blazers

Temat na forum 'Kto jest kim - gracze' rozpoczęty przez użytkownika blazers, 13 marca 2016.

Drogi Forumowiczu,

jeśli chcesz brać aktywny udział w rozmowach lub otworzyć własny wątek na tym forum, to musisz przejść na nie z Twojego konta w grze. Jeśli go jeszcze nie masz, to musisz najpierw je założyć. Bardzo cieszymy na Twoje następne odwiedziny na naszym forum. „Przejdź do gry“
?

Czy domek blazersa to dobry wybór ?

  1. oczywiście

    55,5%
  2. jasne

    14,0%
  3. to chłop na schwał

    18,2%
  4. balansuję się

    15,6%
  5. połykam budyń i szczerzę kły

    21,8%
  6. dopiero teraz ?

    28,9%
Możesz zaznaczyć kilka odpowiedzi.
  1. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    Dobra to wrzucę tu, może Doktor nie pogoni za długaśnego posta :oops::p Na razie ta z nagrania. Mam jeszcze o takiej jednej łasicy i ostatnia o pewnym niesfornym kurczaku xD

    Przyjaciele z podwórka
    W pewnym zacisznym zakątku, pewnego spokojnego i niezbyt dużego miasteczka, w małym ale bardzo solidnym domku na drzewie znajdowała się tajna kryjówka czwórki nierozłącznych przyjaciół. Pierwszym z nich był młody orzeł bielik, Tomek, który od pisklęcia nie rozstawał się z gitarą, posiadał także wielki talent do układania tekstów piosenek. Kiedy więc już trochę podrósł postanowił założyć własny zespół i rozpocząć muzyczną karierę. Jego delikatny irokezik i czarna skórzana kurtka w której zwykł chodzić tylko podkreślały jego rockową naturę. Oczy w kolorze naturalnego bursztynu spoglądały na świat prawie zawsze spod ciemnych okularów a całości dopełniały niebieskie jeansy i wysokie sznurowane trepy. Nina natomiast była piękną pustułką, a ponieważ należała do gatunku pustułek amerykańskich jej pióra mieniły się cudownie złocistym odcieniem miedzi gdzieniegdzie poprzecinanym tylko czarnymi, delikatnymi prążkami przechodząc na czubku głowy w kolor niebiesko szary, podkreślający szafirową barwę jej oczu. Z Tomkiem przyjaźniła się od przedszkola a jej największym marzeniem było zostanie piosenkarką więc gdy Tomek zaproponował jej by śpiewała w jego zespole zgodziła się bez wahania. I tak oto kapela o bardzo wdzięcznej nazwie „The wild cluster” liczyła już dwóch członków. Potem przyszła kolej na perkusistę. Doskonałym kandydatem okazał się niedźwiadek grizzly Bartek, posiadający niezwykłe wyczucie rytmu, kolega szkolny Tomka i Niny. Ostatnim i zarazem najmłodszym członkiem zespołu został młody wilczek Sylwek, o rzadko spotykanej srebrzystoszarej sierści, który uzupełniał grę i śpiew swoich przyjaciół akompaniamentem syntezatora.
    Tego dnia, jak to często miało miejsce, zaraz po lekcjach cała czwórka zjawiła się w swojej kwaterze aby popracować nad nową piosenką. Wystrój tego osobliwego miejsca stanowiły głównie plakaty ulubionych piosenkarzy pozawieszane na ścianach, parę krzeseł, mały kwadratowy stolik oraz regał z płytami muzycznych idoli naszej czwórki. Wszystko było już przygotowane do próby perkusja i mikrofon czekały ustawione na środku, z tyłu na stoliku nieopodal okna spoczywał syntezator, a z boku oparta o poręcz krzesła stała gitara Tomka.
    - Wszystko poustawiałem jeszcze przed szkołą więc do razu możemy zaczynać – zawołał młody bielik rzucając tornister w kąt pokoju i sięgając po gitarę.
    - Widać, że nie mogłeś się już doczekać – powiedział Bartek. Po czym dodał – My z resztą też – i wszyscy ochoczo przystąpili do rozgrzewki. Po kilku godzinach cała czwórka była już bardzo zmęczona ale też zadowolona bowiem wszystko poszło jak z płatka a sama piosenka, już w pełni dograna i dopracowana całkowicie wynagrodziła im trud włożony w jej skomponowanie.
    W chwili gdy młodzi muzycy opuszczali już swoje tajne królestwo, podszedł do nich jakiś nieznajomy. Był to dorosły już lis, ubrany bardzo wytwornie w szary skrojony na miarę garnitur, czarne skórzane buty i elegancki kapelusz. Na małym palcu jego prawej dłoni spoczywał piękny sygnet z rubinem a na nadgarstku błyszczał złoty zegarek.
