zzizzie

Temat na forum 'Archiwum - pozostałe działy' rozpoczęty przez użytkownika zzizzie, 27 października 2018.

Drogi Forumowiczu,

jeśli chcesz brać aktywny udział w rozmowach lub otworzyć własny wątek na tym forum, to musisz przejść na nie z Twojego konta w grze. Jeśli go jeszcze nie masz, to musisz najpierw je założyć. Bardzo cieszymy na Twoje następne odwiedziny na naszym forum. „Przejdź do gry“
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.
  1. Sookie

    Sookie Chodząca legenda forum

    Fajnie,że jesteś w kraju. Życzę Ci na prawdę dobrych wrażeń .Odeśpij różnicę czasową i baw się dobrze,mimo wielu obowiązków.
    :)
     
  2. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Uff.
    No to jestem, ledwo żywa i na ostatnich nogach, bo dziś był dzień pokazywania juniora -.-

    A tak w ogóle to mnie tam niby wszędzie dobrze, ale bardzo fajnie jest znaleźć się znowu w miejscu, gdzie wszyscy myślą w tym samym języku, co ja.
    Bez względu na to, gdzie mieszkam i będę mieszkać - to jest mój kraj i moje miasto w tym kraju.
    Nie tęsknię, bo zawsze mogę tu przyjechać... ale cieszę się, że znowu tu jestem, choć na chwilę.

    Z nieco innej beczki - mam coś, co muszę opowiedzieć każdemu, kto zechce to przeczytać, takie o moim tatusiu i jego drugiej ślubnej.

    Hala (zwana przeze mnie – z racji zamiłowania do zakupów – Halą Targową), czyli przeurocza druga żona mojego przeszanownego tatusia (oby żył wiecznie), nie uznaje czegoś takiego, jak uścisk dłoni.
    Mianowicie zamiast ręki podaje śledzia, czyli taki zwiotczały pakiecik tych wszystkich drobnych kosteczek, plątaniny ścięgien i mięśni (w stanie spoczynku) oraz solidnej warstewki tkanki tłuszczowej, obciągnięty skórą.
    Gorzej – podaje tego śledzia od razu w pozycji do całowania, nie do uściśnięcia… no, w każdym razie wtedy, kiedy odbiorcą pakieciku jest jakieś ciacho w stosownym wieku, na przykład to moje. W konfrontacji z ciachem Hala zmienia się w – nazwijmy to staroświecko – omdlewającą nadwagę całą w pretensjach, piękny widok swoją drogą.
    Biedny Marco, który słabo się łapie w polskich obyczajach nazwanych kiedyś cmoknonsensem, nieźle się musiał nagimnastykować, żeby tego śledzia jednak uścisnąć, nie ucałować.

    Ale to tak na marginesie, właściwie o czym innym miało być. Mianowicie (nieco wbrew sobie, ale co robić – pełne oburzenia telefony i smsy w tej sprawie ścigały mnie przez pół kontynentu) upchnęłam w rozkładzie zajęć pierwszego dnia w wawce spotkanie juniora z dziadkiem, żeby nie było, że starego ojca usunęłam okrutnie ze swego życia (co zresztą faktycznie uczyniłam już bardzo dawno temu – zaraz po tym, jak on usunął z własnego życia moją mamę oraz mnie, starannie wybierając najgorszy możliwy moment na tę amputację, czyli dzień, w którym mama usłyszała taką dość paskudną diagnozę).

    Junior został przedstawiony dziadkowi na neutralnym gruncie, czyli w hotelowej kawiarni.
    I stało się coś bardzo dziwnego, czego nigdy nie zrozumiem – dziadek normalnie rozpłynął się ze szczęścia.
    Chyba nigdy nie widziałam własnego cynicznego, skrajnie egocentrycznego i emocjonalnie lodowatego tatusia w takim stanie, w każdym razie nigdy ani na mnie, ani później na dziewczynki tak nie reagował.

