Klub tematów oderwanych od siania sałaty

Temat na forum 'Kluby użytkowników' rozpoczęty przez użytkownika gosiagosia60, 24 kwietnia 2024.

Drogi Forumowiczu,

jeśli chcesz brać aktywny udział w rozmowach lub otworzyć własny wątek na tym forum, to musisz przejść na nie z Twojego konta w grze. Jeśli go jeszcze nie masz, to musisz najpierw je założyć. Bardzo cieszymy na Twoje następne odwiedziny na naszym forum. „Przejdź do gry“
  1. agniecha$

    agniecha$ Chodząca legenda forum

    Przejrzałam przepisy u nas to jakaś wersja uboga /postna/ lekka / inna ?
    woda maślanka sól / jajo mąka coś jak zaklepka dodatek ten ser twarogowy

    bez żadnego smalcu boczku czy innego tłuszczu
    jakoś to jedno nie pasuje do drugiego
    nawet nie będę próbować brrr
     
    Ostatnie edytowanie: 30 kwietnia 2024
  2. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Aha, rozumiem.
    Tarcie jako dodatkowa rozrywka xD
    (No chyba że się ma odpowiednie maszyny 8))

    Przepisów nie czytałam, słowa kluczowe "polewka" i "maślanka".
    Ale tak na moje kulinarne oko to się zgadzam, jak ma być postna polewka, to tłuszcz nie ma tam czego szukać.
    Może spróbuję sobie coś takiego przyrządzić jak moje stado będzie spało - jak ich znam, kręciliby nosem ;)

    ***

    A tak patriotycznie, w sam raz na piątek (dla mnie to jedno z dwóch najważniejszych świąt narodowych):

    [​IMG]
    Kolorystycznie idealne :p
     
    krasnoludek10, bona53 oraz agniecha$ lubią to.
  3. gosiagosia60

    gosiagosia60 Chodząca legenda forum

    Nie nooo...Zamiast trzeć marchewkę,wolę ją przepuścić w sokowirówce z jabłkiem 8)Marchewka z rosołu,to coś,co uwielbiam,natomiast połączenie groszku z marchewką toleruję jedynie w sałatce jarzynowej...:pZupki mleczne,to przekleństwo mojego dzieciństwa-zawsze były z gotowanym mlekiem i tworzył się kożuch,który niezmiernie dobrze skąd indziej wychowaną Gosię o wymioty wprawiał...:oops: Tak samo,jak rozgotowany w zupach por :wuerg: do tej pory go nie używam do zup,chociaż w surowej wersji lubię..
     
    krasnoludek10, bona53 oraz zzizzie lubią to.
  4. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    O, Założycielka się przecknęła 8)
    Ogólnie to wiesz, o wątek trza dbać, często zaglądać, gości dopieszczać 8)

    Fakt, sokowirówka znacznie lepsza od tarki ;)
    Ale jeszcze lepsza jest (w PL) taka przystawka do maszynki do mięsa, która trze nie tylko na drobno i na grubo, ale też na placki ziemniaczane.
    Poważnie.
    I nie trzeba ani trzeć ręcznie (koszmarna czynność), ani kupować tej (genialnej zresztą) litewskiej maszyny do placków, która waży tonę, zajmuje pół standardowej kuchni oraz kosztuje absurdalnie drogo.

    Co do kożucha, to wystarczy poczekać, aż się pojawi, zdjąć to paskudztwo i dopiero wtedy wlać mleko na talerz. Nikt tego nie robi, wiem.

    A co do pora, to on faktycznie po ugotowaniu robi się taki wiotki, śliski i nieapetyczny. Ja w PL używałam takiej suszonej drobno posiekanej włoszczyzny upchanej w specjalne sitko, jak do parzenia herbaty tylko większe - smak był spoko, za to śmieci w zupie nie było.
    A co powiesz na pora smażonego...? Spróbuj zrobić taką zupkę porowo-ziemniaczaną zwaną Parmentier, przecierana jest i pora nie widać - a smakuje naprawdę fajnie.
    Przy okazji - moja ukochana surówka (poza coleslawem domowej roboty) to por w cieniutkich półplasterkach, jabłko grubo tarte oraz rodzynki. Do tego majonez, sól do smaku i dużo pieprzu. Bardzo mniam.
    Okropnie dużo badyli pominęliśmy przez tego twojego pora 8)
    Ja tylko ponownie proszę: ani słowa o rzeżusze :wuerg:xD
     
  5. agniecha$

    agniecha$ Chodząca legenda forum

    daj znać czy smakowało :)
    i co ważne ciągle mieszaj aż do zagotowania się maślanki bo się zrobią kłaczki a one be

    Ciasto kruche ? ucierane ? najlepiej jakby drożdżowe takie mogę

    ślinka cieknie mniam
    No właśnie czy to w zupie rosole por blee
    a weźmy taką zupę serowa z mięsem mielonym i porami
    pycha [​IMG]

    i dziwne bo nie przeszkadza nie jest blee , a wręcz dodaje smaku zupie no smaczne

    xDxDxD


    Dzień Dobry [​IMG]
     
    krasnoludek10, bona53 oraz zzizzie lubią to.
  6. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Można mikserem mieszać...? Taką żyrafą...?
    Zapewnia totalne rozbicie ewentualnych kłaczków (fuj) xD