    - Dzień dobry dzieci – powiedział. – Mam dla was pewną propozycję. Mam na imię Borys, jestem producentem i mam własne studio nagrań, przysłuchiwałem się waszej próbie i muszę przyznać że zachwyciła mnie wasza piosenka. – mówił dalej jednak gdyby bacznie przyjrzeć się jego oczom można było zauważyć że nie był szczery i nie ma dobrych intencji. Jeśli zaraz pojedziecie ze mną do mego domu pokażę wam studio a potem być może nagramy wasze piosenki, bo pewnie macie ich więcej, na płytę. Co wy na to? – zapytał. Na waszym miejscu nie zastanawiałbym się ani chwili, mój samochód już czeka – namawiał pokazując stojącą nieopodal wspaniałą limuzynę.
    Młodzi muzycy nie mogli uwierzyć własnym uszom, tak bardzo o tym marzyli ale żadne z rodziców nie chciało nawet słyszeć o pomyśle wydania płyty. Odpowiedź była zawsze ta sama: jesteście jeszcze za młodzi, macie jeszcze na to czas teraz najważniejsza dla was powinna być nauka a poza tym na to potrzeba bardzo dużo pieniędzy…itd. Nie było w tym więc nic dziwnego że na słowa eleganckiego nieznajomego cała czwórka zaczęła skakać z radości i dało się słyszeć głos Tomka – Naprawdę nie wiem jak panu dziękować spełniłby pan w ten sposób nasze największe marzenie – i już miał powiedzieć że z wielką radością natychmiast z nim pojadą, gdy Nina zawołała do czekającego na odpowiedź lisa – Jedną chwileczkę – po czym odciągnęła przyjaciół na bok i powiedziała szeptem:
    - Słuchajcie nie powinniśmy tak od razu z nim jechać. Rodzice przecież nas ostrzegali żeby nie rozmawiać z nieznajomymi. Przecież my go w ogóle nie znamy, a jeśli on kłamie i potem będzie chciał zrobić nam coś złego? Nie ufam mu źle, mu z oczu patrzy. Poza tym rodzice będą się martwić, że nie wróciliśmy do domu.
    - Daj spokój Nina, rodzice przesadzają, dlaczego miałby nas oszukiwać? Widzisz jak jest ubrany i jakim samochodem przyjechał, taki bogaty może być tylko producent. Mówi prawdę. Chcesz zmarnować jedyną taka okazję w życiu. Jeszcze nie jest tak późno wrócimy zanim rodzice zaczną się niepokoić. – wyszeptał Bartek. Tomek i Sylwek podzielali jego zdanie i zaraz też, tym razem nieco głośniej bielik zwrócił się do stojącego nieopodal lisa:
    - Z wielką radością z panem pojedziemy, wszyscy nie możemy się już doczekać żeby zobaczyć studio nie wspominając już o nagraniu płyty. Lis tylko uśmiechnął się złowieszczo pod nosem zacierając z zadowolenia ręce. – W takim razie zapraszam do samochodu – powiedział. Nina w dalszym ciągu była nieufna ale ostatecznie nie chciała zostawiać chłopców samych więc na naglące pytanie Tomka – No to jedziesz z nami czy nie? - poszła razem z nimi w stronę limuzyny Borysa.
    Jechali jakieś pół godziny główną ulicą miasteczka podziwiając jesienne, prowincjonalne krajobrazy, po czym Borys skręcił w jedną z bocznych uliczek i po kwadransie ukazała się ich oczom okazała, luksusowa willa. Biała z czerwonym dachem i niewielką wieżyczką od strony północnej, sprawiała wrażenie małego pałacu, które spotęgowało się jeszcze po wejściu do środka. Podłogę w korytarzu wyściełał piękny perski chodnik a na ścianach wisiało kilka obrazów znanych polskich malarzy.
    - Witam w moich skromnych progach – powiedział Borys gdy wszyscy stali już w holu. Studio nagrań mieści się w piwnicy – kontynuował wskazując schody po lewej stronie prowadzące w dół.
    - Chodźmy wiec tam zaraz – zawołał nie mogący się już doczekać Tomek
    - Z przyjemnością was zaprowadzę – rzekł lis a w jego oczach rozbłysły złowróżbne iskierki. Chodźcie za mną.
    Gdy zeszli na dół ich oczom ukazały się mocne, żelazne drzwi, które Borys otworzył wyjętym właśnie z kieszeni spodni kluczem. Wewnątrz było ciemno więc niczego na pierwszy rzut oka nie udało się im dostrzec.
    - Stańcie trochę dalej, na środku – powiedział lis – A ja zapalę światło wtedy wszystko dokładnie będziecie mogli zobaczyć. Wszyscy przesunęli się więc w głąb pomieszczenia a Borys przycisnął jakiś guzik na ścianie po prawej stronie. W tej samej chwili rozbłysła lampa na suficie a Borys nacisnął kolejny przycisk tym razem na ścianie po lewej stronie od drzwi
    Nagle z podłogi dookoła nich zaczęły wysuwać się stalowe pręty a w tej samej chwili część sufitu zsunęła się w dół łącząc się z nimi od góry tworząc klatkę. Zostali uwięzieni.
    - Co pan robi! Dlaczego nas pan tu zamknął – wrzasnął Tomek. Proszę nas natychmiast wypuścić.
