zzizzie

Ryby... no ja już pisałam wielokrotnie, co myślę o rybach

Ciasteczka będą pieczone pewnie w poniedziałek, żadna to filozofia, a im świeższe, tym lepsze
Ogólnie się nie przejmuję, zdążę
No i rodzina się przyczyni, ja tylko tę krowinę w slow cookera upcham i prawie gotowe.

To już właściwie nie są treningi, tylko taka sobie zabawa - nowych układów nie ćwiczymy, bo to przecież nie na konkurs... łazimy do klubu na spotkanie z trenerem chyba głównie dlatego, że Marco zachwycił się kiecunią i potrzebuje ją pokazać światu (no, teraz to już niestety są trzy kiecunie, ech).

 

No i dobrze - to ma być zabawa i przyjemność, a nie harówa.
Przy okazji pokaż, czym tak zachwyciłaś chłopinę, wiem, że miałaś dla niego małą niespodziankę

===
Karpia w galarecie, albo po żydowsku nie lubisz?
Śledzi nie robię

 

Karpia w słodkiej galarecie z rodzynkami, czyli kompromis między starozakonnymi a tzw resztą świata
Jedno dzwonko raz w roku... ale nie za bardzo mi brakuje tego dzwonka

***

Niespodzianka wzbudziła zachwyt.

To jest w sumie taka zabawa oczywiście, sporo w tym zgrywy: ja się stroję, Marco się zachwyca - ale miła ta zabawa i działa integracyjnie

​

Kolor włosów mam inny i fryzurę na szczęście też

 

Sukieneczka faktycznie słodka, rozumiem Marco
Ale co masz do fryzury?
Że blondynka?... ja też jestem blondynką, tyle, że taką bardziej siwo - platynową
Dłuższe włosy lubię, choć ostatnio jakoś nie mogę zapuścić i mam krótkie

 

Nie będę namawiała do ryb ale dla mnie to są najlepsze.
Dzisiaj kupiłam prosto z kutra,w poniedziałek resztę na święta będą świeżutkie.Teraz będę piekła schabik,karczek,szynkę i pasztet,na święta musi wystarczyć.
O kurczaku zapomniałam i kaczce ale to jutro,albo w niedzielę,o rany a ciasta będę musiała coś wybrać z przepisów Zuzy,te co robi się najszybciej.

 

Sukieneczka to też kompromis, jak ten mój karp w żydowskiej galarecie - kompromis między mężowską wizją... hmm, no powiedzmy: piękna, bo te tutejsze dzieci niczego więcej nie przełkną, a tym, co ja jestem skłonna na siebie włożyć. Jego wizja jak na mój gust zbytnio przypomina stylizację typową dla rozlicznych pań ciężko pracujących na parkingach dla takich duuużych samochodów ciężarowych (skądinąd całkiem bez żartów uważam, że to jest naprawdę wyjątkowo ciężka i niewdzięczna praca).

A fryzura - nie chodzi o ten blond (z obowiązkowymi ostatnio, sztucznie robionymi odrostami), choć ja nigdy w życiu blondynką nie byłam i być nie zamierzam, nie pasuje to do mnie.
Raczej chodzi o to, że ta pani w mojej kiecce ma fryzurę w stylu gwiazdy Baywatch (Słonecznego Patrolu po naszemu) Pameli Anderson, z czasów sprzed implantów (choć w przypadku pani Pameli czasy sprzed implantów zakończyły się chyba najpóźniej z chwilą rezygnacji z pieluszek).
No nie lubię takich kudłów i co ja na to mogę.

Podrzucam focię, którą miałam na telefonie jako wzór podczas niedawnej wizyty u mojego fryzjera.
Ta dziewuszka jest nawet troszkę podobna do mnie (minus 20 lat oczywiście), tylko takiego nochala to ja nie mam.
Aha, i refleksy oczywiście mam zimne, żadnych rudości.

​

Żeby nie było: to interesująco wydziargane męskie ramię nie należy do mojego chłopiny.
Chłopina starej daty, więc tatuaży nie posiada (za co jestem wdzięczna losowi).

