zzizzie

Najleprzejsze będzie teraz! Małżon myślał, że ja zrobiłam, ja byłam pewna, że on...... czekam na zdjęcia od znajomego ma podesłać mailem
Mogę dostarczyć tylko to poniżej czyli tzw resztki konsumpcyjne
To różowe to też resztki - napisu..... nie wiem jakim cudem lukier się na zimnej galaretce roztopił i rozpłynął...

 

O rany
Genialny ten twój pająk, no po prostu genialny
Lepszy od tego z tutorialu
Rzucił mnie na kolana i tak już pewnie zostanę, dopóki mnie ktoś nie podniesie

A lukier to spłynął, bo z galaretki każdy cukier puder zwieje - galaretka to woda, a puder jest na to wrażliwy.
Podejrzewam, że ten sam los spotkałby napis z masy maślanej.

Aha, nogi są jak żywe, ale wolałabym pupę - jest cudownie włochata

 

Śliczie ci to wyszło,najważniejsze że dzieciaki zadowolone.

Sama byłam świadkiem jak do lekarza mówiono(ale ja mam tylko śruby mieć wyjęte z nogi)nie może dojść do ludzi że jedzenie przed wpływa na narkozę i inne czynniki związane z zabiegiem.Pamiętam jak na dzień przed zabiegiem na kolacje dostałam tarty seler wymieszany z musem z jabłek(to było nie zjadliwe)śniadania już nie dostałam.Nie wiem ile takich ludzi jest ale musi być sporo skoro każą stawiać się dzień wcześniej.

 

Ciekawe w sumie, skąd się to bierze.
Co oni tam wiedzą, te doktory, ja wiem lepiej i potrzebuję solidnie zjeść, bo trzeba organizm wzmocnić przed operacją...?
A może: szpitalne żarcie to wiadomo, jakie jest, muszę się najeść na zapas...?
Zresztą tak czy tak to jest dowód takiej jakiejś głupoty na poziomie podstawowym, tkwiącej głęboko pod wszelkimi szkołami i ewentualnymi tytułami (prawie naukowymi).
No cóż, w takiej sytuacji to faktycznie bezpieczniej będzie tego pacjenta zapuszkować dzień wcześniej... i liczyć na to, że nie przyniesie ze sobą trzech kotletów (żona dała) oraz pęta kiełbasy (od szwagra ze świniobicia), tak na kolację.
Ech.

 

Cieszę się, że chwalisz bo jednak moim osobistym zdaniem do oryginału mu daleko ale nieskromnie dodam, że wrażenie robił niezłe
Chyba komplet barwników sobie zamówię i potrenuję i inne zwierzaki - taki misio do ogarnięcia, ptactwo myślę też ale koń mi się marzy...tylko do konia potrzebuję narzędzi....znaczy coś w rodzaju lutownicy by mi stykało by "podrzeźbić tą galaretkę
A i formy - prawdopodobnie wykorzystam pojemniczki po takich zabawkach z automatu - nieletnia się ucieszy bo te za 2 zyle chyba mi pasują- przezroczyste i średniej wielkości
Ps. wysłałabym Ci tą pupę ale mam jakieś dziwne przeczucie, że on nawet na tych pozostałych 4 nogach z transportu zwieje i nie dowiozą

 

Moim zdaniem o niebo lepszy ten twój pająk - bardziej przerażający, jadowity i włochaty
Zupełnie poważnie tak uważam

Lutownica, hmm.
Lutownica?!
Żeby rozgrzewać galaretkę...?

 

Tak to jest dziwne.
Ja to bym zwaliła na edukację,w końcu zabiegi jednodniowe są w Polsce od kilkunastu lat.Rodzina opowiada jak to było kiedyś.Po 2 do 3 godzinach taki pacjent po obserwacji wypuszczany jest do domu,więc nawet nie zdąży skorzystać ze szpitalnych pyszności.Tych kotletów i kiełbasy to się uśmiałam.

 

No tak - bo wydłubanie czymkolwiek nawet ciepłym powoduje rany szarpane i "pękane" a taka lutownica to by mi ułatwiła dokładne wytopienie wzoru

 

Fakt
Tak samo jest z tą ciepłą wodą wlewaną do wyszarpanego zagłębienia w tutorialu, tak...?
Galaretka, w której powstaje pająk, jest już całkowicie zastygnięta, czy taka drżąca jeszcze...?


EDIT: widzę, że wyszło mi "zagłębienie w tutorialu".
Hmm.
Ale co tam, i tak wiadomo, o co chodzi

I drugi EDIT, bo przegapiłam posta:

Kotlety i kiełbasa to autentyk
Sprzed paru lat.
Mąż przyjaciółki mojej mamy trafił do szpitala w sprawie wątroby, już nie pamiętam, o co chodziło.
Dzielił salę z paroma facetami w podobnym wieku (tak 60+ zapewne) i w podobnej sytuacji, czyli na tzw diecie wątrobowej.
Chyba wszyscy albo czekali na operację, albo byli tuż po.
No dobra, kolację podano, została spożyta (podejrzewam, że niekoniecznie ze smakiem)... a tu jeden z towarzyszy niedoli, którego akurat tego dnia odwiedziła żona, sięga do szafki, wyciąga zawiniątko, radośnie szamie dwa kotlety, zastanawia się nad trzecim, trzeci zostawia na rano, wyciąga drugie zawiniątko, ułamuje kawał kiełbasy na deser i wyjaśnia kolegom, że to od szwagra ze świniobicia.
Miał gościu pecha, akurat pielęgniarka do sali zajrzała
Nie wyleciał ze szpitala, ale chyba mało brakowało.