    Na foci jest kruche, bo to jest prostokątna (i bez brzegów) wersja strawberry pie czyli tarty truskawkowej.
    Ale już znalazłam pasujące drożdżowe ciasto w sam raz do tego.
    Mam też sprawdzony przepis na strawberry filling czyli to czerwone - u mnie te wszystkie fillingi czyli farsze/nadzienia (?) do tart kupuje się mało ambitnie w puszce, choć ja ambitnie robię własne. Ponieważ w PL truskawki chyba jeszcze przed sezonem czyli drogie (i średnio smaczne), znalazłam i właśnie przetestowałam przepis na taki filling z truskawek mrożonych, bardzo mniam.
    To białe na wierzchu to jest biały serek zmiksowany z pudrem, oni to tutaj kochają i nawet cynamonowe ślimaczki ozdabiają tym serkiem. Osobiście wolę lukier, ale tu jest problem, bo jak wiadomo lukier źle znosi kontakt z taką owocową masą. Wyjściem jest posypanie masy kruszonką, wtedy po wystygnięciu można lukrować, ale efekt patriotyczny niestety idzie się czesać. Inne wyjście to oczywiście bita śmietana albo gałka lodów waniliowych.
    Jeśli planujesz upiec to na 3 maja, to mogę tu wklepać te przepisy (w sumie trzy, ech) tak, żebyś zdążyła jeszcze dokupić (nieskomplikowane) składniki, ale jeśli ci się nie spieszy, to wolałabym kiedyś tam później, leniwa się zrobiłam.

    O, chętnie wezmę taką zupę xD
    Podrzuć przy okazji przepis, może być taki ogólny bez proporcji, same składniki i ze dwa słowa o kolejności przyrządzania, reszty się domyślę i dopasuję.

    ***

    Tenis sobie oglądałam. Nawet fajnie było, a później taka jedna Wyjąca U. (znana niektórym z nieboszczyka mojego wątku) wzięła i wygrała. Wprawdzie z taką paskudną syberyjską małolatą, ale i tak przykro, że wygrała.
    A jutro Iga gra :inlove:
     
    krasnoludek10, bona53 oraz agniecha$ lubią to.
  7. agniecha$

    agniecha$ Chodząca legenda forum

    xD

    łyżką wystarczy
    ja mieszam łyżką cedzakową

    jak się już kłaczki zrobią to tylko ser możesz a nie polewkę xD
    swoją droga nie robiłam sera z maślanki hm ciekawe czy by wyszło i jakby smakowało

    To ja poproszę wersję oryginalną :)

    i to na kiedyś tam , poczekam
    mięso mielone wieprzowo - wołowe , pory , serki topione koperkowe lub ziołowe jak nie ma mogą być zwykłe wtedy dodajemy koperek
    przyprawy sól pieprz cayenne , śmietana , mąka do zagęszczenie

    mięso do garnka i gotować dodać sól , pieprz cayenne

    (dla podkreślenia smaku można wcześniej podsmażyć ) nie praktykuję ;) ale może i być dobre tak podsmażam do spaghetti
    pory biała część , ja daję i zieloną jest wtedy ostrzejsza w smaku
    pokroić w księżyce można w kostkę ale mnie to nie wychodzi
    wrzucić do tego gotującego się mielonego (plus drobno posiekany koperek )
    jak zmięknie dodać serki dla ułatwienia kroję je w mniejsze kawałki szybciej się rozpuszczą

    i w zależności jaką ma konsystencję, bo ja tą zupę wolę gęstą , dodać na koniec gotowania zaklepkę ze śmietany i mąki
    ogólnie wolę bez tej zaklepki

    zupa sycąca i smaczna [​IMG]
    Trzymamy kciuki [​IMG]
     
    krasnoludek10, zzizzie oraz bona53 lubią to.
  8. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    No i wszyscy widzą, jak to tutaj jest ostatnimi czasy.
    Założycielka owszem wątek założyła (i chwała jej za to), ale żeby o niego dbać, to już nie - a my we dwie tego nie pociągniemy.
    Tyle fascynujących tematów przelatuje (czytelnikom) koło nosa - niektóre z tych tematów dałoby się nawet lekko omówić (aluzyjnie, jadąc po bandzie, ale jednak).
    No ale nie to nie, po co komu ban 8)xD

    Dzięki :inlove:
    To brzmi fantastycznie, ale ja jednak mięsko sobie podsmażę, pora zresztą też, lubię takie podkreślone smaki ;)
    Na początek machnę jakąś małą porcyjkę, bo nie mam pojęcia, co na to powie moje stado - ale jeśli stado zaakceptuje, to pozwolisz, że zupka zostanie wypromowana jako twoja...?
    Mam już twarożek od Małgosi, czas wzbogacić menu o kolejne autorskie dania z polskiej farmy ;)

    Dzięki, pomogło xD
    Jutro też bym była wdzięczna za te kciuki, Iga :inlove: gra finał z Wyjącą U. :wuerg:
    A ja sobie dziś obejrzałam całkiem smakowitego Taylora Fritza, który przegrał z zupełnie niesmakowitym traktorzystą, oraz też całkiem smakowitego Kanadyjczyka z długim i dziwnym podwójnym nazwiskiem, który wygrał dzięki walkoverowi pewnego Czecha.
    Coś mało dynamiczny jest ten męski tenis ostatnio.

