zzizzie

Temat na forum 'Archiwum - pozostałe działy' rozpoczęty przez użytkownika zzizzie, 27 października 2018.

Drogi Forumowiczu,

jeśli chcesz brać aktywny udział w rozmowach lub otworzyć własny wątek na tym forum, to musisz przejść na nie z Twojego konta w grze. Jeśli go jeszcze nie masz, to musisz najpierw je założyć. Bardzo cieszymy na Twoje następne odwiedziny na naszym forum. „Przejdź do gry“
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.
  1. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Wiesz, ja choćby z uwagi na pracę mam ogromny kontakt z ludźmi - i sporo już takich "elementów" spotkałam co to słuchają - a nie słyszą - blokada na argumenty, blokada na fakty - no ku...rcze co jest! Przecie to proste jak budowa cepa a tu..... dziura i to czarna między mną a rozmówcą....no to inaczej, może tak? nie? a tak? hmmmm a co ty byś człowieku chciał usłyszeć...? aaaaaa mamy Cię
    no to tak - teraz dobrze?
    o.....to jest ok? :)
    Przydatna obserwacja towarzystwa z którym się spotykam w mojek " pracy handlowca" (szeroko pojętego) ;)
    Ludzie naprawdę mocno wierzą w to w co wierzyć chcą i każdy kto im tę wiarę burzy to wróg - blokada na takiego drania
    Fakt - w wielu życiowych płaszczyznach to się o dziwo sprawdza - tych, na które mamy wpływ - bo jak mocno wierzysz to do celu dążysz z tą wiarą... w przypadku choroby....czasem chyba trochę też bo organizm w depresji walczy inaczej niż ten który jest pozytywnie nastawiony i mobilizuje wszystkie siły
    Tylko czasem ta wiara jest bardzo nieracjonalna i tu już może nastąpić mocne rozczarowanie
    We wszystkim pokłady zdrowego rozsądku potrzebne
    a dzieci?
    mam przykład obok - nasze teksty, nasze przekonania kopiowane jak kalka, muzyka, zainteresowania- potem pozna inne - może jej się spodoba może nie - oby umiała tych innych posłuchać - wiara młodej w nieomylność autorytetu - czasem zabawna ta wiara była
    Więc jej pokazuję (no nie za mocno;)) że mama też się myli, popełnia błędy.... byle nie za bardzo pokazać ;) bo ten autorytet to potrzebny przy tak pyskatym dzieciu ;)
    Tyle dobrego, że z małżonem na pewne rzeczy mamy zupełnie inne zdania, podejście- nieletnia to wtedy rozkminia.....oj to ubaw nieraz po pachy jest...i interpretuje.... egoistycznie jak tylko się da interpretuje :) no ale to przynajmniej myślenia uczy ;)
     
    Ostatnie edytowanie: 30 maja 2020
  2. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Z tym się nie zgodzę.
    Owszem uczymy się na początku w domu,szkole.
    Jest to początkowe stadium nauki i od nas zależy jak się będziemy uczyć i jak zaczniemy rozumieć,szukać prawdy.
    Przede wszystkim trzeba chcieć się uczyć i szukać,a nie konsumować to co podają na talerzu.
     
  3. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Ale z domu wynosimy podstawy - przesiąkamy tym i to mocno, nie zawsze świadomie- powiedzenie czym skorupka za młodu jest bardzo bardzo prawdziwe a im człowiek starszy tym lepiej to widzi - młody buntownik nie zauważy- rozsądniejszy dorosły już tak, czasem za późno, czasem coś z tym robi a czasem stwierdza, że już za stary by coś zmieniać
     
  4. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    No tak, teraz rozumiem, skąd ci się to wzięło, ta znajomość tematu ;)
    Ale szacun pozostaje niezmienny - za to, że to zauważasz i potrafisz uogólnić, chyba mało kto tak ma ;)

    Tigre już odpowiedziała... a ja dodam dwie rzeczy.

    Po pierwsze, w szkole to się albo uczymy, albo (obawiam się, że częściej) uczymy się formułek na pamięć, nie poszukiwania prawdy (czy choćby zwykłych info).
    No ale ja mam od zawsze bardzo złe zdanie o polskiej szkole.