 

Galaretka musi być mocno zastygnięta już bo inaczej pozlewa się wszystko
Te kiełbachy ze świniobicia to faktycznie jak znalazł do szpitala

 

A ta śmietanka barwiona, z żelatyną, którą się słomką wyprowadza z głowy (bo to chyba głowa jest?), żeby powstały nogi?
Tzn ona ma być w temperaturze pokojowej? Bo jeśli będzie ciepła, to się rozleje
Ech za trudne to dla mnie

Kiełbachy ze świniobicia to najwyżej na ortopedię... choć zwykle im lżejszy pacjent, tym ortopedycznie mu się lepiej wiedzie, więc pewnie i na ortopedii lepiej tego unikać.
W każdym razie oddział chorób wątroby (czy jak to się nazywa, hepatologia...?) to na pewno nie jest najlepsze miejsce dla panierowanych schaboszczaków ociekających tłuszczem albo dla tych szwagrowych kiełbas.

A jak już jesteśmy w szpitalu - gdzie się Gosia podziewa?!

 

Śmietanka w temp pokojowej lub lekko ciepła - kubeczki z barwioną śmietanką wstawiam do ciepłej wody bo inaczej zastygnie zanim zostanie użyta

Gosia miała dać znać i zaniknęła
Ha a ja mam Gosiową gąskę - cudna jest - ona naprawdę piękne rzeczy robi i nie wiem czemu ma wątpliwości rewelacja gąska a jajo/gąsiątko urzekło wszystkich

 

Ech no naprawdę za trudne to wszystko
Nie zrobię pająka na Halloween

***

A z Gosią to ja muszę pogadać od serca - jeśli nie chce sprzedawać tych rzeczy na amazonie, to ja się zajmę dystrybucją. Takie rzeczy to na wagę złota są.

 

Pogadaj bo mnie nie chce słuchać i marudzi - a przekonałam się własnoocznie że cudne rzeczy robić potrafi- nieletnia sesję zdjęciową gąsce zrobiła i posłała mmsem do nas wszystkich...czyli mamy, taty, babci i cioci bo tyle kontaktów ma w telefonie
A jej nic nie umknie (mama! gąska ma krzywą nogę...a nie! mama! one się zginają! zobacz ona może zginać nogi!)

Pająk nie jes trudny! sprawdzisz sama to zobaczysz

 

Gosia (nie ja) pewnie nie ma neta w szpitalu. Dzisiaj miała mieć zabieg, może jutro ją wypiszą, ale pewna bym nie była.

Pająk śliczny, pooglądałam , jak to się robi, ale i tak się nie zamierzam zabrać za robótki ręczne, już wyżej pisałam, że do takich rzeczy to mam 2 lewe łapki.
Co do kotletów i kiełbachy w szpitalu... na ortopedii pewnie by to nie przeszkadzało, ale po coś ta dieta szpitalna jest.
Jeszcze rozumiem, że ktoś długo leży w szpitalu, to mu z domu przysmaczki donoszą, ale kilka /kilkanaście dni to bez przesady

 

No to zupełnie bez związku - zaczynamy odliczanie.
Max dwa tygodnie jeszcze tego leżenia.
Maluchy by pewnie jeszcze wytrzymały, ja trochę mniej, więc nikt nie będzie przesadnie ryzykował.
Od dziś mam leżeć jeszcze bardziej.
Kurcze, czy można leżeć bardziej?!
Ale jak mnie już wypuszczą, to przysięgam, że w domu będę gościem.
Kara musi być

 

Pewnie, że można leżeć jeszcze bardziej.
Można wstać do toalety, albo nie,
można leżeć na boku, albo nie,
można czasem usiąść, albo leżeć plackiem
Mocno trzymam kciuki za waszą trójkę, żebyście wszyscy wytrzymali do szczęśliwego końca
Wyobrażam sobie Marco, siedzi ci na głowie i obgryza pazury

 

Bry.Gosia miała rację-neta jednak w szpitalu nie było... Za to ja jestem już po i.............w domku od godziny Trochę szczypie, ściąga i nieco boli ale dam radę To było normalne cięcie i szycie,w znieczuleniu do kręgosłupa-takie jednodniowe,to kosztuję 4 tysie za jedną nóżkę Na ale gładko poszło,goi się ładnie,to po co tam miałam leżeć dalej?Chyba tylko po to,żeby schudnąć ale to mi potrzebne nie jest-wyważyli mi 48.3 kg Coś mają chyba wagę przekalibrowaną...
Pająk cudny Zdolna bestia jesteś Iwona

 

No to się cieszę, że już jesteś w domku i wszystko poszło gładko
to teraz się kuruj
Zmykam porobić za kierowcę

 

Nie no naprawdę tyle ważysz?
Dużo zdrówka, odpoczywaj teraz parę dni.W domu to w domu najlepsza kuracja.