zzizzie

Oj coś Zuza na długo zniknęła

 

Mam tylko nadzieję, że nic złego się nie dzieje...

 

Jestem, jestem.
W kuchni siedzę, bo mnie to uspokaja.
Testuję rozmaite pie crusts czyli spody na tartę, żeby wam przedstawić o takie coś:

​

Bardzo interesująca przekąska i pyszna... tylko to ciasto trzeba dopasować do warunków środkowoeuropejskich.

***

Anka, Kulka będzie duża, oj będzie.
Po łapach widać

***

W dyskusji (w międzyczasie lekko wygasłej, a szkoda) chętnie wezmę udział z pewnym opóźnieniem.
Chwilowo czekam na wieści z PL, a właściwie na komplet dokumentacji medycznej mojej warszawskiej sąsiadki.
Nie jest dobrze i nawet Marco nic tu chyba nie poradzi.
Ech.

***

A na pociechę (głównie dla siebie, ale się podzielę): oto Ender w oczekiwaniu na swoje ulubione jedzonko.

​

PS. Dlaczego obecny event został sklasyfikowany jako trudny, wie ktoś może...?

 

Witaj wygląda apetycznie poproszę o przepis.
Trudny bo trzeba pamiętać by te automaty co 3 h zebrać.

 

Przy okazji oglądania Endera takie coś mi w oko wpadło
Jako, że miałam koteła co kochał wodę i sam się pakował do kąpieli to ten




i jeszcze takie cudo

 

Dobrze, że już jesteś.
Może jednak się uda coś pomóc twojej sąsiadce, sama wiesz, że niemożliwe czasem jest możliwe.
===

Co to za pyszności?

 

No niestety,w pewnym wieku cudów nie można wymagać ale zawsze jest nadzieja,że to jeszcze nie teraz...

 

A od czego budzik w telefonie...?

Przepis wymaga kupnego ciasta na spód, wiem, że w PL pojawiają się jakieś gotowe kruche ciasta, ale ciasto na tartę to jest coś w połowie drogi między kruchym a francuskim i do tego nie powinno za bardzo chłonąć rozmaitych soków z mięsiwka (ani tłuszczyku).
No więc szukam sposobu na spolszczenie czegoś, co sobie mało ambitnie kupiłam w tutejszym markecie.

Taa, psy w kąpieli to piękny temat
Ten pierwszy nieszczęśnik, który trzymany nad wodą na wszelki wypadek zaczyna pływać, to mój faworyt

A domino... ech, wyobrażasz sobie, jak to się wesoło układa...?
Jesteś w połowie skomplikowanego projektu, a za ścianą ktoś krzesło przesunie... lekkie drżenie podłoża... i jedzieeeemy

Są jednak granice tego niemożliwego, które bywa możliwe.
No ale nerwowo szukamy sposobów, bo co można zrobić.
Marco swoim zwyczajem natychmiast wyciągnął kartę kredytową i już chciał bilety kupować, żeby pacjentkę z rodziną ściągnąć tutaj... ale mądrzej będzie jednak przepytać te tutejsze sławy lekarskie, czy to ma jakikolwiek sens.

***

A pyszności są od Rosemary - nadzienie to jest mięsko na klopsiki (ukochane tutaj powszechnie).
Myk polega na tym, że mięsko jest owszem przyprawione, ale surowe i piecze się dopiero w cieście.
Wychodzi rewelacja, ale muszę znaleźć odpowiednie ciasto.

Na razie technologia produkcji - i wszystko jasne:

​

EDIT: Gosia, moment cierpliwości jeszcze, ok?

 

Mięsko jest bez jajek i bułki, tylko przyprawy?

 

Mięsko z jajkiem i bułką, a jakże. Na jeden taki spód do tarty ma być niecałe ćwierć kilo chudej wołowinki, jedno jajeczko i dwie kromki chleba tostowego bez skórki, namoczonego i odciśniętego. Dodatkowo przyprawy - w sumie wg własnego uznania, klasyka klopsików to bazylia, oregano, natka, czosnek... oraz ćwierć szklanki tartego parmezanu (lepiej świeżo tartego, ale z drugiej strony - nie przesadzajmy).
Ja bazylii nie lubię, do aromatu czosnku nigdy się nie przekonam, na oregano już patrzeć nie mogę, bo ostatnio jakoś wszędzie to pakowałam... więc dałam proszek cebulowy (cebulka smażona, nie surowa) i sporo majeranku (no i ser oczywiście).
Wyszła bardzo ciekawa kompozycja, ale to już co kto woli.
Trafiłam na przepis na ciasto z dodatkiem octu z cydru jabłkowego - ten ocet tak na moje oko ma tu sporo sensu.
Może jeszcze dziś przetestuję i jeśli będzie ok, przepis powieszę.
Specjalnie sprawdziłam - ocet cydrowy (tak się nazywa w PL) występuje już w nadwiślańskiej przyrodzie, czyli w polskich marketach online, niedrogi nawet jest.