    - A nie mówiłam że ta jego historyjka o studiu nagrań to kłamstwo – krzyknęła zdenerwowana Nina. - Oszukał nas tu nie ma żadnego studia. Co to w ogóle za miejsce? Rzeczywiście pomieszczenie w którym się znajdowali nie przypominało studyjnego. Znajdował się tam stół z mnóstwem przeróżnych buteleczek i słoiczków. Niektóre były puste a w części z nich znajdowały się jakieś nieznane płyny. Pośrodku ściany stał bardzo dziwny fotel który na poręczach i u podstawy miał pasy do przypinania rąk i nóg, a obok niego leżał przedmiot w kształcie kasku z przytwierdzonymi do niego mnóstwem elektrod kabli i rurek. Drugi koniec tej plątaniny połączony był z mechanizmem sterującym w postaci niewielkiej skrzynki z dużą ilością przycisków i dźwigni oraz z komorą w której znajdowała się pusta szklana flaszeczka. A tuż obok ich klatki stała druga podobna w której siedział zamknięty wychudzony i wynędzniały ryś mniej więcej w wieku naszej czwórki.
    - O wypraszam sobie studio nagrań znajduje się w wieży a to jest moje laboratorium – powiedział lis. - A wy jesteście mi bardzo potrzebni a właściwie wasz talent muzyczny. – kontynuował Borys. - Ten niezwykły kask który zapewne zwrócił waszą uwagę to pochłaniacz talentu. Wystarczy posadzić jakiegoś zdolnego osobnika na tym fotelu, założyć mu pochłaniacz na głowę przycisnąć parę guzików na panelu i cały jego talent znajdzie się w tamtym naczyniu - powiedział zachwycony swoim wynalazkiem lis wskazując na komorę z pustą fiolką.
    - To okropne – zawołała Nina Jak można być takim potworem i po co ci w ogóle nasze talenty?- Pozwól nam wrócić do domu a obiecujemy że nikomu nic nie powiemy – próbowała przekonywać Borysa Nina
    - O nie, nic z tego moje ptaszki nie mogę was wypuścić, kiedy z wami skończę będziecie wyglądać tak jak on – wskazał na płaczącego bezgłośnie w sąsiedniej klatce rysia. – Zostaniecie tu na zawsze, nigdy już nie wrócicie do domu. – powiedział złowieszczo lis. – Talenty potrzebne są nie mnie lecz mojemu siostrzeńcowi Maxowi Staar. Dzięki nim jego oszałamiająca kariera muzyczna będzie trwała wiecznie. Na początku nie mógł się wybić ale dzięki mojej miksturze osiągnął wielki sukces a ja dzięki niemu zbiłem majątek. Pracowałem nad tą maszyną dwa lata, po wielu próbach wreszcie się udało i teraz pochłaniacz talentu działa bez zarzutu – powiedział biorąc ze stołu jedną z buteleczek wypełnioną rzadkim złocistym płynem – Talent w czystej postaci . Niestety biedaczek od którego go wyciągnąłem stracił swój piękny głos – zachichotał złowrogo Borys spoglądając na biednego rysia który nie mógł wydobyć z siebie nawet jednego słowa, po czym odłożył fiolkę z powrotem na stolik.
    - Ja go znam – odezwał się drżącym ze strachu głosem Tomek – To Patryk Robinson – bardzo uzdolniony młody piosenkarz. Zaginął w zeszłym miesiącu. Ty draniu nie ujdzie ci to na sucho – wykrzyknął z wściekłością bielik. A potem dodał już szeptem tak żeby słyszeli go tylko przyjaciele. – To straszne, co teraz z nami będzie? Nino dlaczego cię nie posłuchaliśmy, miałaś rację, rodzice też. Okropnie się boję. – Ja też umieram ze strachu – zawtórował mu Sylwek, a Bartek ze strachu tylko głośno przełknął ślinę.
    – Spokojnie – szepnęła Nina - Trzeba pomyśleć jak się stąd wydostać.
    - Oj ale się boję – odparł z ironią Borys. Ale, ale co wy tam tak szepczecie? – zawołał spoglądając uważnie na zamknięte w klatce dzieci.
    - My nic – powiedziała Nina – zdawało ci się.
    - No dobrze – powiedział po chwili lis – My tu gadu gadu a czas nagli. Pora wykorzystać mój genialny wynalazek. – Kto pierwszy na ochotnika? – zapytał z wrednym uśmieszkiem – Nikt? W takim razie sam wybiorę. Wypada chyba dać pierwszeństwo damie. – zawołał w końcu Borys po czym sięgnął do kieszeni po mały pęk kluczy. Następnie otworzył drzwiczki klatki wszedł do środka i złapał Ninę za rękę. – No idziemy – powiedział.
    - Zostaw ją łajdaku – krzyknął Tomek i wraz z pozostałymi chłopcami rzucił się na Borysa z pięściami. Na nic się to jednak nie zdało bowiem lis szybko odepchnął ich w kąt klatki, zarzucił sobie Ninę na ramię i poszedł w kierunku swojej machiny. Jednak wychodząc nie zamknął dokładnie za sobą drzwiczek. Gdy więc lis stał tyłem przypinając pustułkę do fotela i zakładając jej kask chłopcy wyślizgnęli się z klatki a Tomek zabrał ze stolika jeden ze słoiczków zawierający jakiś tajemniczy, ciemny płyn, po czym podszedł nieco bliżej. I w tej samej chwili kiedy Borys odwrócił się by podejść do panelu sterującego Tomek chlusnął mu zawartością naczynia prosto w oczy.