No w każdym razie, jak widać, można być potarganym/rozczochranym na różne sposoby.
Ja wolę mój od tego, co miała Pamela

Ryba pachnie rybą.
To jest jej największa zbrodnia

 

dla mnie nawet tej wady ryby nie mają (a smak mają super!).... bo nie mam węchu i mogą sobie pachnieć czymś najgorszym, to ja i tak nic nie czuję... zupełnie nie wiem jak można coś po zapachu poznać... węchu nigdy nie miałam i pewnie już nie będę miała
wiem, że to jest dużo łatwiej gotować na zapach, ale tego też można i to całkiem nieźle
jak już coś trzeba powąchać, to idę do sąsiadki, która ma rewelacyjny węch
to taka mała dygresja...... w obronie ryb

 

Węch jest jakoś dziwnie powiązany ze smakiem - kiedyś straciłam smak, nie wiem, jakieś przeziębienie czy coś i nagle przestałam czuć jakikolwiek smak (to była chyba jedyna w moim życiu okazja, żeby spróbować śledzia, ale nie skorzystałam).
Wtedy zapachu też nie czułam.
No ale to było chwilowe.
Gotować mogę nie wąchając, na pamięć... ale są składniki, które lepiej jest jednak obwąchać przed zużyciem albo spożyciem.
Jak sobie radzisz...? Bo przecież z każdym plasterkiem przedwczorajszej szyneczki czy z każdym jajeczkiem do tej sąsiadki nie biegasz chyba...?

 

nie kupuję niczego na zapas, chyba że mogę zamrozić...
na wszystkim co trafia do lodówki czy zamrażarki widnieje wielkimi literami napisana data i to troszkę pomaga zużywać bez wąchania
jajka kupuję "od gospodarza" i jeszcze nigdy nie przyniosłam nieświeżego
a jak mam cos piec to idę do sąsiadki żeby powąchała, zawsze znajdzie się jakaś litościwa dusza co pomoże "tej pani bez węchu"
do perfumerii czy kosmetycznego sklepu idę z kimś kto mnie dobrze zna, ja wybieram kosmetyki po tym co jest napisane, albo po opakowaniach, a moja koleżanka wącha i coś czasem kupimy....
kosmetyki używam najchętniej takie bezzapachowe, a jak muszę użyć perfumy, to niestety musi mnie ktoś powąchać, ale to są bardzo sporadyczne przypadki...

 

Uff, no trochę to skomplikowane
Ale ciekawe, brak węchu, a smak nietknięty.
Naprawdę myślałam, że to jest powiązane... choć pewnie bez tego węchu masz mniejszy zakres doznań smakowych (czy jak to nazwać).

***
Gosia się czai - moja sąsiadka zachwycona tym twoim przekładańcem serkowo-budyniowym
Ale spróbowała też na krakersach i mówi, że lepszy, bo nie taki słodki

 

Zuza, to tylko "węchowcy" tak myślą, że to jest powiązane, ale smak mam powiedziałabym prawie idealny, z zamkniętymi oczami próbuję coś i podaję wszystkie składniki danej mikstury, sałatki, pasty czy czegokolwiek innego, troszkę trudniej ze słodkimi smakami np. mieszane dżemy, ale i tak nie jadam zbyt wiele słodkich potraw, wiec nie cierpię z tego powodu
do wszystkiego można się przyzwyczaić

 

No to już wiadomo co "upiec", żeby się nie narobić...
Gosia, dobrze, że z tym przepisem trafiłaś w świąteczny okres

 

No to tak tylko złośliwie zauważę, że nie wiesz przecież, jak by wszystko smakowało ze wspomaganiem ze strony węchu
Ja wiem, że jak mam nos zatkany z okazji kataru, to i smak się robi taki jakiś nie taki

Sąsiadka się rozpływa nad tym, że pyszne - znała napoleonkę i rafaello (czyli moje wersje), ale połączenie budyniu z serkiem ją urzekło. Więc ja też niedługo składniki zgromadzę i machnę przekładaniec (przeliczania będzie trochę, bo tu budynie mają inne gabaryty ech, ale wyraźnie warto).
Hmm... na krakersach machnę

 

A machajcie sobie na zdrowie,bo warto-pyszne jest W końcu na coś się przydałam

 

Ty się zawsze przydajesz
Chyba będę wyrazicielką opinii wszystkich, jeśli stwierdzę, że jesteś powszechnie lubiana - nawet z tymi ogórkami

 

Podpisuję się pod postem Zuzki

===

No to chwal się, co jeszcze skrywają te twoje sekretne szuflady z przepisami

 

Brat mnie namawia bym zrobiła taką piramidę,pracy przy tym jest 5 minut.

 

O
Krakersy czy herbatniki...?

 

Ja robię z herbatników,szczerze powiem że nie wiem jak smakuje z krakersami.

 

Dawaj przepis,bo widzę,że piec nie trzeba