    Junior to osobnik życzliwy światu i ludziom (po kim on to ma, na miłość boską?!), więc powitał dziadka swoim zwykłym szerokim uśmiechem (numer siedem bodajże), przybił piątkę i ochoczo zagnieździł się na dziadkowych kolanach.
    I w ten oto sposób dziadek został kupiony, cały świat przestał dla niego istnieć. Coś tam gaworzył do juniora, słuchał jego odpowiedzi – brzmiało to jak autentyczna rozmowa, choć obaj panowie przemawiali równie niezrozumiale. Do tego okazywali sobie dozgonne uczucie: dziadek głaskał juniora po policzku, junior dziadka po łysinie, która ogromnie mu się spodobała (to było chyba pierwsze tak bliskie spotkanie juniora z prawdziwą, odświętnie wypolerowaną łysiną).

    Ale najlepsze było to, co nastąpiło tak gdzieś po kwadransie tej przedziwnej interakcji.
    Mianowicie wspomniana na wstępie Hala (zwana Halą Targową) uniosła przyciężki odwłok z kawiarnianego fotelika i opuściła lokal bez słowa pożegnania, za to z wyrazem śmiertelnej obrazy na obliczu. Cóż, o tyle miała powód, że mój szanowny tatuś totalnie ignorował jakieś jej uwagi na temat a to juniora (że chudy i rozczochrany i dlaczego nie boi się obcych), a to rujnowania garnituru podczas przytulania jakiegoś tam dziecka (tak się biedna zazdrosna Hala wyraziła, właściwie to nawet zrobiło mi się jej żal… no, nie za bardzo).
    Trochę się kobiecina przeliczyła – niewątpliwie była przekonana, że mężulek za nią poleci z przeprosinami. Nie poleciał.

    Wie ktoś może, co to jest Schadenfreude…?
    Definicja z wiki: przyjemność czerpana z cudzego nieszczęścia bądź niepowodzenia.
    Dokładnie takie nieszlachetne uczucie przepełniło moją skołataną duszyczkę.
    Okropna jestem, prawda…? 8)xD

    Swoją drogą zastanawiam się, jaką awanturą powitała Hala mojego szanownego tatusia po powrocie do domu. W każdym razie zdołał to przetrwać i wprosił się na jeszcze jedno spotkanie z juniorem, tym razem już bez małżonki.

    ***

    A jutro przede mną cały dzień w firmie – bo to jest w końcu ta moja firma. Obiecano mi nawet miejsce przy moim dawnym biurku.
    Fajne czasy były, te czasy pracy w tym konkretnym pokoju, z tymi konkretnymi ludźmi.
     
  3. grakula16

    grakula16 Chodząca legenda forum

    Będę złośliwa, ale cóż...:oops:
    To szanowny tatuś nie wydał przyjęcia powitalnego z okazji przyjazdu ukochanej Córeczki?:cry::mad:
    Jakoś w mojej głowie to się nie mieści, ale co ja tam wiem:p
    Chociaż jeden marny punkcik za rozmowę z juniorem mu się należy;)
    Dla hali ujemnej skali zabrakło już dawno za całokształt.
    Dobrze , że już jesteś :inlove:
    Dzisiaj to chyba dzień na luziku na starych śmieciach?
    Baw się dobrze:)
     
    zzizzie, tigre oraz Sookie lubią to.
  4. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Bry :)
    No mnie jakoś nie dziwi, że Junior dziadka rozłożył na łopatki ;) oglądałam to dziadkowo babciowe zjawisko przy mojej nieletniej (zwłaszcza dziadek -teść, niestety niedawno pożegnany:()
    Facet mocno złośliwy (za to go lubiłam bo w moim stylu), cyniczny itd taka twarda sztuka a przy dzieciu..... wymiękał (wiem, że do własnych miał podejście inne) - a jaki dumny był jak go zostawiliśmy z kilkumiesięcznà małą chyba na godzinkę a pozwolili nakarmiś jabłuszkiem...gość co wszystko wiedział najlepiej panikował czy da radę ;)
    A tu Zuza przedstawiłaś dziadkowi dziecię słodkie które zaakceptowało dziadka na dodatek dziecię " faceta" - dziadkowie chcą wnuka ;) choć wnuczki też na głowę wchodzą
    Teraz chyba będzie chciał tych kontaktów więcej......może dobrze....?
    "Pani Hala T" .... cóż, nie znam a już nie lubię
    - jedno za durnego focha walniętego przez halowy pępek świata (każdy normalny człek z odrobiną empati by zrozumiał dziadka no ale egocentryczna zazdrośnica (o dziecko?!) jak widać...)
    -drugie - jak taki śledzik mi się przy powitaniu trafia to niestety sporo musiałby się ten ktoś nagimnastykować by mnie do siebie przekonać - to coś czego kompletnie ale to kompletnie nie trawię - wiem, nie powinnam oceniać tylko po tym ale chyba w genach mam czy coś bo nie zwalczę odruchu na śledzia i już
    edit ;)
    Ja na Twoim miejscu chyba od baby nie odrywałabym wzroku - wiesz takiego pełnego satysfakcji i wymownego ;) coby się zagotowała....no wiem, wredna bywam ;)
     