    No ale wiem, wiem, tenis to nie piłka nożna, więc nikogo nie interesuje w PL. Szkoda.

    ***
    I teraz to naprawdę już nie ma o czym pisać, przecież nie będę się zagłębiać w kwestię rozmaitych zastosowań ceraty, nie...? 8)xD

    ***

    A Założycielka to może by się jednak pofatygowała z jakimś przyczynkiem...?
    Znalazła się ta biedna kotka...?
     
  9. agniecha$

    agniecha$ Chodząca legenda forum

    Byle nie przedobrzyć ;)

    ***
    polskie smaki ?
    a ''prażoki ''wypróbowałaś ?

    i pytanko nie tylko do Ciebie ale ogólnie podzielcie się jak podajecie ( pyzy* ) znaczy kluski na parze ?
    ( *w domu mówiło na to pyzy i nie bardzo wiem czemu tak )

    i teraz żur a zalewajka
    coś ? ktoś ?


    ***
    Oderwane od siania sałaty a jednak farmerskie xD

    przejdźmy w zagrody ;)xD

    I na wesoło
    - Chciałem wychować mojego psa, by szczekał jak chce jeść. Prezentowałem mu to już ze sto razy!
    - I co? Szczeka, gdy jest głodny?
    - Nie je póki nie zaszczekam...


    Dzień dobry [​IMG]
     
  10. grakula16

    grakula16 Chodząca legenda forum

    Wieczór bardzo dobry :music:
    Brawo Iga:inlove:
    Iga wygrała w Madrycie po wyjątkowo wyrównanym meczu - pierwszy raz jej przeciwniczka mnie nie denerwowała za bardzo :p
     
  11. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    O rany ależ to był mecz xD:inlove:
    Stado już ogląda powtórkę więc mam chwilę wolną, zdążyłam nawet pohejtować hejterów i zniszczyć trolle xD

    Małgosiu jak miło :inlove:
    Witaj :inlove:
    Mecz był w sumie nie na moje nerwy, mało nie zeszłam pod koniec ;)
    No ale 1GA jest tylko jedna :inlove:

    Prażoki przeczytałam - ta mąka to nie wychodzi surowa...?

    Kluski na parze to u mnie pampuchy, pyszne są zresztą, choć ja chyba w mniejszości, bo wolę na słono - albo gulasz na zewnątrz, albo jakiś pikantny farszyk w środku.
    Hmm... może przekonam stado, że to pycha... bo wieki całe tego nie jadłam.

    O istnieniu zalewajki słyszałam, dopiero teraz poczytałam, czym się różni od żuru.
    U mnie raczej żur(ek), ale podobnie jak bigos - piękne wspomnienie z przeszłości :sleepy:

    Słuszny postulat, może być na początek kurnik...? Bo właśnie trafiłam na najlepsze nuggets (po polsku, o ile wiem, "nuggety"), pieczone w piekarniku (zamiast smażenia w głębokich kaloriach szkodliwych dla wątroby i innych podrobów w człowieku), panierowane w japońskiej bułce tartej panko i obowiązkowo z dodatkiem parmezanu.
    Przysięgam: ani trochę nie są suche.
    Po prostu mega mniam :inlove:
    Jak ktoś zechce przepis, to doprecyzuję.
    Która zagroda następna w kolejności...? 8)xD

    ***

    A co tam, idę oglądać powtórkę razem ze stadem.
    Taki mecz się zdarza raz na dekadę albo i rzadziej xD
     
  12. MOD_Zgredek*

    MOD_Zgredek* Forum Moderator Team Farmerama PL

    Co chałupa, to obyczaj. Pyzami, to z dzieciństwa pamiętam, nazywało się szare kluski ziemniaczane podawane z boczkiem. O, jak ja nie cierpiałem tego :wuerg:
    Co innego kluski (u mnie się raczej mówiło bułki) na parze, czyli pampuchy.
    Zdarzały się takie wakacje, gdy do obiadu siadało kilkanaście osób. Szefowanie kuchni przejmowała wówczas moja chrzestna. Pomagała jej głównie moja mama, trochę też babcia. Po śniadaniu rozpalały piec opalany drewnem, zaczyniały drożdże, wyrabiały ciasto, formowały bułki i gotowały je w wielkim garze nakrytym pieluchą tetrową. Zamiast pokrywki używały emaliowanej miski :D
    W czasie, kiedy panie rządziły w kuchni, panowie robili coś koło domu - wycinali jakieś drzewa, malowali ściany, naprawiali rynny, łatali dach, budowali szafę, kładli boazerię, albo robili pięćset innych podobnych rzeczy. Dzieciaki zaś (było nas czworo albo pięcioro) dostawały bańki i kubki i ruszały na jagody. Oczywiście same, bez nadzoru mamuś i tatusiów, którzy byli w tym czasie zajęci ważniejszymi rzeczami. Dookoła kolonia podobnych domów z podobnie zajętymi rodzinami i dzieciakami podobnie puszczonymi samopas do lasu. Zdarzało się więc, że z jagód wracało się ze śliwą pod okiem i dumą, że przeciwnik w wojnie na szyszki musiał się wycofać z powodu rozciętej wargi xD:cry:
    A jak po takiej wojnie te bułki polane jagodami rozgniecionymi z cukrem smakowały... :inlove::inlove:


    Ja nie jestem Ślązakiem, więc pewnie głoszę herezje, ale u mnie żurek kupuje się w woreczku albo butelce. Jak się nim zaleje ziemniaki gotujące się w jednym garnku z kiełbasą i przyprawami (o dziwo nie lubię marchewki w takiej zupie), to powstanie zalewajka :)
    A jak ziemniaczki będą ugotowane osobno, a zupa dodatkowo zaciągnięta śmietaną albo tartym chrzanem, to będzie barszcz :p
     
  13. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Przeczytałam takie fajne wspomnienie z dzieciństwa - i się zadumałam.
    A co, nawet ja czasem myślę.
    Zadumałam się nad różnymi - jak to nazwać - twarzami dzieciństwa (i nie chodzi mi tu o to podfonarzone limo - naprawdę od ciosu szyszką...?).
    Moje dzieciństwo było tak totalnie inne, że właściwie równie dobrze można by uznać, że należymy - ty, Zgredziu, i ja - do dwóch różnych gatunków.
    I bo ja wiem, kto miał lepiej... ech, w sumie to pewnie ty ;)
     
  14. MOD_Zgredek*

    MOD_Zgredek* Forum Moderator Team Farmerama PL

    W "klasycznych" bójkach nie brałem udziału. Nie jestem typem osiłka, za to byłem dobry z matematyki i umiałem policzyć swoje szanse w takich pojedynkach xD
    A świeże szyszki są poważną amunicją w rękach nieletnich. Są na tyle ciężkie, że lecą stabilnie i na tyle twarde, że oberwanie taką potrafi zaboleć i zostawić siniaka. Zresztą nie tylko wojny były. Grało się w piłkę, w chowanego, w jakieś budowanie "bazy", a czasami się po prostu siedziało na łące i żarło maliny i jagody popijając wodą ze strumienia, albo włóczyło po lesie bez większego celu. Zdarzało się, że coś zeszkudziliśmy - rozkopaliśmy stertę piasku, do reszty połamaliśmy rozsypujący się płot, wydeptaliśmy ścieżkę w polu pszenicy, odkręciliśmy wodę w wężu ogrodowym i stworzyliśmy na czyimś podwórku małe bajoro, podprowadziliśmy chrust od sąsiada... Ale jak rodzice wyznaczyli komuś jakieś zadanie - nazbierać jagód, narwać dzikiego szczawiu na zupę, albo przyciągnąć chrust na ognisko, to reszta dzieciaków na ogół pomogła, żeby skończyć szybciej i wrócić do zabawy. Przy kilkunastu dzieciakach w okolicy zawsze coś się działo :p
    Byliśmy grupą bardzo zróżnicowaną pod wieloma względami - były wśród nas dzieci z rodzin dyrektorskich, robotniczych i wiejskich. Chłopaki i dziewczyny. Była nawet jedna mulatka, na którą wszyscy wołali "Murzynka". W jedne wakacje do kogoś przyjechał chłopak z amputowaną noga. Został więc "Kulawym" i zasuwał razem z nami po lesie o kulach. Nikt nie był gorszy ani lepszy, nikogo nie interesowało, ile zarabiają rodzice albo jakim samochodem jeżdżą. Łączyły nas wakacje, pogoda i masa wolnego czasu. Kryterium było jedno: wiek szkolny. Młodsi byli za mali, a starsi za poważni :D
     
  15. agniecha$

    agniecha$ Chodząca legenda forum

    Tak jak Zgredek napisał '' co chałupa to obyczaj ''

    ***
    nie jestem Ślązakiem :)

    po kolei
    żur to sama woda z żurem przyprawami okraszony skwarkami do tego osobno kartofle w mundurkach lub podsmażone na paleni

    zalewajka kartofle w kostkę - żur - kiełbasa w kostkę podsmażona a na bogato jajo na twardo
    niby to samo a inaczej smakuje

    bez marchewki brr bez innych warzyw , u mnie to sama woda z przyprawami i ten żur z butelki pojemnika itp


    Barszcz biały ?
    włoszczyzna z przewagą pietruszki liść laurowy sporo , kości ze schabu a najlepsze typu nóżki czy golonko ogon ;)
    bo daje kleistość zupie
    po ugotowaniu dodaję ocet szczypta cukru i zaklepka ze śmietany z przewagą mąki majeranek

    podawać z makaronem/ grzani /kartofle

    *****
    pyzy
    na śląsku poznałam wersję na słodko

    w domu podawane były z żeberkami z sosem do tego zasmażana kapusta kiszona
    taki pampuch maczało się w sosiku mniam

    nie znam wersji nadziewanej pyzy

    Zostawmy te prażoki
    ale jak nie zapomnę to wstawię focie jak to wygląda :)