    I po drugie - nawet jeśli jakimś cudem ktoś nas nauczył tego szukania (od strony technicznej, czyli jak szukać), to znacznie ważniejsze jest to, czy zauważamy konieczność takich poszukiwań.
    Tutaj to chyba ludzie z innych domów, gdzie nikt się nie zastanawiał, która prawda jest prawdziwa i w jakim stopniu, mają trudniej.
     
  5. tigre

    tigre Fanatyk forum

    O to szukanie - jak ja nie lubiłam kucia....no nie moja bajka i już :) słaba pamięć ;)
    Trafiają się nauczyciele uczący inaczej - ale to nie standard tylko wyjątki - na każdym poziomie nauczania
    Podstawowe pomijam chwilowo
    Liceum - dwa pierwsze lata matematyk szanowany przez wszystkich.....uczniów :) fakt kochał definicje - to ponoć u niego była podstawa i tym mnie straszono jak usłyszeli kogo mam - podstawówkowy matematyk żartował ze mnie, że ktoś mnie w końcu zmusi do zakucia regułek, twierdzeń, definicji.... nie zmusił...
    Początki i docieranie się- cieżkie. Drugi semestr...
    -Iwona do tablicy, twierdzeń nie pytam bo wiem, że nie umiesz - ale wiem co umiesz :) wyprowadź mi wzory na.... itd
    wiedział, że z pamięci nie wyrecytuję ale mu ten wzór z twierdzenia wyprowadzę i zadanie zrobię
    Natomiast ten kto nie radził sobie z wyprowadzeniem - fakt, musiał mieć wykute i z tego odpowiadał - czyli "trudność" odpowiedzi dostosował do umiejętności. Na 3 wystarczyło wykuć, na lepsze oceny już coś więcej - pały czyli jedynki czy 2 miernej tzw nie miał u nas nikt
    W klasie 3 nowa pani.... brak słów- przez nią ustną maturę zdawałam bo mi 3 z matmy postawiła a by być zwolnionym nie mogło jej być....i groziła, że na tej ustnej mnie uwali....ups bo w komisji był mój stary nauczyciel ;) i bardzo się ucieszył jak mnie zobaczył łącznie z rekomendacją pani dyr - przewodnicząca komisji, że teraz będzie fajnie i tą uczennicą to on się pochwali bo była jego przez 2 lata.... zołza nie doszła do głosu nawet :) miałam satysfakcję ogromną - warto było mieć ten dodatkowy egzamin
    Zołza rysowała ostrosłupy z zeszytu i to z błędami......
    Czasy studenckie - matma bo to studiowałam - statystyka, zakuwanie dziwnych wzorów....dopiero pan z ćwiczeń pokazał nam tak naprawdę po co te wzory, co to znaczy i że np to diabelstwo na kilka linijek pozwoli policzyć ile fabryka wyprodukuje wadliwego towary przy takiej i takiej próbie itd (nie będę rozpisywać)
    Nie wymagał by klepać bezmyślnie regułki tylko by reguły znaleźć i zastosować odpowiednio np policzyć ile wadliwych żarówek będzie w partii z jednego dnia jak tyle i tyle było wczzoraj a maszyna się tak i tak zużywa ( przykład z kosmosu ;))
    Psor na egzaminie kazał klepać regułki - gdyby nie ćwiczeniowiec to po tych studiach nad statystyką bylibyśmy warci tyle co nic bo nikt nie umiałby tej teorii zastosować w praktyce - i tu tkwi ogromny problem szkolnictwa w tym kraju - z teorii to my rewelacyjni jesteśmy ale praktyki nie znamy i jak dzieci we mgle - a najważniejsza powinna być umiejętność zastosowania (żart - moja sekcja to była właśnie sekcja zastosowań matematyki....!)
    Nie uczyli gdzie szukać wiedzy i jak zastosować - odbębnili program i nara
    A potem tacy świeżacy po studiach....no brak komentarza
    I teraz taki "ludź" ma wiedzieć że trzeba szukać? no po co - wykuł co kazali dostał 5 wiec jest git - geniusz normalnie ;)
     
  6. MOD_Zła

    MOD_Zła Forum Moderator Team Farmerama PL

    Czyżbyś miała tę samą panią od matematyki, co ja? Moja mi powiedziała, że jak zdam maturę ustna z matematyki, to jej kaktus na dłoni wyrośnie. Po zdanym egzaminie spotkałam ją i zapytałam, jak tam kaktus, bo chciałabym podlać.
     