    -Ratunku, co się dzieje? Nic nie widzę - wrzeszczał lis tarzając się po podłodze.
    - Teraz – krzyknął młody bielik i w tym samym momencie wszyscy trzej doskoczyli do Borysa. Bartek zabrał mu klucze od klatek, następnie razem zdołali wepchnąć go do jednej z nich i zamknąć ją na klucz. W następnej chwili chłopcy pobiegli uwolnić Ninę która wciąż siedziała przypięta do fotela z pochłaniaczem talentu na głowie. – Nic ci nie zrobił? – zawołał Bartek. – Nic mi nie jest. – odpowiedziała pustułka Na szczęście zdążyliście w samą porę. Strach pomyśleć co by było gdyby dopiął swego.
    - Na szczęście nie domknął drzwiczek wychodząc z tobą bo nie wiem jak by się to skończyło, ale najedliśmy się strachu, jeszcze teraz serce mi wali jak oszalałe. – powiedział Sylwek – Obiecuję że już zawsze będę słuchał rodziców i ciebie Nino
    - No już dobrze – uśmiechnęła się Nina – Dostaliśmy porządną nauczkę A teraz pomóżmy temu biedakowi – powiedziała wskazując na Patryka. Natychmiast też Bartek uwolnił go z klatki . W tym samym czasie Tomek poszedł wezwać pomoc. Wrócił po chwili z zadowoloną miną. Znalazłem telefon w jednym z pokoi. Policja i rodzice zaraz tu będą. – powiedział.
    - A jak ty się czujesz? –z troską w głosie spytała Nina Patryka – Nie możesz mówić biedaku?
    Patryk tylko potakująco pokiwał głową .
    - To okropne nie można mu jakoś pomóc? – zwróciła się do chłopców pustułka.
    - Chwileczkę, - odezwał się Sylwek – Pamiętacie tę fiolkę ze złocistym płynem?. Ten okropny lis mówił że to talent Patryka. Może jeśli go wypije odzyska głos.
    - Warto spróbować – powiedziała Nina. Tomek podniósł ze stolika buteleczkę którą pokazywał im wcześniej Borys i podał ją rysiowi. – Proszę, wypij to, na pewno odzyskasz swój niezwykły głos. Patryk posłusznie wypił zawartość buteleczki i po chwili wypowiedział pierwsze od ponad miesiąca słowa:
    - Ja mogę znów mówić! Dziękuję wam bardzo, nie wiem jak się odwdzięczę. Podobnie jak wy wpadłem w sidła tego podstępnego lisa i spotkała mnie za to surowa kara. Jeszcze raz ogromnie dziękuję, ocaliliście mi życie. Dzięki waszej pomocy będę mógł znów śpiewać. – powiedział roztrzęsiony i bardzo wzruszony Patryk. – Może kiedyś zaśpiewamy coś razem? – zaproponował
    - Kiedy tylko zechcesz – odpowiedział Tomek, a reszta zespołu entuzjastycznie się z nim zgodziła. Niedługo potem w posiadłości Borysa zjawiła się policja wraz z wystraszonymi lecz szczęśliwymi rodzicami naszych małych bohaterów w tym także i rodziców Patryka którzy nie posiadali się z radości kiedy zawiadomiono ich o odnalezieniu syna. Dzieci czym prędzej rzuciły się w ich ramiona.
    Wszystkie gorąco przeprosiły rodziców i obiecały, że już zawsze będą słuchać ich ostrzeżeń. Powiedziały też, że kiedy rodzice ciągle im odmawiali, a oni tak bardzo chcieli zobaczyć studio nagrań nie mówiąc już o nagraniu płyty, że kiedy Borys im to obiecał dali się nabrać.
    - Dzieci przecież my chcieliśmy dla was jak najlepiej, baliśmy się że nie dacie sobie rady z zespołem , nagrywaniem płyty i nauką, ale jeśli obiecacie, że nie zaniedbacie szkoły postaramy się wam pomóc z tą płytą. – powiedział tata Tomka do całej gromadki, a reszta rodziców ochoczo skinęła głowami n zgodę.
    - Naprawdę? Jesteście cudowni. Obiecujemy że nauka na tym nie ucierpi – obiecał solennie Tomek, po czym każde z dzieci dało rodzicom po buziaku i wszyscy wrócili do swych domów.
    Tak oto zakończyła się ta niebezpieczna przygoda. Borys został aresztowany i spędził długie lata w więzieniu. Jego wynalazek został zniszczony by już nigdy nie mógł przyczynić się do skrzywdzenia żadnego zdolnego muzyka. Patryk wrócił do śpiewania i odniósł wielki sukces podobnie jak „The wild cluster” którzy doczekali się swojej upragnionej płyty, a także kilku następnych które nagrali razem ze swoim przyjacielem rysiem. Nigdy też więcej nie reagowali na zaczepki nieznajomych na ulicy. A Max Staar? No cóż. Bez mikstury swojego podstępnego wuja w niedługim czasie popadł w niełaskę, gdyż bez kradzionego talentu niewiele potrafił. Musiał więc szybko zakończyć karierę.
    Koniec