    aż mnie ciarki przeszły
    lubię to
    jakbym swoje wspomnienia czytała ;):D
    no właśnie nie ważne z jakiego domu kto jaki owaki , ważne by nas dużo było :D co więcej głów to większa rozróba xD
    my nie tyle na jagody nie te lasy a na jeżyny
    to była rywalizacja ile kto jaką dużą bańkę przyniesie
    nie wynik się liczył ,ważne było zjeść świeże prosto z krzaka xD

    odrapani , umorusani bardziej lub mniej ale szczęśliwi
    a jak ktoś miał mało na dnie , to przesypywało by wszyscy mieli w marę po równo

    a starsi się cieszyli bo owoc na wino xD e dzieciakom nie chodziło o zysk bardziej ta frajda wyzwanie

    a kąpiel w bali na podwórku po takich wyprawach oj oj szczypało xD
     
  16. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Ja mogę w sumie tylko tak ogólnie, bo moje doświadczenia z dzieciństwa są zupełnie inne, z której strony nie spojrzeć.
    No, może jedno wspólne - nikogo wtedy nie obchodziło, kto bogaty, kto biedny, kto z tatusiem literatem, kto z alkoholikiem.
    Tyle dobrego... później to się chyba dość szybko zaczęło zmieniać.
    (Zupełnie na marginesie: szczaw czyli zupa szczawiowa. Rany boskie jaka ta zupka była pyszna :inlove: Choć szczaw oczywiście z bazaru.)
    (I drugie coś na marginesie: popijanie czegokolwiek wodą ze strumienia - w moim miasteczku i jego okolicach nikt by czegoś takiego nie pił, podobnie zresztą jak wody z tzw saturatorów, która podobno przed konsumpcją służyła do płukania szklanek po poprzednich konsumentach. Nie wiem do dziś, czy to była tzw miejska legenda - podobnie jak obecność papieru toaletowego w parówkach - ale zakaz picia jakiejkolwiek wody luzem czyli nie z butelki zapadł mi w baniak po wsze czasy. Cóż, nie była zbyt czysta ta moja metropolia i należało o tym pamiętać od dziecka.)

    My - czyli śródmiejskie dzieci w wawce - mieliśmy dość ograniczone pole manewru. Stare kamienice, małe i zazwyczaj zamknięte na głucho podwórka, ze dwa wyłysiałe skwerki... a poza tym chodniki, chodniki, chodniki, zakazane większe ulice i warunkowo dozwolone te mniejsze. Chodziło się na spacery z niezbyt zachwyconymi psami, przysiadało się na ławeczkach (od zmroku okupowanych przez towarzycho w stanie wskazującym), odwiedzało się takie dziwne malusie sklepiki z podejrzanie kolorową gumą do żucia i oranżadą, polowało się na mięso dla starszych pań w sklepach samoobsługowych... i inne takie tam. Nic ciekawego w porównaniu z waszymi wspomnieniami - ale raczej nie narzekaliśmy na nudę, może dlatego, że i tak nie było innych opcji, w każdym razie opcji dostępnych dla wszystkich.

    Ech, ja to nawet nigdy na prawdziwej wsi nie byłam. Owszem, jeździłam do mojej ukochanej leśniczówki, ale w tamtych czasach mieszkały w niej psy, ze dwie szkapiny oraz - podobno - jakieś ryby w stawie. Zero dzieci. Więc bawiłam się z psami, czesałam szkapy tak, jakby były eksportowymi ogierami (i czasem ich nawet dosiadałam, jeśli ktoś się zgodził przypilnować, żebym nie spadła), z pasją badałam roślinność i owady na łące i na skraju lasu, bo dalej nie wolno było wchodzić, pływałam w jeziorku na takim pontonie uwiązanym do pomostu... i tyle tego było. Aha, i jeszcze pomagałam w pieczeniu chleba - no proszę, do dziś mi zostało.
    Ale zawsze sama, tzn jako jedyne dziecko w okolicy.

    Jedna rzecz mnie zastanowiła we wspomnieniach Zgredzia - ten tradycyjny podział ról, baba do kuchni, facet do naprawy płotu.
    To kolejna rzecz, która u mnie w domu nie istniała... może to i lepiej, bo mój Przeszanowny (znany bywalcom mojego wątku) w życiu by płotu nie naprawił, a mama notorycznie przypalała wodę na herbatę.

    Mimo wszystko całkiem ciepło wspominam to wielkomiejskie dzieciństwo... pewnie przez ten wspomniany wyżej brak innych opcji.
     
  17. MOD_Zgredek*

    MOD_Zgredek* Forum Moderator Team Farmerama PL

    Takie miejskie granice typu "nie wychodź poza podwórko, żebym cię cały czas widziała z okna" to były w czasie roku szkolnego. Wakacje na wsi to jednak całkiem inny świat.