  7. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Uwielbiam Cię za to ;) a śliniła się? bo jak tak to ta sama ;) ja mojej grzecznie wyznałam, że na matmie zastosowań jestem i zapytałam czemu ona na ogólej była bo zastosowań ciekawsza -wiedząc o odwiecznej wojnie międzi tymi dwona - zastosowań to za jej czasów elita była i szło tam 5-6 osób bo teoretycznie trudna.... za moich już było nas ponad 20 ...no na ogólnej chyba ponad setka ale i tak to już żadna elita a nauki mniej ;) tylko ta statystyka tam była mocno rozwinięta - a wiedziałam, że zołza o niej pojęcia nie ma..... mina tej baby bezcenna ;)
    Bosz do dziś jej nie lubię....pewnie z wzajemnością..... pojęcia o matmie nie miała - ja i kumpel (on to naprawdę geniusz był z matmy) mieliśmy z nią jazdy - łącznie z wzywaniem rodziców za "bezczelność"
    Bezczelność przejawiała się grzecznym (no może przesadnie nieco ;)) poprawianiem jej jak babole robiła ;)

    No i zobaczcie co durny i zakompleksiony nauczyciel potrafi zrobić - jak bardzo wpływa na takiego nastolatka..... a ile dzieciaków uwierzy, że nie umie, że się nie nadaje..... a jeśli jeszcze rodzic dołoży swoje.....
     
  8. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Tak sobie czytam o tej matematyce - trochę jak bajkę o żelaznym wilku, bo ja byłam zawsze humanistka, więc matematykę odbębniałam. Z dobrym skutkiem zresztą.

    Natomiast mam jeden wniosek z tej lektury: ponieważ rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że człowiek najpewniej trafi na nauczyciela, który do niczego się nie nadaje (no, w każdym razie na pewno nie do nauczania), należy zadbać o odpowiednią pozycję w grupie, lidera nikt nie ruszy.
    Czyli: edukację (od podstawówki) powinno się zaczynać tak koło trzydziestki.
    Po co te dzieci wcześniej męczyć 8)xD
     
  9. grakula16

    grakula16 Chodząca legenda forum

    Tak sobie czytam o waszych nauczycielach i przypominają mi się czasy szkoły, ech....
    Z matmą miałam podobnie jak Iwona, nic na pamięć, ale pomyśleć i zrobić zadanie to pestka, to samo na polibudzie.
    Z nauczycielami tak jak wszędzie , byli różni, lepsi, gorsi, tacy, którzy potrafili zainteresować albo zohydzić przedmiot.
    Nawet trafił mi się taki historyk, że jak mu się chciało lekcję poprowadzić, to w klasie było słychać jak mucha lata.
    W tamtych czasach (!) nastolatkom o Katyniu opowiadał i się nie bał.
    A niedawno dowiedziałam się o ZZZ w szkole podstawowej:mad:
    Owszem, na studiach tak się robiło z mniej ważnymi przedmiotami, ale w podstawówce?
    No cóż, czasy się zmieniają...

    *
    ZZZ - zakuć, zdać, zapomnieć
     
  10. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Ojej, poczułam się nieswojo z własnym nickiem xD

    Ja miałam w liceum takiego pana od geografii, który jak sobie walnął setuchnę w schowku na mapy, to odwalał wszystkie przedmioty jednocześnie, geografia, historia, fizyka, chemia, matematyka... aha, i polski też, bo wierszem czasem mówił.
    Niestety rzadko mu się udawało zniknąć na moment w tym schowku, bo jakiś drań go podkablował i biedak musiał prowadzić lekcje przy drzwiach otwartych, żeby dyrekcja mogła widzieć i słyszeć, co pan robi.

    A co do tych trzech Z... cóż, to jest ewidentna wina nauczycieli... i programu oczywiście.
    Bo tak naprawdę nikt nie uczy ani tych małych, ani tych starszych/sporo starszych dzieci, że rozmaite dziedziny wiedzy ślicznie się zazębiają i - jak na farmie - wszystko może się przydać.
    Trzeba samodzielnie dochodzić do takiego wniosku - a jak się już człowiekowi uda do tego wniosku dodreptać, to często się okazuje, że dużo za późno.
    Gorzej, że niektórzy to w ogóle są w stanie przyswoić tylko to, o czym pani mówiła na lekcji... i później po 20 latach słyszy człowiek wyjaśnienie: "a to ja wtedy katar miałem, jak pani to z nami przerabiała w trzeciej klasie podstawówki".
    No ale przypadki nieuleczalne to nie na tym oddziale, prawda...? ;)
     