    the wild cluster - tutaj to nazwa zespołu, ale w wolnym tłumaczeniu to dzikie skupisko, dzikie zgromadzenie
    To by była chyba ich pierwsza porażka w karierze xD:cry:
     
    Ostatnie edytowanie: 22 czerwca 2017
  2. Sekme

    Sekme Generał forum

    Doktorek sam z przyjemnością przeczyta xD

    Piękna bajka :)
    Gratuluję pomysłu i dobrego wykonania.
    Bardzo ładnie wszystko ujęte i rozwinięte. Niezwykle przyjemnie się czytało :) Obowiązkowo pisz dalej. Takie edukacyjne historyjki bardzo się przydadzą wielu rodzicom :)
    xD
     
  3. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    Tamte napisałam 4 lata temu i od tego czasu nie miałam weny i czasu za bardzo. Może kiedyś jeszcze do tego wrócę :D;)

    To do poduszki jeszcze wrzucę o kurczaku ;) Łasica jutro :)

    Niesforny Bazyl
    Słońce było już wysoko, a Bazyl nadal smacznie spał w swoim łóżku. Jak na młodego kurczaka przystało, jego głowę zdobił okazały czerwony grzebień, prosty kształtny dziób nadawał twarzy nieco zawadiacki wygląd, a całości dopełniały wyraziste, głęboko osadzone, czarne oczy. Miękkie puszyste pióra sprawiały, że sam teraz wyglądał jak żółta puchowa poduszka. Nie dajcie się jednak zwieść tej twarzy aniołka. Bazyl był bowiem bardzo niesforny, każdy dzień rozpoczynał od wymyślania nowych psot i figli, które wypróbowywał później na swoich kolegach. Nader wszystko jednak nie lubił się dzielić. Nigdy nie pożyczył nikomu żadnej książki, zeszytu, zabawki ani innej rzeczy z obawy, że ten ktoś mógłby ją zniszczyć.
    - Synku wstawaj, śniadanie gotowe, spóźnisz się do szkoły – zawołał nagle z dołu głos mamy.
    - Już idę mamo – odpowiedział sennie jeszcze Bazyl podnosząc się z miękkiego posłania.
    Szybko ubrał się w swoje ulubione niebieskie ogrodniczki z urwanym guzikiem u jednej szelki, która teraz zwisała swobodnie z tyłu, i popędził na dół. Na stole czekały już pachnące naleśniki z malinami. Bazyl pochłonął je w mgnieniu oka, nałożył na głowę ukochaną czapkę z daszkiem, schował do kieszeni ogrodniczek procę z którą nigdy się nie rozstawał, chwycił plecak z książkami i drugim śniadaniem i już go nie było.
    - Tylko proszę cię synku bądź dziś grzeczny – zdążyła jeszcze krzyknąć mama zanim za Bazylem zamknęły się drzwi.
    Niestety młody kurczak ani myślał słuchać swojej mamy, jak co dzień myślał już nad nowymi psotami, które tylko czekały by je komuś zaserwować. Droga do szkoły prowadziła przez łąkę znajdującą się za domem Bazyla, idąc tamtędy niesforny kurczak zobaczył wznoszące się nieco ponad wysokość trawy mrowisko. Oczywiście nie mógł przepuścić takiej okazji i kilkoma zgrabnymi ruchami nogą zburzył je. Zobaczyła to wracająca właśnie z targu sąsiadka, mieszkająca nieopodal perliczka Roza.
    - Bazyl dlaczego zniszczyłeś mrowisko? Czy wiesz ile mrówki musiały się napracować żeby je zbudować, teraz muszą zaczynać wszystko od nowa. – powiedziała sąsiadka.
    - Eee tam przecież nic się nie stało, jest ich tyle, raz dwa postawią nowe mrowisko – odpowiedział Bazyl i nie czekając dłużej popędził dalej.
    W szkole Bazyl także nie próżnował, była więc żaba podrzucona koleżance do plecaka, która uciekła z krzykiem z klasy, gdy po jego otwarciu ta wskoczyła jej prosto na głowę, klej na krześle nauczycielki, która potem musiała odcinać sukienkę nożyczkami od krzesła a także zawiązane razem sznurowadła w butach woźnego, który akurat uciął sobie krótką drzemkę, a po przebudzeniu miał przez to twarde lądowanie na podłodze.
    Po lekcjach, w drodze powrotnej do domu Bazyl postanowił poćwiczyć jeszcze strzały z procy. Jedna z kul trafiła niestety w szybę okna domu sąsiadki, pani Rozy, która brzęknęła tylko cicho a następnie rozsypała się na drobne kawałeczki. Perliczka wybiegła wystraszona przed dom:
    - Bazyl co ty znowu wyprawiasz – zawołała widząc kurczaka trzymającego w ręce procę.
    - Nic, ja tak tylko… - Bazylowi zaczął się plątać język.
    - Idziemy powiedzieć o wszystkim twojej mamie- powiedziała pani Roza chwytając Bazyla za ramię i prowadząc go w stronę domu.
    - Ależ pani Rozo, ja naprawdę nie chciałem, czy to konieczne – powiedział wystraszonym głosem Bazyl.
    - Mam już dość twoich wybryków, przebrała się miarka. Już ja sobie porozmawiam z twoją mamą – mówiła perliczka cały czas ciągnąc kurczaka w stronę domu.
    - Synu, czy to prawda? – zapytała groźnie mama po wysłuchaniu opowieści pani Rozy o rozbitej szybie.
    Bazyl spuścił tylko wzrok, i zaczął nerwowo grzebać nogą w ziemi.