    zzizzie i grakula16 lubią to.
  5. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Oj, Hali (Targowej) to ja z całego serca nie znoszę.
    Pociesza mnie tylko to, że z wzajemnością… i że to ona zaczęła.

    Chłopinę do snu ukołysałam, chwila dla mnie - więc opiszę początki mojej niechęci do Hali.

    Do końca życia zapamiętam pierwszą wizytę w nowym domu tatusia, Hala chyba jeszcze nie była Ukochaną Małżonką Pana Wielkiego Literata, ale już się na to zanosiło, więc rozpanoszona była okropnie.

    To nie były święta ani nawet niedziela – kazano mi przyjść po szkole w zwyczajny powszedni dzień.
    No to przyszłam, taka sobie trzynastolatka porządnie ubrana w czyste jeansy i bluzę, w trampkach (a jakże), z plecakiem, bo prosto z tej szkoły.
    Na wejściu kazano mi zdjąć trampki.
    Następnie stwierdzono, że trampki strasznie śmierdzą (pamiętam, że później nawet je obwąchałam – moim zdaniem nie śmierdziały).
    A jak mnie już wpuszczono na salony, to dopiero się zaczęło.

    Najlepiej zapamiętałam coś takiego: ta matka to w ogóle o nią nie dba, kto to widział tak dziecko ubierać na wizytę u ojca.
    Mama akurat wtedy była w szpitalu, któryś kolejny raz w ramach długiej serii prób leczenia.
    Ale gdyby była w domu, uznałaby mój strój za całkiem odpowiedni.
    Cóż.
    Skrytykowano następnie moją fryzurę, a właściwie brak fryzury, czyli długie włosy… kolor bluzy (taki sprany granatowy, jeśli dobrze pamiętam), kolor plecaka, bodajże kolor oczu też... sznurkową bransoletkę (akurat była na to moda w szkole), jakiś znaczek przypięty do bluzy dla ozdoby (jak znam siebie, najprawdopodobniej był to smiley, czyli roześmiana buźka dodająca otuchy)… fakt, że do ojca mówiłam "tato" zamiast "proszę taty"… aha, i za niedowagę też mi się dostało (co ona taka wychudzona, matka jej jeść nie daje?).

    Cały ten atak (co zrozumiałam znacznie później) był tak naprawdę wymierzony przeciwko pierwszej żonie (która w pojęciu istotek takich, jak Hala, zawsze stanowi zagrożenie).
    No ale dostało się mnie.

    Chyba trudno się dziwić, że nie pokochałam Hali.
    A co ta kobieta wyprawiała później… i jeszcze później… i nawet całkiem niedawno temu – tego to już naprawdę nie warto opisywać.

    ***

    Ech, stare dzieje.
    A dziś...

    Marco przygaszony, wyraźnie zmęczony.
    Cóż, takie są skutki tej przerwy w objazdówce – jak każdego starego komedianta napędza go ta (prawie) sceniczna adrenalinka, kiedy jej zabraknie, włącza się przemęczenie.
    Jutro jeszcze oficjalna firmowa kolacja po warszawsku… a później długo nic i dopiero w piątek Sztokholm.

    Musiałam nieco zmodyfikować własne plany – weekend będzie nad jeziorkiem, niech sobie chłopina popływa tą moją łódeczką-łupinką albo połazi po lesie (szkoda, że bez Gordona).
    Czyli w Polskę ruszamy dopiero od wtorku, bo w poniedziałek jeszcze coś będzie do załatwienia w wawce, czasu mało, ech.

