zzizzie

Ajć. Masz rację. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nie znam za dobrze Paddingtona. Kojarzę go tylko jako angielskiego misia w granatowym płaszczu i czerwonym kapeluszu. Jakoś nie miałem okazji czytać opowiadań z nim w roli głównej

Wyglądaj z tych krzaków częściej, bo kto nas będzie uświadamiał na temat Paddigtona

Swoją drogą, co takiego mają w sobie misie, że są takie znane i lubiane?
No bo poza Paddingtonem są jeszcze: Yogi i Boo Boo, Troskliwe misie, Gumisie, Uszatek, Colargol, Puchatek, Baloo z Księgi dżungli, Po z Kung Fu Panda, Niedźwiedź z Maszy i Niedźwiedzia i wiele, wiele innych. Nawet Jaś Fasola ma swojego misia.

Jak widać po zacytowanym wyżej poście, ja to w ogóle wymagam uświadomienia nie tylko na bieżące tematy

 

Niewątpliwie.
Bez wody, bez prądu, a za to w towarzystwie agresywnej metalowej rurki.
Biedny Zgredzio

No właśnie... a w walizce zapas marmolady oczywiście

Uff jaka ulga, bratnia dusza

Oj święte słowa - ja najczęściej oglądam z wyłączonym dźwiękiem, jeśli gra któraś z tych krzykaczek (fuj)
Ale Iga gra cicho jak trza

Rafa ogólnie jest spoko, a tenisista na pewno mega - ale mnie jednak wybijają z rytmu te jego "rytuały" (o nerwicy natręctw nie wypada mówić w tych sferach).
Wiesz, przed każdym serwisem spodenki z przodu, spodenki z tyłu, prawe ramię, lewe ramię, prawe ucho, lewe ucho, nos, ocieranie prawego policzka, ocieranie lewego policzka.
Błyskawiczne, automatyczne gesty, zero pomyłek.
Takie jakieś niepokojące.

Ale jak Rafa wytrzymał ostatnio ten cios rakietą w nos, to ja nie wiem - to musiało koszmarnie boleć, a on nie tylko przetrwał, ale i wygrał.
A że później odpadł, to i lepiej - podobno jego żona jest w szpitalu w zagrożonej ciąży, niech on siedzi przy niej, tenis nie zając.

Chłopakom genialnie idzie, słyszałam i podziwiam
Ale w samej siatkówce jakoś nie umiem się połapać, ogólnie wolę dwie osoby od dwunastu na jakimkolwiek boisku (w tym na korcie).

A to jest bardzo dobre pytanie.
Naprawdę nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby przytulić do serca takiego prawdziwego niedźwiedzia

Na mnie nie licz

 

Oj tam Przecież nie mam niedźwiedziej łapy A wogóle to nie ja tylko Łukasz go walnął między gałyNa szczęście bo bym miała przekichane

Co do misiów to jeszcze jest Masza i Niedźwiedź I znowu w stronę Syberii No nie wiem ... jakoś tak samoistnie wychodzi

 

No i mamy zwyciężczynię US Open

 

Mamy to
Iga jest jednak niesamowita
I chłopakom też gratuluję pokonania Brazylii

Poszukałam u polskiego wujaszka, co tam jeszcze jest z Syberii.
I znalazłam szampon oraz odżywkę na porost włosów.
Ale moim zdaniem to jakaś ściema jest z tym porostem
Mój Przeszanowny Tatuś, obecnie od dawna już łysy jak wypolerowane kolano, zaczął łysieć dość wcześnie i stosował jakieś dziwne maści z tzw prywatnego importu, kiedy ja byłam jeszcze niewinnym dziecięciem.
Niestety jako niewinne dziecię już umiałam czytać, więc wykryłam, co Przeszanowny stosuje.
Postanowiłam sprawdzić skuteczność tych podejrzanych preparatów (w relatywnie niewidocznym miejscu, czyli na brzuchu w okolicach pępka).
Smarowałam uczciwie przez dłuższy czas i co...?
Nic nie wyrosło, ani jeden marny włosek

 