  11. grakula16

    grakula16 Chodząca legenda forum

    Twój nick jest przesympatyczny, do tego ma 4 Z a to zasadnicza różnica8)
    W większości szkół teraz nie uczy się myślenia, pewnie są wyjątki, ale to potwierdza tylko regułę.
    Wolę nie wyobrażać sobie jak będzie wyglądał początek przyszłego roku szkolnego po tym zdalnym nauczaniu.
    Tam gdzie rodzice pilnowali i byli w stanie pomóc, będzie w miarę dobrze, ale starsze klasy i średnia szkoła, aż się boję pomyśleć.
    A za parę lat taki delikwent ci powie, że on czegoś nie wie , bo to było w szkole podczas epidemii :oops:
     
  12. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    We mnie idea odrabiania lekcji z dzieckiem budzi wewnętrzny sprzeciw.
    Chwila - jeśli normalny dzieciak niczego nie zrozumiał podczas zajęć, to zwyczajnie znaczy, że źle go uczą.
    A jeśli nie zrozumiał, bo nie uważał, to znaczy, że lekcja była nudna.

    No a teraz to fakt, tylko gorzej będzie... bo jeśli pani/pan (od czegokolwiek) nie ogarnia tego nauczania w klasie, z tablicą, ławkami i możliwością pedagogicznego wrzasku, to można bardzo bezpiecznie założyć, że nauczania zdalnego tym bardziej nie ogarnia.

    A dzieci... dzieci to teraz takie jakieś mało ambitne (choć skądinąd zasadę "odwalić i pójść sobie" to ja doskonale rozumiem i często stosuję... ale mnie wolno, ja dorosła jestem).
    Cóż, może te dzieci są zwyczajnie przemęczone tymi nieszczęsnymi zajęciami dodatkowymi (biedactwa).
    Dodatkowo nauczyciel na pewno nie potrafi przedstawić problemu jako ciekawej zagadki do rozwiązania.
    O podstawówce niewiele wiem, własnej nie pamiętam, bo chyba nic tam nie było porywającego, a nie własną znam tylko taką amerykańską, i to przy ambasadzie, to zupełnie inny rodzaj edukacji był.
    Ale ze starszymi dzieciakami miałam do czynienia osobiście - odpowiednio wciągnięte w temat potrafiły i szukać info, i wyciągać wnioski, i nawet proponować bardzo mądre rozwiązania.
    Cóż, przyznaję - nie o matematykę chodziło ;)

    Gdybym jeszcze pracowała w mojej ukochanej firmie... i gdyby za parę lat jakiś kandydat do pracy albo koleś na umowie próbnej powołał się na pandemię jako przyczynę własnych braków wiedzy z gatunku podstawowego... oj ale by wyleciał na zbitą buźkę/pupcię.
    Tak, jak wyleciał gościu, który chlapnął coś o przeziębieniu z wczesnych lat szkolnych, które to przeziębienie uniemożliwiło mu zapoznanie się z jakimś elementarnym tematem.
     
  13. Miśkowo

    Miśkowo Chodząca legenda forum

    Przepraszam, że wbijam, ale tylko na chwilę. Do nicku, jak i do właścicielki nicku nie mam żadnych zastrzeżeń, ale 4 Z też miało swoje odzwierciedlenie na studiach - zakuć, zdać, zapić sokiem z gumijagód;), zapomnieć.
    Już zmykam, dobrej nocki życzę:)
     
  14. kasik778

    kasik778 Ekspert forum

    Ja akurat przerabiam z synem zdalne nauczanie, więc jestem w temacie; nic odkrywczego nie napiszę, że dużo zależy od nauczyciela, jak potrafi ciekawie lekcję poprowadzić to dzieci coś pamiętają
    Teraz mam wrażenie, ze jednak edukacja się trochę zmieniła a na pewno podejście rodziców, za moich czasów (dawno temu) nikt ze mną nie siedział, nie tłumaczył ani nie wymagał

    Mama wychodziła z założenia, ze mam się uczyć dobrze i już:D

    Jak teraz patrzę na klasę syna to jest inaczej, prawie wszyscy rodzicie siedzą z dziećmi i im pomagają

    A gdybym miała zdawać maturę z matematyki to chyba bym skończyła edukację w liceumxDxDxD