    Zostałby ten pajac w wygodnym warszawskim hotelu, wyspał się porządnie i wypoczął – ale nie, uparł się, że musi mi towarzyszyć, gdzie nie pojadę. Zabawne, on się w PL czuje niepewnie, chyba dlatego, że to ja potrafię się tutaj z każdym dogadać, nie on.

    Komiczny staruszek – ale kochany i nie lubię się o niego martwić.
     
  6. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Boszzzz skąd twój tata coś takiego wytrzasnął? Chyba i tak masz od groma cierpliwości bo znając mnie szło by na noże..... albo nawet siekiery
    A ja dziś miałam.....wycieczkę do lombardu.... Moja panna się uczepiła po oglądaniu jakiegoś filmu/programu o lombardach, że ona chce zobaczyć.....no dobrze, poszłam z nią..... wzrok ekspedienta bezcenny rozczarowanie młodej, że nie tak to wygląda przekomiczne- następna wizyta w sklepie z antykami....ten telewizyjny lombard taki bardziej do tego podobny- tam się panna nie rozczaruje raczej ;) zwłaszcza, że strych mojego brata wzbudza cały czas baaaardzo pozytywne i...głośne emocje więc cel- duuuuży sklep ze starociami albo nasze targowisko w niedzielę ;)
     
  7. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Mój przeszanowny tatuś potrzebuje być podziwiany i uwielbiany.
    Przypuszczam, że początkowo Hala zaspokajała te potrzeby.
    Teraz to już nie wiem, odnoszę wrażenie, że dawno temu przejęła ster rządów w tym szacownym stadle.
    Ale nie współczuję tatusiowi – jak to mawiała moja gosposia, widziały gały, co brały.

    ***

    Lombard – dla mnie to jest smutne miejsce. Zwłaszcza taki lombard, co to bierze wszystko jak leci.
    Te ręczne mikserki czy młynki do kawy wstawione, nie odebrane i oferowane za śmieszne grosze… przykro mi się robi, kiedy pomyślę, w jak dramatycznej sytuacji finansowej musiał być ktoś, kto zaniósł do lombardu taki mikserek.
    No, chyba że mamusi podprowadził, bo na flachę zbrakło.
    Ech, zawsze jest jakaś druga strona, nie…?

    Sklepy ze starociami już lepsze… ale w sumie dość monotonne.
    No bo co pozostało z tych dawnych czasów – powiedzmy: przedwojennych?
    Lepsze rzeczy poszły na aukcje dzieł sztuki i do sklepów z antykami… a wśród staroci to się trzeba nieźle naszukać, żeby coś wygrzebać.

    Za to strych z fascynującymi rupieciami – mniam, to jest to, zazdroszczę.
    Osobiście dopiero od niedawna mam coś na kształt strychu, ale jedyne, co tam znalazłam (i co napędziło mi strachu, że hej), to była mama szop z młodymi.
    Tupało mi to towarzystwo nad głową jak stado duchów czy innych wampirów, a wtedy akurat siedziałam sama w pustym, jeszcze nie oswojonym domu.
    Brr.

    ***

    A jak już o nerwach mowa, to dziś mało się nie przekręciłam ze zdenerwowania przez tego mojego chłopa, ech.
    Dojechaliśmy nad jeziorko akurat na późne (no, bardzo późne) śniadanko, potem junior pojechał oglądać jakieś cielaczki u sąsiada, ja sobie zrobiłam kolejną kawusię… a Marco postanowił aktywnie wypocząć.

    No więc wypłynął samotnie na środek jeziorka (ambitnie, na pagajach, czyli wiosłując). W sumie to musiał samotnie, bo ta konkretna łupinka jest boleśnie jednoosobowa.

    Po kwadransie wyglądam – łódeczka jest, Marco jest, jakoś się umościł w tym laminacie i widoki podziwia czy coś w tym stylu.
    Mija godzina - sytuacja bez zmian.
    Wołam – zero reakcji.
    Dzwonię – telefon został w domu.
    Już nie wołam, tylko wydzieram się jak potępieniec – nic, Marco tkwi w bezruchu w tej nieszczęsnej łódce.