Mam nadzieję, że komar zdążył uciec

Bo to sama maść nie wystarczy. Trzeba o zmierzchu nabrać niewielką ilość na palec wskazujacy prawej dłoni i wetrzeć wykonując siedem posunięć z lewej w prawo, powtarzając przy tym "cienijroś sywło giedłu i nemoc". A potem, tej samej nocy wystawić posmarowane miejsce na dwa pacierze na światło Księżyca. Procedurę trzeba powtarzać przez dwa tygodnie z rzędu. Potem odczekać dwa tygodnie i powtórzyć cały cykl od nowa. Niedokładności podczas smarowania lub niewyraźnie wypowiedziana formuła zaklęcia mogą spowodować, że włosy będą cienkie i łamliwe, proste zamiast kręconych lub odwrotnie, będą miały inny odcień niż naturalne itp. Ale dużo ważniejsze jest światło Księżyca. Bez niego nic nie wyrośnie
No a już absolutnie najważniejsze jest to, żeby nie wystawiać tego miejsa na działanie Słońca. Światło słoneczne zniweluje cały efekt dany przez Księżyc

 

No popatrz, a na opakowaniu ani słowa o tym nie było
Pewnie dlatego Przeszanowny wyłysiał, a ja jednak nie porosłam włosem w tej testowej okolicy pępka

Nie pamiętam, w jakim języku był opis na opakowaniu, ale jeśli nie dał się odczytać, to musiał być napisany cyrylicą albo innymi robaczkami (a ja miałam tak z pięć-sześć lat i tylko alfabet łaciński znałam). Te specyfiki z prywatnego importu kupowało się w takich budach typu mydło i powidło, czasy były (pod tym względem) luzackie, więc nikt nie wymagał dopuszczeń, zatwierdzeń czy czego tam jeszcze - wystarczyła przylepiona byle jak karteczka z wydrukowanym byle jakim opisem po polsku.

***

No dobra, dziś jeszcze finał panów, a jutro to ja znikam.
Na miesiąc, może na półtora, raczej nie na dłużej.
Lapka oczywiście biorę ze sobą, ale tu ostatnio takie klimaty panują (plus, jakby tego było mało, zmasowany atak postaci z bajek), że pewnie nawet nie zajrzę.
Więc do kiedyś tam, ludziska

 

A jakie klimaty tu Ci nie pasują? Bo nareszcie ten wątek się lekko ożywił
Naprawdę chcesz corgi? Najbardziej znienawidzone psy przez personel Królowej. Jak widać nie pomógł ani treser, ani psycholog i behawiorysta, podgryzały wszystkich równo

 

Za mało Księżyca, czy za dużo Słońca?

 

No fakt, ożywił się niemożebnie (śliczna ukryta aliteracja ).
Siostro, defibrylator

Ten wątek swoje najlepsze czasy ma już za sobą, ludzie poznikali, stracili serce (albo siły) do pisania, stracili serce do forum (ach, jak bardzo ja się nie dziwię)... i tak dalej.

O klimatach forumowych pisałam, nie sprecyzuję, bo się zaraz na mnie wszyscy rzucą (z obu stron mocy).
Teraz jest jakby ciut lepiej (wiedziałam, że tak będzie), ale za to... hmm... kiedy się zaczynają lekcje w tych różnych szkołach...?
Bo to jedyna moja nadzieja

O sześciolatce mówimy
Więc raczej Księżyca było za mało, w wieku 6 lat to ja byłam bardzo grzeczna dziewczynka, dopiero jakieś 10 lat później zaczęłam rozrabiać jak pijany zajączek.
Ale i tak później mi przeszło

 

Ufff...
Dobrze, że się odezwałaś.
Moja wyobraźnia się trochę rozbujała i się zrobiłam lekko nerwowa
Na wszelki wypadek sprawdź pocztę

 

Czasu nie mam na odzywanie się, zaopiekowana totalnie jestem
A tak poza tym to o czym tu pisać i z kim konwersować, jak wszyscy ulubieni rozmówcy siedzą cicho (skądinąd się nie dziwię, że tak siedzą).

Focię przyniosłam, poznajecie...?