    - Mamo, ale ja naprawdę zrobiłem to niechcący – powiedział Bazyl chowając za plecami procę.
    - Przed chwilą dzwoniła też do mnie pani nauczycielka i opowiedziała mi o twoich dzisiejszych wybrykach. Muszę jutro przyjść do twojej szkoły. Bazyl tyle razy cię prosiłam żebyś nie rozrabiał, robisz tym wielką przykrość swoim kolegom i nauczycielom. Czy tobie byłoby miło gdyby ktoś ci zrobił coś takiego? – zapytała mama.
    - Ale mamo to były tylko takie żarty – mówił Bazyl
    - Synu bardzo nieładne i niemiłe żarty, proszę cię nie rób tego więcej – powiedziała mama.
    - Dobrze mamo – mruknął Bazyl, choć wcale nie zamierzał dotrzymać tej obietnicy.
    - A teraz przeproś panią Rozę i marsz do łóżka. – nakazała mama.
    - Przepraszam – powiedział kurczak i popędził na górę. To był bardzo pracowity dzień – pomyślał kładąc się spać.
    Nazajutrz wstawszy jeszcze później niż ostatnio, Bazyl nie zdążył nawet zjeść śniadania tylko narzucił czapkę na głowę, chwycił plecak, procę i zniknął za drzwiami. Gdy znalazł się już po drugiej stronie łąki, zobaczył gniazdo z pisklętami na pobliskim drzewie. Właśnie przymierzał się aby postrzelać do niego z procy, gdy nagle jego oczom ukazała się mała skrzydlata postać, jaśniejąca pięknym kolorowym światłem. Postać zbliżyła się i zawisła nad nim w powietrzu.
    - Kim jesteś? – zapytał ze zdziwieniem Bazyl.
    - Jestem dziecięcą wróżką. Mam na imię Elena – przedstawiła się wróżka.
    - A co robią dziecięce wróżki? - pytał dalej ciekawski Bazyl.
    - Obserwujemy dzieci i nagradzamy je gdy są grzeczne i miłe, a kiedy są niegrzeczne i robią innym na złość dajemy im nauczkę. Bazyl, ciebie obserwowałam od dawna i ponieważ jesteś bardzo niegrzeczny musisz ponieść karę za swoje wybryki. – powiedziała wróżka.
    - Ale... ale ja przecież jestem grzeczny – wyjąkał wystraszony kurczak.
    - Oj Bazyl, Bazyl, zniszczenie mrowiska, wybryki w szkole, wybicie szyby, a to tylko wczorajszy dzień. Ciągle psocisz i krzywdzisz tym innych, nawet teraz chciałeś strzelać z procy do tych piskląt, to chyba niezbyt grzeczne zachowanie nie uważasz? – stwierdziła bardziej niż spytała wróżka.
    - Ale to tylko tak dla żartu – usiłował udobruchać wróżkę Bazyl.
    Na nic to się jednak nie zdało, wróżka machnęła różdżką i nagle z Bazylem zaczęło się dziać coś dziwnego. Wszystko wokół zaczęło wirować i rosnąć. Kiedy wirowanie ustało, wszystko wokół było ogromne, plecak, który Bazyl położył obok drzewa, kiedy zamierzał postrzelać z procy do gniazda z pisklętami był teraz wielkości jego domu.
    - Ojooj, co się dzieje? Co się ze mną stało? Dlaczego wszystko jest takie ogromne? – wołał przerażony kurczak.
    - To ja cię pomniejszyłam, jesteś teraz wielkości mrówki – powiedziała wróżka. Może dzięki temu zrozumiesz, że życie kogoś tak małego wcale nie jest łatwe i co poczuły mrówki kiedy zniszczyłeś ich dom.
    - Ależ pani wróżko, proszę mnie odczarować. Ja obiecuję, że już nigdy nie zniszczę niczyjego domu, zawołał płaczliwym głosem Bazyl.
    - To nie jest takie proste – odpowiedziała wróżka. Odczaruję cię, ale najpierw musisz przejść przez całą łąkę z powrotem do swojego domu, jeśli uda ci się to zrobić do zachodu słońca odzyskasz swoje poprzednie rozmiary, jeśli jednak się spóźnisz pozostaniesz taki już na zawsze.
    - Ale to strasznie daleko, nie dam rady – rozpłakał się Bazyl.
    - Jeśli się postarasz na pewno ci się uda – rzekła wróżka. Masz tu trochę jedzenia, ale dziel je rozsądnie, zostaw trochę na potem bo czeka cię daleka droga. – powiedziała wróżka po czym znowu machnęła różdżką i znikąd pojawił się tobołek w którym był chleb, dwa jabłka i trochę sera.
    - Powodzenia i pamiętaj nie spóźnij się – zawołała jeszcze wróżka i zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła.
    Bazyl już miał zarzucić sobie tobołek na ramię kiedy zaburczało mu w brzuchu, nie zdążył przecież zjeść śniadania.
    - Zjem odrobinę, okropnie burczy mi w brzuchu – pomyślał. Ułamał kawałek chleba i włożył sobie do dzioba.
    - Ummm jakie dobre, zjem jeszcze kawałeczek. I tak zanim Bazyl się spostrzegł w jego brzuchu zniknął cały chleb, jabłka a potem ser. Zjadł wszystko.
    Czas naglił i trzeba było ruszać w drogę. Bazyl wszedł więc na łąkę i zaczął iść w kierunku domu. Po kilku godzinach wędrówki przez trawy, które teraz wydawały mu się dziką i nieokiełznaną dżunglą, Bazyl był tak zmęczony i głodny że mógłby zjeść konia z kopytami. Niestety nie miał już ani okruszka z tego co zostawiła mu wróżka.