    No to się wystraszyłam, i to jak – zmęczony 60latek po bypassach to idealna pożywka dla mojej wyobraźni.
    Ręce mi się już nieźle trzęsły, więc cudem (i nielegalnie, nie mam uprawnień) odpaliłam motorówkę, cudem nie staranowałam tej łupinki... a ten przyjemniaczek otwiera jedno oko: Coś się stało? Chyba się zdrzemnąłem.

    Naprawdę miałam ochotę przewrócić mu łódkę, żeby się dobudził podróżując wpław do brzegu.
    No ale to jest w sumie całkiem miły gość, ten Marco – więc go wzięłam na hol razem z łupinką i dowlokłam do przystani.
    Na stałym lądzie usłyszał ze szczegółami, co ja o nim myślę.
    Chyba nawet był zadowolony, że się tak przejęłam, drań jeden.

    ***

    Z weselszych rzeczy to junior zachwycił się kurą.
    Cielaczki i co tam jeszcze z inwentarza owszem wzbudziły jego zainteresowanie, ale on jest jednak trochę za młody, żeby docenić cielaka.
    Od krowy niestety nauczył się muczeć (teraz biega i muczy bez przerwy).
    Ale tak naprawdę pokochał kurę.

    U sąsiada po podwórku przechadzała się jakaś wyjątkowo interaktywna i proludzka kura, podobno lubi dreptać za człowiekiem.
    Nie jestem pewna, z czym się juniorowi skojarzyła ta kura (nigdy dotąd kury nie spotkał), ale najwyraźniej uznał ją za coś w rodzaju miniaturowego upierzonego Gordona.
    I tak przez dobre pół godziny albo on łaził za kurą, albo kura za nim, oboje wyglądali podobno na bardzo zadowolonych.
    W sumie to się cieszę, że on jeszcze niewiele potrafi powiedzieć – niewątpliwie usłyszałabym, że mam mu kupić takie zwierzątko.

    ***

    A dziś po zmroku będzie prawdziwe ognisko z pieczeniem jakiejś tam zwyczajnej czy podwawelskiej.
    Marco bardzo przejęty – twierdzi, że nareszcie poczuje się jak osadnik w czasach gorączki złota albo inny kowboj na Dzikim Zachodzie.
    Stary chłop, a jak dziecko xD
     
  8. grakula16

    grakula16 Chodząca legenda forum

    Mam nadzieję, że ognisko się udało i pogoda nie pokrzyżowała wam planów, jakoś się ostatnio nie chce dostosować do moich planów.
    Wiem, że deszcz potrzebny, ale nie mogłoby padać w nocy, a w dzień troszkę słonka? :p
     
  9. grazaher

    grazaher Forumowy żółtodziób


    Ale masz bujną wyobraźnię :D

    Czytam Twoje posty jak powieść w odcinkach.
     
  10. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Nam to sumie na słońcu nie zależy, z przyczyn oczywistych ;)
    Wczoraj na jeziorku była kompletna flauta, czyli zero wiatru - i jakieś tam chmury, ale wyglądające niezbyt groźnie.
    Pod wieczór zaczęło trochę siąpić, ale zaniedbywalnie i z przerwami, więc posiedzieliśmy sobie przy tym ognisku w pożyczonych sztormiakach pożerając kiełbaskę (co to jest kurcze, że nawet najnędzniejsza kiełbasina podpieczona w ognisku smakuje jak rarytas z najwyższej półki). Miło było i tak spokojnie, w sam raz dla mojego wyczerpanego staruszka.

    Swoją drogą ognisko kojarzy mi się z pieśniami (bo chyba nie piosenkami) harcerskimi, czort wie dlaczego, bo jako żywo nigdy harcerką nie byłam: Płonie ognisko i szumią knieje...
    Nie, nie śpiewałam – mam bolesną świadomość własnej niepełnosprawności w tym zakresie, ten słoń, który się przespacerował po moim uchu, to był chyba jakiś rekordowy przywódca stada.

    Ech, chciałabym, żeby to była wyobraźnia – w każdym razie te kawałki o mojej zamierzchłej przeszłości, średnio wesoła była ta przeszłość.

    Za pochwałę dziękuję - umiejętność takiego opisywania zwyczajnych w sumie zdarzeń, żeby się to dobrze czytało, to element tego mojego nieszczęsnego obciążenia genetycznego… choć powieści to ja bym raczej nie napisała, preferuję drobne formy literackie.