​

Znowu się kiedyś tam odezwę zapewne

 

Poznajecie
Wyślij chłopinę na zakupy, to będzie chwila wolnego
A tak ogólnie to trzymam kciuki

 

No to masz tego lajka
Chłopiny na zakupy nie wyślę, bo w moich okolicach nadal trwa pandemia
Tu nie Wyspa Wiecznej Szczęśliwości
Tym bardziej w miejscu, gdzie teraz jestem - żadnych zakupów, bo ani Marco, ani (tym razem nawet bardziej) ja nie powinniśmy niczego złapać przez własną głupotę czy nieostrożność.
Zakupy się zamawia i jakiś zakapturzony personel przenosi je przez śluzę (tak to się chyba nazywa)

***

Aha, chciałabym pochwalić coś, czego dotąd nie znosiłam - ekspresik kapsułkowy Nescafe Dolce Gusto w wersji MiniMe.
Straszne, prawda...?
A właśnie że nieprawda, należy do tego kupić kapsułki Starbucks Caramel Macchiato i jesteśmy w niebie

Ekspresik jest dla mnie niezbędny, osoba z fabrycznie zainstalowanym ciśnieniem 90/60 bez kawy nie przetrwa.
A ten kapsułkowy jest dodatkowo bardzo praktyczny...
... i do tego karmelowa kawusia dostarcza jakichś tam kalorii, każda kaloria w moim przypadku na wagę złota
Innych odmian kawy nie próbowałam, bo z góry zakładam, że paskudne... ale ten karmel w macchiato

 

Współczuję tych kapsułeczek. Ja rozumiem potrzebę kalorii Ale chemii?

 

Oj tam, tej chemii jest wszędzie tyle, że jedna chemia więcej nie robi różnicy
Caramel Macchiato jest po prostu bardzo smaczna

 

A jakiś czas potem znowu przyszło

Przetrwa. Jestem żywym dowodem. Jak mi badają ciśnienie, to się pytają "a to można mieć takie niskie?"
Kawę piję dość rzadko i tylko porządną z ekspresu ciśnieniowego. Bez cukru, słodzika czy innej śmietanki. Ewentualnie może być cappuccino. Ale to już naprawdę od wielkiego święta. Żadne rozpuszczalne paskudztwa nie wchodza w grę. A już tym bardziej smakowe nie wiadomo co. No dobra, ostatnio spróbowałem parzonej po turecku, ale to tylko dlatego, że sprzedawał ją prawdziwy Turek. I utwierdziłem się w przekonaniu, że z czym jak z czym, ale z kawą nie warto eksperymentować
Nawet ze zbożową. Tylko klasyczna Inka

W kapsułkach jest normalna kawa. Plus cukier. Plus śmietanka w proszku. Plus dodatki smakowe. W dobrych kapsułkach są naturalne - cynamon, wanilia, kardamon...

 

A skąd ten wniosek...?
Rozrabianie w stylu "pijany zajączek" przeszło mi na studiach i już nie wróciło.
To, co ewentualnie wyprawiałam na tym forum, nie miało nic wspólnego nawet z trzeźwym zajączkiem, a co dopiero z pijanym

Mnie też pytają.
Ale ok, może to jest kwestia przyzwyczajenia - w każdym razie kawę lubię (zawsze z czymś białym) i smutno by mi było z niej zrezygnować.

Dzięki za obronę kapsułek - też mi się tak wydawało, że więcej chemii będzie np w coca coli

 

No i wszystko ok. Super
Ciekawe czemu mnie nie przekonałeś...Hmm

 

Nie miałem zamiaru nikogo przekonywać do kawy w kapsułkach zwłaszcza, że sam takiej nie pijam. Jedynie stwierdziłem, że w dobrych kapsułkach są tylko składniki pochodzenia naturalnego. Tak, cukier powstaje naturalnie w burakach, a cukrownie go z nich tylko wydobywają i oczyszczają z innych elementów. Podobnie śmietanka w proszku powstaje przez suszenie naturalnej.
Zauważ, że to, co jest dostępne w sklepach, na ogół nie jest śmietanką w proszku, a tylko czymś śmietankowopodobnym. To trochę tak jak z tłuszczami do smarowania pieczywa. Poza masłem jest setka innych produktów w podobnym opakowaniu i z wielkimi literami napisanym słowem "śmietankowy", "osełka" itp. i malutkim dopiskiem "miks".