    Na szczęście wtedy matma nie była obowiązkowa:) Za to jakie zdziwienie moje było na pierwszym roku, kiedy okazało się, ze mam i matmę i statystykęo_O
     
  15. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    A bo to jest bardzo zdrowa zasada, to ZZZ ;)
    Zwłaszcza na studiach, przy założeniu, że człowiek się już mniej więcej orientuje, co mu się przyda, a co tak średnio ;)
    Inna sprawa, że jak już "zakuć" i "zdać", to wbrew pozorom nie da się tak zupełnie "zapomnieć" i kiedyś tam w przyszłości może się okazać, że ten dziwny organ, jakim jest ludzki mózg, nagle przypomni sobie tę dawniej nieistotną drobną informację.

    Trochę inaczej jest w szkole, zwłaszcza na tych niższych etapach edukacji - dzieciaki, które od pierwszego kopa (tego, dzwonka) wiedzą już, co będą robiły w życiu i co im się przyda, to chyba jakieś skrajnie rzadkie wyjątki (choć słyszałam o takich przypadkach).
    No ale szkoła właściwie sama zachęca do takiej postawy ZZZ - wiedza z poszczególnych dziedzin wbijana jest w te małe łepetyny mechanicznie i w izolacji od całej reszty wiedzy, choćby nawet powiązanej w sposób dość oczywisty.
    Więc bardzo łatwo jest uznać, że ten akurat "przedmiot" nigdy w życiu mi się nie przyda, czyli mogę go radośnie (oraz wyniośle) zignorować natychmiast po otrzymaniu oceny możliwej do przełknięcia przez rodziców.
    Aha, czwarte Z zdecydowanie popieram xDxDxD

    Właśnie, to siedzenie z dzieckiem nad lekcjami, tłumaczenie, poprawianie, wymaganie... w końcu dla świętego spokoju odrabianie za dzieciaka tych zadań domowych, bo ile można tłumaczyć, jak się nie jest nauczycielem.
    A skutek - ano dzieciak, jako cwaniak (dzieci to wielkie cwaniaki są), szybko się orientuje, że po co się wysilać, mama/tata odwali robotę.
    Wszak unikanie wysiłku to wrodzona cecha większości przedstawicieli naszego i paru innych gatunków 8)xD

    Mnie w domu nikt w ten sposób nie pomagał - nie dlatego, że byłam jakiś geniusz, raczej dlatego, że nigdy nie wpadłam na pomysł proszenia o pomoc.
    Ambitny byłam egzemplarz i starałam się sama ogarnąć.
    Jak troszkę podrosłam, to dodatkowo zrobiłam się wyszczekana i od razu podczas zajęć domagałam się wyjaśnienia rzeczy nie całkiem dla mnie zrozumiałych.

    Szybko stałam się prawie dorosła - co wcale nie było takie znowu fajne.
    Ale w szkole dzięki temu miałam luz, podejrzewam, że większość tych takich mniej fachowych nauczycieli zwyczajnie się mnie bała. Z takim jednym kolesiem potrafiliśmy zadać serię pytań, które ratowały całą klasę przed odpytywaniem, bo nieszczęsny nauczyciel dwoił się i troił, żeby wymyślić nieznaną sobie odpowiedź na trudne, ale całkiem uczciwe pytanie przejętych przedmiotem uczniów.
    Już w dzieciństwie byłam wredna jak widać 8)xD
     
  16. marynia53

    marynia53 Fanatyk forum

    Witam i przepraszam, że się wcinam. Ja chodziłam do podstawówki 8-letniej jako pierwszy rocznik, potem była matura i matematyka obowiązkowa i oczywiście polski i jakiś przedmiot. Ten przedmiot to geografia. Matura trwała do 17 maja i się udała. Potem egzamin na UW i się nie udało bo brak punktów za pochodzenie. Potem 2 lata pracy i ponownie start na studia i poszło. Potem coś tam i była rodzina
    a potem rodzinka. Jak ja chodziłam do podstawówki to ze mną nikt nie siedział, sama musiałam dojść do wszystkiego i bardzo dobrze, bo do dzisiaj pamiętam. Natomiast syn miał problemy i musiałam sprawdzać jego wiedzę. Np nauczyłeś się wierszyka, odpowiedź tak to powiedz i recytuje. I moje zdziwienie, nie widziałam kiedy się uczył a okazało się, że ma super pamięć z której nie do końca potrafił korzystać. I takie tam jeszcze wspomnienia, jednak nie chciałabym dzisiaj chodzić do szkoły........
     