 

Trzeba znaleźć sposoby by pomagać ,choć czasem jest to trudne

A tak odnośnie biletów,zbliża się wiosna i planuję już powoli wakacje ,myślimy wybrać się z rodzinką na wojaże kamperami po parkach narodowych zachodniego wybrzeża .A Ty Zuza wspominałaś coś o farmerskim spotkaniu na łonie natury,czy coś bliżej z jakimś terminem,bo wtedy może udało by mi się połączyć oba wydarzenia i wcześniej kupić bilety ,wtedy na pewno byłyby trochę tańsze.
Podpowiedz,czy lepiej lecieć do Los Angeles ,czy do San Francisco,choć w sumie może to bez znaczenia?I tak kamper można wynająć i tu.

A jak reszta farmerskiego towarzystwa,myślałyście już o zlocie u Zuzy?

 

Bry.Rysio wrócił-po miesiącu !!!Ale cały i zdrowy

 

I to jest bardzo dobra wiadomość
Może się u którejś dziewczyny zasiedział?

 

A jak się tłumaczył?Niezły wypad musiał mieć.

 

A to go złapał kwiecień w grudniu? Czy może uciekł z powodu petard sylwestrowych.
Najważniejsze ,że zdrowy i cały resztę będzie trzeba nadrobić.

 

Tyle tylko,że przyszedł,napił się mleka,oznaczył na nowo teren i tyle go znowu widziałam No ale grunt,że żyje i zdrowy.

 

No to mnie genialnie rozbudziłaś tymi pytaniami

Ja będę na miejscu przez całe lato, bo gdzie bym polazła. Więc każdy termin mi pasuje
Dwie sprawy: w lecie to tu jest ciepło. Naprawdę ciepło Tak pod 40 celsjuszy tu i ówdzie No albo i więcej na pustyniach.
Po drugie: większość szkół startuje w okolicach 20 sierpnia i wtedy wszędzie robi się luźniej, duża ulga.

Stan jest jak wiadomo długi i relatywnie chudy, a parki są dogodnie rozłożone dla podróżnika robiącego pętelkę.
Ja bym przyleciała na LAX czyli do Los Angeles, odsapnęłabym (bo ten lot to jest koszmar, nie ma co udawać, że nie jest) w miłym (mam nadzieję, że miłym) towarzystwie w Long Beach (mamy podjazd na kampera jakby co), a później w trasę w górę mapy.
Jeśli jedziecie z dziećmi, to pierwszym parkiem narodowym powinien być Disneyland
A tak serio to mamy w bok od LA trzy parki pustynne, Joshua Tree, Mojave i Death Valley.
Joshua Tree to rzut beretem od LA, a te drzewka (podobno przerośnięte jukki) mogą się w nocy przyśnić.
Skądinąd drzewka są też w Mojave, a stamtąd z kolei rzut beretem do Vegas (dobra, wiem, to niekoniecznie jest rezerwat przyrody, raczej szaleńców).
Death Valley wygląda tak, jak się nazywa i jest najbardziej pustynna z tej trójki. Raczej trudno byłoby tam spędzić więcej niż parę godzin.
Wyżej na mapie (ale nadal z dala od wybrzeża) jest Sequoia, czyli idealne miejsce dla ludzi z przerostami ego (albo pupy zresztą) - każdy się tam czuje malutki w konfrontacji z tymi sekwojami.
Jeszcze wyżej, ciągle na tej samej trasie, jest Sierra i mój ukochany Yosemite (ukochany głównie dzięki prastarym kreskówkom).
Jesteśmy już na poziomie San Francisco, a powyżej też coś tam jest (najdalej Redwood).
I powiedzmy że od tego Redwood można zawrócić, czyli zacząć zjeżdżać w dół mapy stanową jedynką, która sama w sobie jest jednym wielkim punktem widokowym.
San Francisco jako takie to oczywiście Golden Gate Bridge (most, nie park - ale wieczorkiem wygląda całkiem całkiem).
No w każdym razie jedziemy sobie te tysiąc kilometrów wracając do LA, praktycznie przez cały czas z możliwością gapienia się na ocean, bo ta droga biegnie niemal nieprzerwanie wzdłuż brzegu.
Po powrocie do LA (na ten nasz podjazd na przykład) można rozważyć wypad do San Diego na kąpiel z delfinami i kontrolę stomatologiczną rekinów - osobiście kocham ten Sea World, choć to jest w sumie tylko zoo (ale jak zrobione).
W samym LA można spróbować się poocierać o gwiazdy (gwiazdy ekranu rzecz jasna) albo popatrzeć na ceny na najdroższych ulicach. Zbyt wielu zabytków to ja tu nie stwierdzam, podobnie zresztą jak rezerwatów.
Hmm, jeśli chodzi o klimat, to San Francisco (zwłaszcza niektóre okolice) jest jednak lepsze

Uff.
Się cieszę

To jest najgenialniejsze pytanie tysiąclecia

***

Ja tu wrócę.
Dziś i jutro i tak już nic nie ma do roboty, ani fachowca się nie złapie, ani nic innego się nie wymyśli.

 

Przejrzę przewodniki i zobaczę

 

Ja bym dodała do tego Wielki Kanion Colorado, chyba warto zobaczyć

 

Tam to ja bym jednak leciała.
Nevada / Arizona to bardzo nieprzyjemne okolice dla nieprzyzwyczajonych bez względu na jakość klimatyzacji w pojeździe.
Dalej niż do Vegas nie wybrałabym się żadnym pojazdem drogowym.
Ale zobaczyć warto, pewnie