowy produkt w postaci małpy pirackiej. (By przyspieszyć produkcję należy w tym momencie skorzystać z karty kredytowej mamusi lub tatusia)

    2. W czasie gdy małpy się migdalą zaglądamy do opisu innej gry BP, która z niewiadomych przyczyn poszła w pył (zapewne dlatego, że miała niewielu użyszkodników) i którą, ku radości graczy w wieku między 3 a 5 lat, nasi radośni programiści, postanowili obdarować graczy Farmeramy. Tam dowiadujemy się co to jest My Little Pony i czemu jest nieprzetłumaczalne na język normalny czyli polski. Po dogłębnym przestudiowaniu (zapewne niezwykle mondrych i rozwijających nasze niemowlęce umysły) poradników, przystępujemy do kolejnej czynności, jaką jest pojenie cukierkowo- kolorowego konika sokiem jabłkowym. Należy przy tym zwrócić uwagę czy aby soczek nie przekroczył terminu ważności, gdyż w przeciwnym razie uzyskamy My Little Drunk Pony.

    3. W czasie gdy małpy się migdalą a My Little Pony rąbie kolejne wiadra soku, prezentując przy tym swoją tęczową (jak studencki bełt przy Rotundzie po Juwenaliach) grzywę, otwieramy słownik brzydkich wyrazów i piszemy do PT dlaczego mój kombajn za pół ceny jest mi przypisany na najbliższy miesiąc skoro płaciłem za dwa. W czasie gdy smażymy odpowiednie pisemko do PT, przelewamy nieco octu na forum, dyskutując w dyskusji o dyskusjach o braku dyskusji na dyskusji a następnie, po uzyskaniu jak zwykle niezadowalającej nas odpowiedzi od PT, komentujemy jej treść w wątku o dyskusjach na temat dyskusji lub ich braku z powodu dyskusji o dyskusjach.

    4. Uwaga – w tym momencie możemy uzyskać już pierwsze PDFF (mimo, że koktajl wciąż jest przygotowywany).

    5. Gdy już wszystkie małpy nam się przemigdalą, My Little Pony wrąbie cały zbiornik soku jabłkowego a mamusia (tudzież tatuś) odbierze nam ich kartę kredytową (jeśli jeszcze będzie co odbierać), przystępujemy do wykonania niezwykle trudnej i pracochłonnej misji, jaką zapewne będzie oddanie hektolitrów soków jabłkowego (tego, który już się nie zmieścił w My Little Pony) oraz kilkudziesięciu ton paproci tęczowej. Wierząc, że za wykonanie powyższej prawdopodobnie otrzymamy zarąbisty item oraz wypasioną naklejkę, którą będziemy się mogli pochwalić przed innymi mamami, które spotkamy, odprowadzając nasze pociechy do przedszkola, przystępujemy do mieszania składników.

    6. Używając ponownie słownika, rzucamy do wywaru „mięso” solidnie przyprawiamy „łaciną” a na koniec oblewamy wszystko brunatnym sosem, którego jakże popularna nazwa nie jest dopuszczalna nawet w języki suahili a przecież na co dzień ówże składnik jest używany na naszych farmerskich polach
    .
    7. W tym momencie nasz koktajl jest gotowy i zapewne niezwykle smakowity. Niestety jest niezwykle mało trwały i bywa zwrócony w trybie ekspresowym. Zwrócony rzecz jasna właścicielowi wraz z odpowiednią ilością PDFF. Należy zatem uważnie śledzić każdego kucharza, by zdążyć zakosztować jego kulinarnego popisu.

    !!! Uwaga !!!

    Koktajl produkowany jest wyłącznie na łamach niniejszego forum a jego wartość odżywcza wynosi między 15 a 100 PDFF (w zależności od humoru kosztującego koktajl moderatora).

    Smacznego


    Tłumaczenia:
    Drunk – pijany
    PDFF – Punkty Doświadczenia Forum Farmeramy
     
  17. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    Zgredzio..czyz te teksty nie sa boskie!!!!!
     
  18. MRT_Greg

    MRT_Greg Stary wyjadacz

    Boju - całkiem o nim zapomniałem... wtedy to miałem humor... :p
     
    onkapinka lubi to.
  19. onkapinka

    onkapinka Nadzorca forum

    A bywaja dni , kiedy nie miewasz????
    Bry wieczor..
     
  20. MRT_Greg

    MRT_Greg Stary wyjadacz

    bywają... wtedy nie pojawiam się na forum... bo mógłbym już na nie nie wrócić :p