  17. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Witaj, jak miło, że się odzywasz :)
    Punkty za pochodzenie, słyszałam o tym, wrr >:(
    Rozumiem, że oficjalnie chodziło o coś w rodzaju wyrównywania szans, żeby ludzie z mniej edukowanych rodzin mieli łatwiejszy dostęp.
    I tak się zastanawiam: w jakim stopniu tak naprawdę celem było utrącenie resztek tzw inteligencji (z definicji podejrzanej, bo skłonnej do samodzielnego myślenia)...?

    Właśnie, słusznie piszesz - jak człowiek sam do czegoś doszedł, siedział, aż zrozumiał, to później się to pamięta latami.
    Jak idzie za łatwo, bo ktoś podsuwa gotowe rozwiązania... to coraz mniej zostaje samodzielności.
    A ta dziwaczna i z pozoru niepotrzebna wiedza jednak się przydaje, nie formułki, wzory i reguły, tylko choćby świadomość, że coś takiego istnieje, szczegółów można sobie poszukać.
    No ale jak pakują to wszystko człowiekowi do głowy na siłę, w postaci rzeczy do wykucia na pamięć, to moim zdaniem na dłużej zostaje głównie żywiołowa niechęć do tematu.
    Dziwne, że polski system oświatowy ciągle jeszcze na to nie wpadł ;)

    Piszesz o tej super pamięci twojego syna - jak właściwie można coś takiego w pełni wykorzystać...?
    To jest taki dość niepokojący dar od losu, bo nie bardzo wiadomo, co z nim robić.
    Oj ja też już bym nie wytrzymała w szkole xD
    Gorzej, że szkoła na pewno nie wytrzymałaby ze mną xD
     
    Ostatnie edytowanie: 1 czerwca 2020
  18. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Oj ze mną szkoła nie wytrzymała już lata temu na moich praktykach w tejże ale z uwagi na sytuację (powódź stulecia) wyjścia nie miała - byłyśmy z koleżanką po prostu potrzebne .... nasze metody nauczania matmy już mniej bo "pani" system olewania rozwaliłyśmy :)
     
  19. WłoskaHacjenda

    WłoskaHacjenda Naśladowca mistrzów

    Dzisiaj mam zjazd psychiczny - właśnie się dowiedziałam, że planowane jest ograniczenie mi etatu od przyszłego roku. :cry: Pracuję jako szkolna bibliotekarka. Specyfika funkcjonowania biblioteki w szkole jest zupełnie inna niż bibliotek publicznych - nie tylko wypożyczam książki, ale wykonuję zastępstwa za nauczycieli (darmowe, a jakże), organizuję uroczystości szkolne, prowadzę stronę internetową i fb szkoły, tworzę plakaty, filmy i ulotki promujące szkołę, jestem nieoficjalną psychoterapeutką dla zbolałych dusz młodzieży (pracuję w szkole średniej), ogólnie śpiewam, tańczę, recytuję, ale okazuje się, że to o kant stołu rozbić, bo pan na stołku stwierdził, że komu do szczęścia potrzebne są książki? Przecież głupim społeczeństwem lepiej się rządzi. >:( Radośnie zdziwił się ponadto, iż do wypożyczania książek w ogóle potrzebne są studia? Zaskakujące. Wiecie, mam świadomość tego, że mój zawód nie jest zawodem pierwszej potrzeby, nie jestem lekarzem, życia nikomu nie uratuję, ale kurczę, naprawdę w życiu chodzi tylko o konsumpcję i wydalanie? O funkcjonowanie byleby trwać? Czuję się totalnie niepotrzebna i zdołowana. Musiałam się wyżalić. Wieczorem zrobię sobie serniczek zzizzie z Toblerone (robiłam go już chyba z 5 razy - rewelacja!!) na pocieszenie. ;)
     
  20. grakula16

    grakula16 Chodząca legenda forum

    Oj, przykre to, ale... może to nie wina pana na stołku.
    W obecnej sytuacji samorządy będą ciąć koszty gdzie się da i jak się da, i szukać wszelkich możliwych oszczędności.
    Wszystko zależy od finansów gminy.
    Dochody gmin będą mniejsze, a jeszcze nie wiadomo co będzie jesienią.
    ==
    Masz rację, serniczek rewelacja :)
     
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.