    - No i co ja teraz pocznę – pomyślał kurczak. Gdzie ja tu znajdę coś do jedzenia.
    Nagle jego oczom ukazał się ogromny kopiec z piasku z widocznymi jeszcze na górze uszkodzeniami jakby po przejściu tornada. Było to mrowisko, które wczoraj zburzył.
    - Ojej nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo zniszczyłem to mrowisko – Bazyl popatrzył na zburzony czubek mrowiska i walający się wokół piasek i zrobiło mu się bardzo przykro.
    Nie widząc innego wyjścia Bazyl postanowił poprosić mrówki o coś do jedzenia. Podszedł więc bliżej. Mrówki mozolnie wnosiły rozsypane ziarnka piasku na górę mrowiska, ich pracę nadzorowała z dołu królowa oraz kilka jej pomocnic.
    - Przepraszam – powiedział niepewnie Bazyl. – Jestem kurczakiem, mam na imię Bazyl, dziecięca wróżka pomniejszyła mnie bo byłem bardzo niegrzeczny, muszę do zachodu słońca dotrzeć do mojego domu na drugim końcu łąki inaczej pozostanę taki już na zawsze. Idę już wiele godzin i jestem bardzo głodny, czy mógłbym prosić o coś do jedzenia? Poprosił wygłodzony kurczak.
    - Bazyl? – zapytała królowa mrówek – A czy to nie ty przypadkiem zniszczyłeś wczoraj nasze mrowisko?
    - Tak, to moja wina – powiedział Bazyl spuszczając wzrok i grzebiąc nerwowo nogą w ziemi. – Ale ja chciałem tylko tak, dla żartu, nie wiedziałem że to będzie aż tak źle wyglądać.
    - Dlaczego miałybyśmy ci pomóc – spytała królowa – przez ciebie wszystkie moje robotnice pracują do wczoraj bez wytchnienia dzień i noc, a i tak tyle jeszcze pracy przed nami. Nawet nie miałyśmy czasu żeby poszukać żywności. Całe szczęście mamy jeszcze trochę zapasów.
    - Naprawdę bardzo przepraszam, bardzo się wstydzę tego co zrobiłem, może mógłbym jakoś pomóc przy naprawie mrowiska? – zaproponował zawstydzony Bazyl.
    - Skoro tak, to co innego. – powiedziała królowa. Dobrze, że zrozumiałeś co zrobiłeś i chcesz naprawić szkodę. Jeśli pomożesz nam nosić piasek na naprawę mrowiska dostaniesz coś do zjedzenia.
    I tak Bazyl przez następne trzy godziny nosił ziarenka piasku razem z mrówkami, a kiedy mrowisko było już tak piękne jak dawniej Bazyl powiedział:
    - Muszę już ruszać dalej, niedługo zacznie się ściemniać a przede mną jeszcze daleka droga, muszę się bardzo spieszyć bo zostało mi niewiele czasu, jeśli nie zdążę już na zawsze pozostanę taki mały.
    Mrówki podziękowały kurczakowi za pomoc i zgodnie z obietnicą królowej dostał na drogę kilka ziarenek owsa oraz słoik pysznego dżemu truskawkowego. Na odchodne królowa powiedziała:
    - Ponieważ żałowałeś swojego niecnego zachowania i pomogłeś nam naprawić mrowisko, ja teraz pomogę tobie. Tu zaraz niedaleko po lewej stronie tego kamienia – powiedziała królowa wskazując na pobliski kamyk, który teraz wydawał się Bazylowi wielką górą, ma swój dom biedronka Matylda. Idź do niej i powołaj się na mnie a może Matylda zaniesie cię do domu na swych skrzydłach. Wtedy na pewno zdążysz przed zachodem słońca.
    Bazyl bardzo się ucieszył, podziękował królowej mrówek za pomoc, po czym ruszył czym prędzej w stronę domu biedronki pogryzając po drodze ziarenka owsa maczane w dżemie. Jeszcze nigdy żaden posiłek nie smakował mu tak bardzo jak ten teraz.
    Kiedy dotarł na miejsce biedronka siedziała akurat na ławeczce przed domem, a obok w ogródku rozrabiała wesoło czwórka jej dzieci. Wyglądała na sympatyczną i miło się uśmiechała.- Dzień dobry pani biedronko, przysyła mnie królowa mrówek, mam na imię Bazyl, jestem kurczakiem zaczarowanym przez dziecięcą wróżkę za złe zachowanie, jeśli nie dotrę do zachodu słońca do mojego domu na skraju łąki na zawszę już pozostanę taki mały. Czy mogłaby mnie pani zanieść do domu na swoich skrzydłach. – zapytał błagalnym tonem Bazyl.
    - Musiałeś nieźle nabroić skoro wróżka tak cię ukarała, ale jeśli przysyła cię królowa mrówek dobrze, pomogę ci dostać się na czas do domu - powiedziała Matylda.
    Nagle wbiegło do ogródka piąte z dzieci biedronki niosąc w ręce piękną, gładką kolorową kulę.
    - Hej zobaczcie co znalazłem – zawołał malec do swojego rodzeństwa. Będzie z niej świetna piłka – Wypróbujemy ją razem? - zapytał.
    - Taaaak - dało się słyszeć chórem
    - Nie boisz się że ja zniszczą? – zapytał Bazyl. Ja nigdy nie bawię się z innymi moimi zabawkami bo boję się że ktoś mógłby je zniszczyć.