    Z podziałem ról ze względu na płeć też było trochę inaczej. W świecie dorosłych taki silny obowiązywał tylko w czasie wakacji, kiedy panowie mogli przyszpanować przed sobą i przed sąsiadami, jakimi to oni są mistrzami ciesielskimi/murarskimi/kominiarskimi/..., którzy żadnej pracy się nie boją, a jakiej nie chwycą, to spartolą xD
    Panie też wówczas na potęgę piekły placki w prodiżach albo w tych nieszczęsnych piecach opalanym drewnem i częstowały nimi wszystkich dookoła. A że jakość tych sprzętów była, jaka była i doświadczenie w ich obsłudze oględnie mówiąc średnie, to i tylko mniej więcej co drugi placek wychodził bez przypalenia albo zakalca (dwa w jednym też się zdarzały, i to w czasach przed reklamą Head & Shoulders ;)). Inna sprawa, że nikomu to nie wydawało się przeszkadzać, a wygłodniałe dzieciaki i zmęczeni tatusiowie wcinali wszystko, aż im się uszy trzęsły :p
    Przez pozostałe miesiące w roku nie było to aż tak przerysowane. Owszem, gwoździe wbijał tata, a kotlety smażyła mama, ale żadne nie zasuwało z tym na akord ani nie robiło wokół tych czynności jakiegoś halo.

    Zupełnie odwrotnymi prawami rządził się świat dzieci. W roku szkolnym żaden chłopak nie ośmielił się skakać w gumę, a żadna dziewczyna grać w noża. To było olbrzymie tabu. Gdyby ktoś z rówieśników zauważył takie zabawy, dana osoba spotkałaby się ze strasznym ostracyzmem - gwarantowana śmierć towarzyska na długie miesiące :eek:
    Ale na wakacjach... Na wakacjach było inne towarzystwo i inne zasady. Dziewczyny mogły wspinać się na wielkiego buka i przyrządzać apartamenty w rozwidleniu jego konarów, a chłopaki udawać, że lalki są rannymi w boju żołnierzami, których trzeba przenieść do tajnej bazy ze szpitalem i się tam nimi opiekować :D
     
  18. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    No widzisz, ja to nawet podwórka nie miałam, zamknięte było i mieściło głównie ogólne złomowisko, jakieś resztki samochodów czy coś takiego.
    Przynajmniej nikt nie mówił, żebym pozostawała na widoku, bo kuchnia z gosposią w środku wychodziła właśnie na to podwórko xD

    Za to dwa kroki dalej była moja podstawówka, tyle że zaraz po lekcjach ją zamykano z boiskiem włącznie, gruby łańcuch na bramie. Więc w te różne klasy, gumy itd nie bardzo było gdzie grać.
    O, konkursy recytatorskie urządzaliśmy xD
    Taki chłopaczek z sąsiedztwa miał zadatki na komika - każdy wierszyk, którego kazali się nauczyć w szkole, potrafił powtórzyć w co najmniej pięciu wersjach, tragicznej, dramatycznej, refleksyjnej, komicznej i wykładowej.
    Teraz tak to określam, ale wyobraź sobie tego kotka co wlazł na płotek w klimatach tragedii antycznej xD
    Aha, chłopaczek niestety nie został aktorem - jakoś tak dość wcześnie go posadzili za dilerkę, a co było później to już nie wiem.
    Cóż, ścisłe centrum to ogólnie nie jest najlepsze miejsce do wychowywania dzieci ;)
    Z drugiej strony - naprzeciwko była komenda, wtedy jeszcze MO. W sumie to chyba nawet dobrze, że była.
    Jeszcze jedno mi się przypomniało, chyba kiedyś już tu o tym pisałam - nasz konkurs na najbrzydszego psa xD
    Zawsze jakaś namiastka tych bitew na szyszki itd ;)
    Więc choć bez jagód czy jeżyn - wesoło bywało ;)
     