    A piszę te odcinki z dość dziwacznego powodu – bo widzę, że to czytacie.
    Czyli cała ta pożal się Boże literatura w moim wykonaniu ma jeden cel: sprawić przyjemność Czytelnikom. W tym akurat przypadku - czytającym farmerom.

    Aha, jeszcze takie dziwne pytanie ciśnie mi się na klawiaturę – kim jesteś, Żółtodziobie…? ;)

    ***

    Dziś Dzień Matki, w każdym razie Marco innej daty nie uznaje.
    W związku z tym junior (podejrzewam, że nie bardzo wiedząc, o co chodzi) wręczył mi taki dość wymęczony bukiecik kwiatków osobiście zerwanych na łące (trzeba trochę dorosnąć, żeby wiedzieć, że kwiatek trzyma się za łodyżkę), a chłopina wykonał skomplikowane ćwiczenia gimnastyczne, żeby ten prezent lekko uzupełnić.
    Żeby nie było, że cierpię na przerosty wyobraźni, uzupełnienia nie opiszę xD
     
  11. grazaher

    grazaher Forumowy żółtodziób

    Graczem od 2015, czytającym i nie lubiącym pisać :p;)
     
  12. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    A szkoda ;)
    Tzn szkoda, że pisać nie lubisz ;)
    No to jesteś skazana na czytanie 8)xD

    ***

    Krótko, bo powinnam wreszcie iść spać (choć mi się ani trochę nie chce):
    Widzieliście już jamnika na wstecznym...?
    Filmik stary, ale jary:

     
    olgs3, tigre, Sookie i dalsza osoba lubią to.
  13. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Już pisałam kiedyś, że psy na metry to jest to xD
     
    zzizzie lubi to.
  14. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Biedny, jakby był krótszy, to by może wykręcił xD

    ***

    A słyszał ktoś może o gościu, który się nazywa Julian Rad i mieszka w Austrii...?
    Spytajcie wujaszka koniecznie.

    Dwa dowody, że warto go znaleźć:

    [​IMG]

    [​IMG]
    Można sobie robić słit focie ludzi, piesków i kotków, zabytków czy kwiatuszków.
    Niektóre mogą być nawet niezłe.
    Ale ja osobiście chylę czoła przed panem Julianem - jego zdjęcia rzuciły mnie na kolana.
    Jeśli już cokolwiek kombinować z aparatem... to tylko wśród tych chomików i wiewiórek.

    ***

    A tak poza tym...

    Marudziłam.
    Męczyłam.
    Dociskałam kolanem.
    Piłowałam.
    Kołki na głowie ciosałam.
    I udało się xD
    Wynegocjowałam (hmm, powyższymi metodami) dodatkowy tydzień w PL tylko na moje potrzeby xD
    Nie napiszę, co będziemy robili przez najbliższe dni, bo zaraz się okaże, że wyobraźnia czy inne takie tam.
    Ważne jest to, że od najbliższej soboty do następnej soboty mogę się kręcić po całym kraju - wprawdzie z ogonem (czyli z chłopiną), ale przynajmniej nie w popłochu, bo już wszystkie urzędowe sprawy załatwione.
    No to gdzie mam podjechać którego dnia...? ;)
     
  15. grakula16

    grakula16 Chodząca legenda forum

    Metody nieważne, grunt , że negocjacje się udały xD
    W takiej sytuacji wszystkie chwyty dozwolone ;)
    Masz cały tydzień na pokazanie chłopinie co ciekawszych miejsc .
     
  16. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Planuję pokazać mu to, czego Amerykanie najbardziej zazdroszczą Europejczykom – te różne (moje ulubione) stareńkie zabytki (częściowo niestety mocno zrujnowane) z korzeniami w głębokim średniowieczu.
    U nich tego nie ma, za młode państwo, więc mają na tym tle potężny (choć starannie skrywany) kompleks niższości.
    I dobrze im tak ;)
    Choć w sumie to ja ich lubię ;)

    ***
    Ale leje xD
    I zimnica jakaś niemożebna, już zdążyłam zapomnieć, jak potrafi wyglądać maj w tych okolicach Europy.

    No więc junior ogląda kreskówki (lekko zdumiony, że inaczej mówią), a ja mapę studiuję.
    Na lotnisko dopiero późnym popołudniem, trzeba jakoś przetrwać -.-

    I mam pytanie do znawców:
    Wie ktoś może, jak pogodzić Będzin… Mirów… Ogrodzieniec (to tylko przykłady)… z Malborkiem…?
    Jest jeszcze Ujazd czyli mój ukochany Krzyżtopór... i całkiem niedaleko Chęciny, ale to mniej więcej po drodze.
    Aha, i do Janowca też mam sentyment.
    Tylko ten Malbork, ech – a nie można nie zobaczyć Malborka.
    Oj najeździmy się że hej xD
    Wawel sobie daruję, z przyczyn by tak rzec ideologicznych, na samą myśl mnie otrząsa 8)
    Niech Marco focie ogląda albo sam pojedzie.

    A swoją drogą czas na jakiś oddział firmy w Paryżu.
    Zamki nad Loarą bym sobie objeździła chętnie 8)
     
  17. tigre

    tigre Fanatyk forum

    O w Będzinie będziesz? Kocham tamtejsze rondo :) i trochę życia tam spędziłam.......jak by co to zabierz Marco do tamtejszego zamku- chyba jeszcze stoi?
    Polecam Ci jeszcze Międzyrzecz i tamtejszy MRU czyli po prostu bunkry :) też warto pooglądać ....no i Wrocław polecam ;) choć sama nie wiem gdzie bym Cię tu zabrała najpierw..... mam kilka "swoich miejsc" tylko one takie jakieś mało znane są i chyba nie tak popularne ale co tam :)
    Do Wieliczki go jeszcze zabierz po drodze (lubię), i Bogatynia - szczyt wyzysku natury, zasypane hałdami domy i ogrooooooomny lej po wykopaliskach ...ale wrażenie szokujące i jeszcze bursztynowa uliczka w Gdańsku (tam to w sierpniu na jarmark) i bieszczady- koniecznie bieszczady i spacer połoninami na granicy trzech państw (kwatera u sołtysa najleprza bo i poczta na miejscu- córka tak na godzinę dwie otwiera ;) .....tam czas stanął sto lat temu i tak zostało....i konno można po tych połoninach i jeszcze....albo już nie ;)
     
    olgs3, zzizzie oraz grakula16 lubią to.
  18. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    No do Będzina to właśnie w sprawie zamku planuję zajrzeć (kocham takie stare zamki, nawet te w ruinie jak Krzyżtopór), to samo do Mirowa i Ogrodzieńca.
    Chyba stoją, na ich stronkach na necie nie ma info, że przestały ;)
    Uff ale bogaty program proponujesz xD
    Mamy ciut przymało czasu na ten program: wtorek - Chorzów czyli praszczurzyca niani, nocleg pewnie gdzieś w okolicy, bo koniecznie trzeba zajrzeć do Gliwic, a nie ma gdzie niani z siostrą zostawić na dłużej, później środa/czwartek parę (ile wlezie) zamków z tego okolicznego stada, w czwartek trzeba będzie ruszyć w górę mapy (Ujazd, Chęciny), jeśli ktoś z załogi będzie jeszcze żywy to może ten Janowiec pod Kazimierzem Dolnym… no i najpóźniej w piątek wieczorem wawka, bo w sobotę już Frankfurt. Ech.

    Wieliczka, hmm… może się jakoś upchnie. Inne rzeczy to już raczej następnym razem, i tak będzie gonitwa.

    ***
    Ale muszę się pochwalić: upakowałam Malbork w marszrutę xD

    Olśniło mnie, że do Malborka bliżej będzie z Kopenhagi, czyli z miejsca, gdzie zostawiamy juniora ze świtą na jeden dzień w drodze do Sztokholmu.

    Wprawdzie chwilę później olśniło mnie również, że nigdy nie jechałam mostem Øresund oraz nigdy nie płynęłam promem…
    … więc w sumie nie będzie tak znowu bliżej, raczej dalej niż bliżej, no ale przynajmniej od drugiej strony. Ze Świnoujścia pod Gdańsk to już się jakoś dowlokę (Marco łobuz po polskich drogach woli podróżować jako pasażer, więc na mnie spada obowiązek radzenia sobie z chłopcami radarowcami i z własną sennością).