    krasnoludek10 i grakula16 lubią to.
  19. krasnoludek10

    krasnoludek10 Chodząca legenda forum

    To i ja się krótko wypowiem (skądinąd jako Słoik od jakichś 18-20 lat). Jak mieszkaliśmy na wsi u rodziców mojego ojca przez pewien okres mojego życia, to pamiętam, że się jeździło na sankach, grało w kolory itp. Ale jak któreś zwiało na drugą stronę ulicy (niestety częściej byłem to ja, bo do pewnego momentu panicznie bałem się psów), to dziadek, babcia czy ojciec (mama nie pamiętam, ale raczej nie) dawało klapsa albo całą ich serię (brrr, po dziś dzień ich nie znoszę; raz mi się jak już byłem sporo starszy zdarzyło siostrze przyrodniej go dać, ale na szczęście jej mama miała więcej oleju w głowie od ojca wraz z rodziną i wolała wytłumaczyć zamiast bić; swoją drogą ojciec też nie należał do najciekawszych mimo, że nie miał przeszłości kryminalnej, więc po wielu latach postanowiliśmy na dobre uciąć z nim kontakt dbając o swój komfort psychiczny). Natomiast moja mama już absolutnie nie wspomina tego okresu zbyt dobrze (tak, dobrze czytacie, nawet nie ma - z tego co mi wiadomo - ambiwalentnych odczuć), bo podobno ciocia będąca siostrą ojca okropnie tupała obcasami i tym ją budziła - niestety nie pamiętam czy to taka opinia na kształt legendy, czy rzeczywiście tak było. Potem przeprowadziliśmy się do miasta i z utęsknieniem czekało się na wakacje u dziadków (niestety babcia od strony mamy - bardzo możliwe, że już w tamtym okresie była wdową, ale mam dziury w pamięci, więc równie dobrze mogła zostać nią później - była i po dziś dzień jest większą introwertyczką, więc to, że chociaż parę dni z kuzynem spędziliśmy u niej, już i tak było dużym wyczynem; zwłaszcza, że miała swoją zbliżającą się do setki mamę na głowie) i to z różnych względów, np. oczekując na grilla o którego było jednak trudniej w mieście. Aczkolwiek ja chodziłem również na akcję "Lato w mieście" i dość miło ją wspominam - gra w podchody, w gumę czy nawet w najprostsze klasy:inlove: Swoją drogą wieeeeleee lat temu rodzice zapisali mnie również do stowarzyszenia "Gniazdo", bo niestety praktycznie całe dni pracowali i raczej nie spieszno im było do dania mi własnych kluczy. Również wspominam te wszystkie atrakcje organizowane przez opiekunów raczej dobrze (chociaż parę spięć z kolegami było, nie ukrywam, ale że byłem bardziej z tych wrażliwych, to u mnie to szło w płacz a nie przemoc; może to i lepiej, bo dzięki temu potem łatwiej było się odciąć od toksycznego ojca). Ba! Nawet pomoc przy kolacji opiekunkom! Ale dwie sytuacje tak mi się wbiły w banię, że pamiętam je po dziś dzień. Pierwsze jest z gatunku zabawnych - niechcący posoliliśmy herbatę i nikt (nawet dorośli!) się nie zorientował i dopiero jak trafiła na stół i ktoś jej spróbował, to się ją wylało i zrobiło drugąxD:cry:xD Drugie? Z gatunku pięknych i wzruszających - moja mama zrobiła mi taką niespodziankę, że przyszła tam z tortem (zapewne kupnym, nie wiem, poza tym w takich momentach nie ma to najmniejszego znaczenia) - autentycznie się poryczałem, tym razem w pozytywnym tego słowa znaczeniu:D Raz nawet miałem iść na Drogę Krzyżową do swojej parafii (przy obecnym Placu Inwalidów), ale niechcący poszedłem do pobliskiej a okazało się, że była ulicami miasta, konkretniej z tego co pamiętam żoliborskich okolicach, gdyż była to ta przy Placu Wilsona, więc jak którąś godzinę mnie nie było, to mama z siostrą mnie zaczęły szukaćxD:cry:xD Czy mogłem wrócić wcześniej? Zapewne tak, ale uznałem, że nie wypada i dotrwam do końca (to, że potem mnie znalazły i mój plan nie wypalił, to już zupełnie inna historia). Mimo wszystko okres dzieciństwa był o wiele lepszy od dorosłości i coraz częściej żałuję, że już nie wróci8)-.-8) Czy ktoś może wynaleźć wehikuł czasu i pozwolić zmienić przeszłość na lepszą (nawet tylko jedną sytuację, nie mówię o całym życiu):p;)? A wracając do tematu - można rzec, że jestem takim trochę połączeniem wielu osób stąd, bo najpierw wieś a dopiero potem lwia część mojego życia Warszawa:) Ale podobno Warszawa to jedna wielka wieś, o czym się ostatnio przekonuję patrząc na to, ile się na cokolwiek czekaxD:cry:xD A na prawdziwej wsi? Z tego co pamiętam po dziś dzień, to do fryzjera się dało dostać od ręki, ale pewnie było to spowodowane tym, że moja babcia była z nim zaprzyjaźniona albo nawet była to rodzina. W Warszawie niestety raczej nawet "rodzina" nie przejdzie, więc zazdroszczę tym, którzy mają lekarzy, fryzjerów itp. jako krewnych - wówczas praktycznie wszystko "na już":sleepy: A przynajmniej tak myślę:oops:



    EDIT: Przypomniało mi się. Po przeprowadzce od ojca, po wielu latach od zlądowania w Wawce, też się łaziło i różne rzeczy wyczyniało z dziećmi sąsiadów, nie tylko grało na XBox'ach i dość często nie dało się nas nawet dowołać na obiad;) W poprzednim mieszkaniu chyba nie byłem tak zintegrowany z sąsiadami. Konkursy recytatorskie? Chyba u mnie w szkole też były. Za to na pewno na którymś etapie/którychś etapach były ortograficzne i inne takie. W jednym z konkursów w gimnazjum nawet dotarłem do finału, ale nie chcąc sobie robić zaległości w szkole, na niego nie pojechałem. W gimnazjum organizowano również Przegląd Teatralny, w którym każda klasa musiała wystawić swoją sztukę i moja zajmowała dość wysokie miejsca (też występowałem, ale miałem raczej dość krótkie role, bo bałem się, że dłuższych nie zapamiętam) a dla pierwszaków na Dzień Patrona również konkurs wiedzy o nim, tj. Adamie Kazimierzu Czartoryskim. Tylko co z tego, że człowiek się tego wszystkiego wykuł, jak po dziś dzień już praktycznie nic nie pamięta...
    To musiało ciekawie wyglądaćxD:cry:xD Ja za to w gimnazjum z recytacji dostawałem same piątki i szóstki a teraz nie powtórzę z pamięci nawet "Reduty Ordona" czy "Inwokacji" z "Pana Tadeusza" Mickiewicza, jedynie przeczytam z użyciem emocjixD:cry:xD Swoją drogą, mi chyba też któraś polonistka powiedziała, że mogę zostać aktorem (chyba nawet ta, która zamykała drzwi na klucz zaraz po przeczytaniu listy i nikogo potem nie wpuszczała, tylko wysyłała do biblioteki; chyba, że był sprawdzian; poza tym raz się bałem spóźnionym pójść na lekcję, to wicedyrektorka mnie odprowadziła - jaki to był stres (i trochę wstyd mimo, że ówczesna nauczycielka od polskiego była jaka była)... swoją drogą sytuacja z polonistkami w liceum (przynajmniej w mojej klasie) była dość interesująca), ale na razie mi się nie spieszy do tego zawodu - przerażają mnie jednak te wszystkie egzaminy w Szkole Aktorskiej czy jej podobnych.


    Widzicie? Wątek jeszcze żyje, nie umarł:p;)
     
    Ostatnie edytowanie: 6 maja 2024
    zzizzie lubi to.
  20. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    No to skomentuję i dopytam, bo parę frapujących kwestii poruszył młody kolega.

    Nie. Nie jesteś "słoikiem", nigdy nie byłeś i zapewne już nie będziesz.
    Co najwyżej jesteś dzieckiem "słoika"/"słoików".
    "Słoik" przyjeżdża do miasta w poszukiwaniu pracy... a później co tydzień (albo co dwa tygodnie, albo co miesiąc) wraca do domu po następną porcję słoików z zawekowanym przez mamę mięskiem, zupkami itp.
    Ty przyjechałeś z rodzicami - nie ta kategoria.
    (Swoją drogą odnoszę niepokojące wrażenie, że zupełnie nie znasz miasta, w którym mieszkasz od tych - ilu? 18-20 lat. "Obecny" Plac Inwalidów nosił tę nazwę od zawsze, w przeciwieństwie do Placu Wilsona, który przez parę ponurych dekad zwał się Placem Komuny Paryskiej... a ulicę Oleandrów przemianowano na Banditenstrasse, tego, Partyzantów... że nie wspomnę o pewnym placu z pomnikiem pewnego Felusia - nigdy nie zapomnę tego napisu, który pojawił się na cokole w nocy przed usunięciem pomnika: "Feluś, tak musi być". Ludzie wawki mają specyficzne poczucie humoru, "PZPR - Game Over" itd.)

    Nigdy w życiu nie dostałam klapsa, a co dopiero mówić o serii klapsów.
    Mimo to jakoś wyszłam na ludzi.
    Jestem absolutnym, totalnym wrogiem przemocy fizycznej wobec słabszych, w tym dzieci.
    Sama też nigdy nikogo nie uderzyłam.
    Nawet psa.
    (Przemocy psychicznej też nie toleruję, ale to zupełnie inna bajeczka.)

    O ile słyszałam oczywiście o "Lecie w Mieście", o tyle istnienie Stowarzyszenia "Gniazdo" jakoś przeoczyłam.
    No więc - jak to ja - zaczęłam tego szukać na necie... dziwne rzeczy poznajdowałam, czy to jeszcze istnieje z taką działalnością...?
    Ale ogólnie rozumiem, że jako dziecko byłeś intensywnie instytucjonalizowany - współczuję. Poważnie, współczuję.

    Uff. Serio, dzieci z własnej woli uczestniczyły w takich imprezkach, i to - jak rozumiem - już w obecnym stuleciu...?

    Nasze konkursy były uliczne. Grupka dzieciaków z tej samej albo z równoległej klasy - i wygłupy na kanwie bzdurnych wierszydeł jakiejś pani Konopnickiej czy innego prześladowcy dzieci i młodzieży. Całkowity brak szacunku dla Wielkich Autorów... oraz dla tzw ciała (pedagogicznego), które kazało się tego uczyć na pamięć.
    Przynosiło to jedną korzyść - wszyscy świetnie pamietaliśmy te wierszyki, choć musieliśmy uważać, żeby podczas odpytywania nie odstawić teatrzyku.

    Czekaj, ty planujesz kolejne studia, czyli dalsze pasożytowanie na rodzinie?!
    Przecież masz już chyba tę połówkę wyższego, czyli licencjat...? To chyba teraz warto iść do roboty, nie zależy ci na samodzielności?!

    Refleksja ogólna będzie: dziwne te polskie dzieci są.
    Ja jeszcze w podstawówce zaczęłam zarabiać jakieś śmieszne grosiki "korepetycjami", w liceum to już całkiem na serio zarabiałam, a podczas studiów zaczęłam pracować w firmie, z którą później związałam się na długie lata (choć z przerwami).
    A teraz mój najstarszy syn, juniorem zwany, nie może się doczekać, kiedy wreszcie będzie mógł zarabiać własne pieniądze.
    A polskie dzieci pod ochroną. Moim zdaniem to niemądre... i nawet nie napiszę "ale co ja tam wiem", bo akurat to wiem na pewno.

    Wątek będzie żył, dopóki znajdą się choć dwie osoby gotowe regularnie coś tu pisać - nie o wbijaniu leveli, nie o wypadajkach, nie o padach gry. Te tematy zapewniają przetrwanie innych wątków, my próbujemy ambitniej.
     
    krasnoludek10 i grakula16 lubią to.