    Całe towarzycho z entuzjazmem zaakceptowało moje plany… czyli do wawki trafimy dopiero w niedzielę pod wieczór, jak dobrze pójdzie.
    No ale za to Malbork będzie już z głowy xD

    W poniedziałek jeszcze jedno zaległe spotkanie warszawskie (mam nadzieję, że mi tzw druga strona nie ucieknie), do tego pożegnalna sesja juniora z dziadkiem czyli moim przeszanownym tatusiem (oby żył wiecznie i oby nie przywlókł ze sobą małżonki, bo to się źle skończy), po czym jak wyżej: tłuczemy się do Chorzowa, bo praszczurzyca (a właściwie to, co z niej zostało) niecierpliwie czeka.

    Jak odbębnimy praszczurzycę, to potem będą już same przyjemne rzeczy aż do sobotniego lotu do Frankfurtu i dalej.

    ***

    Ech, zaczynam tęsknić za Gordonem – staruszek jest pod dobrą opieką młodszej starszej siostry juniora jako wujaszka (brr, to brzmi jak post pewnej forumowej postaci z bajek)... więc jest pod dobrą opieką młodszej córki mojego chłopiny, ale chętnie usłyszałabym już jego pieśń powitalną.
    Nikt tak nie śpiewa pieśni powitalnych, jak Gordon xD
     
  19. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Ja muszę się kiedyś wybrać do zamku w Kurniku :)
    To "zamczysko" mi strachu napędziło jak byłam dzieckiem....i to jakiego" Znaczy zamczysko jak zamczysko ale tamtejsza Biała Dama co to straszy na zamku :)
    Byliśmy z wycieczką w czasie kolonii (tiaaa stare czasy PRLu ) i jedna z dziewczynek z mojego pokoju (z tamtych stron) naopowiadała tyle historii o tej Białej Damie, że nasz pokój dosłownie to odchorował hihihi. Przekonująca była :) Ciekawe jakie wrażenie teraz na mnie by ta budowla zrobiła
     
    olgs3, zzizzie oraz grakula16 lubią to.
  20. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Ach, Białe Damy :inlove:
    Kocham, pasjami kocham :inlove:

    Poczytałam sobie właśnie o tej legendzie - zabawne, z niewielkimi zmianami jest taka sama na całym świecie, w każdym razie w krajach z korzeniami w tzw kulturze europejskiej.

    Wielka szkoda, że na tym forum masowo czytanym przez słodkie maleństwa nie bardzo można nie tylko wdawać się w dywagacje w temacie, ale nawet z grubsza podsumować, skąd się bierze taka Biała Dama - legenda należy do tych raczej drastycznych.
    Dziwne swoją drogą… najbardziej drastyczne bajeczki to bajeczki niejakich Braci Grimm, dozwolone, a jakże (no dobra, w wersji złagodzonej) – a przy nieszczęsnej Białej Damie nawet mnie się włącza cenzorski autoalarm.

    Jedna dość charakterystyczna tendencja: tam, gdzie zamków/pałaców niewiele, w każdym razie tych z solidnie długą historią, a za to kwitnie motoryzacja, Biała Dama ma skłonności do występowania w charakterze (nazwijmy to) Białej Autostopowiczki po wypadku. Też drastycznym zresztą.

    Hmm, chyba należałoby na serio zająć się cudnymi Troskliwymi Misiami (czy jak się zwał ten horrorek dla niewiniątek).

    ***

    Ale jak już jesteśmy przy duchach wszelakich, to mam słit focię z jakiegoś tam konwentu, w którym uczestniczyli trzej najważniejsi (po chłopinie i juniorze rzecz jasna) panowie mojego życia: Dean, Sam i Castiel.
    Crowleya brak :cry:

    [​IMG]
    Przed nami ostatni sezon :cry:
    I kogo ja będę kochać nad życie po tym ostatnim sezonie...?!
    Tylko chłopinę z juniorem…?
    No bez żartów, coś mało tego zostanie do kochania jak na moje serduszko z dużą pojemnością skokową 8)xD

    ***

    No to jeszcze ostatnia przebieranka i ostatni oficjalny lunch, na szczęście oficjalnej kolacji nie będzie.
    Bosh ja naprawdę nie cierpię tych przebieranek :wuerg:
     
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.