    -Eeee, no coś ty, dlaczego mieliby ją zniszczyć? Jeśli szanuje się zabawki i bawi się nimi w miarę ostrożnie nie powinno się nic stać, a nawet jeśli niechcący się zepsuje to przecież zawsze można spróbować naprawić, lub poszukać nowej. Zresztą co to za frajda z zabawek jak nie można się nimi pobawić z przyjaciółmi lub rodzeństwem. I nie czekając dłużej pobiegł do swoich braci i sióstr i wszyscy razem wesoło zabrali się do wypróbowywania nowej zabawki.
    Bazyl spojrzał z zazdrością na radośnie bawiące się małe biedronki. Może faktycznie dzielenie się nie jest takie złe, skoro można mieć przy tym taką frajdę ze wspólnej zabawy. Tylko że ze mną już nikt się nie chce bawić – pomyślał Bazyl. I to jest tylko moja wina, traktowałem okropnie moich kolegów ale jak tylko wrócę naprawię to.
    - Dzieci muszę na chwilkę was zostawić. – powiedziała biedronka. Polecę tylko podrzucić Bazyla do domu i zaraz wracam. Bądźcie grzeczne i nie odchodźcie daleko
    - Dobrze mamo – zawołały chórem małe biedronki.
    - Wsiadaj Bazyl – powiedziała Matylda i ustawiła się do lotu rozkładając skrzydła. Kurczak usiadł jej na grzbiecie po czym obydwoje oderwali się od ziemi.
    Łąka z lotu ptaka wyglądała cudownie , zalana morzem zieleni i tysiącem kolorowych kwiatów, które teraz były naprawdę imponujące i piękne.
    Kiedy zbliżali się już do celu. Nagle tuż obok nich pojawił się szerszeń, który akurat wybrał się na polowanie i uznał biedronkę wraz z Bazylem za świetną przekąskę.
    Nie czekając ani chwili zaatakował. Leciał prosto na nich, Bazyl zdążył jednak chwycić za wystającą z kieszeni niebieskich ogrodniczek procę i jednym celnym strzałem trafił szerszenia prosto między oczy. Ten runął jak długi na ziemię, po chwili podniósł się, strzepał pył ze skrzydeł i chwiejnym lotem odleciał w poszukiwaniu innej zdobyczy.
    Przestraszona całą sytuacją biedronka nie zauważyła okna domu Bazyla i z łoskotem uderzyła w szybę.
    - Pac – dało się słyszeć głuchy odgłos – po czym oboje zsunęli się po śliskiej powierzchni na parapet.
    Pierwszy ocknął się Bazyl:
    - Nic pani nie jest – poruszył delikatnie Matyldą.
    - Aaaa moje skrzydło, oj jak boli, chyba jest złamane – zajęczała biedronka. Co ja teraz pocznę. Już nigdy nie będę mogła latać. Jak ja teraz wrócę do moich dzieci – płakała.
    - Spokojnie, proszę się nie ruszać, sprowadzę pomoc. Wszystko będzie dobrze – powiedział Bazyl i już się zastanawiał co teraz zrobić, gdy wtem tuż przed nim pojawiła się dziecięca wróżka.
    - Widzę, że udało ci się dotrzeć na czas, bardzo dobrze – powiedziała.
    - Pomogły mi mrówki, przeprosiłem je i pomogłem naprawić mrowisko, a potem pani biedronka mnie tu przyniosła, tylko szerszeń nas zaatakował i uderzyliśmy w szybę i pani biedronka złamała skrzydło i nie może latać. Czy możesz ją wyleczyć? - wyrzucił z siebie jednym tchem Bazyl.
    - Wygląda na to, że bardzo ci na tym zależy.- powiedziała wróżka.
    - Tak bardzo. Proszę pomóż jej, oddam ci moją ukochana czapkę i procę, mogę nawet na zawsze zostać mały tylko ją wylecz – błagał wróżkę Bazyl.
    - Naprawdę byłbyś na to gotowy? – zapytała wróżka.
    Bazyl potakująco pokiwał głową.
    - Byłeś bardzo dzielny Bazyl, widzę, że sporo się nauczyłeś i zrozumiałeś swoje błędy. Twoja kara zostaje cofnięta. – powiedziała wróżka uśmiechając się do niego. – I nie martw się o panią biedronkę, wyzdrowieje w mgnieniu oka. To powiedziawszy machnęła różdżką w kierunku biedronki a ta już po chwili fruwała jak nowo narodzona, po złamanym skrzydle nie było nawet śladu.
    - Dziękuję pani bardzo za pomoc – powiedział do biedronki kurczak
    - Nie masz za co, to ja dziękuję za uratowanie mi życia. Powodzenia Bazyl – zawołała jeszcze Matylda i odleciała do domu.
    Wróżka ponownie machnęła różdżką, i znów wszystko zaczęło wirować, a po chwili Bazyl stał już cały i zdrowy w swoich poprzednich rozmiarach.
    - Powodzenia Bazyl i pamiętaj nie psoć więcej bo będę cię jeszcze obserwować co jakiś czas – powiedziała Elena puszczając do niego oko po czym zniknęła.
    Bazyl tymczasem popędził prosto do mamy. Nie opowiedział jej o tym co mu się przydarzyło bo pewnie i tak by mu nie uwierzyła, ale mocno ja przytulił.
    - A co to ma znaczyć – zapytała z uśmiechem mama.
    - A nic, ja tak tylko. Kocham cię i obiecuję że już nigdy nie będę psocił – powiedział Bazyl, po czym dał jej buziaka i pomknął w kierunku drzwi.
    - A ty dokąd się znowu wybierasz – zapytała mama.
    - Muszę załatwić bardzo ważną sprawę. – zawołał już zza drzwi Bazyl.
    Następnie przez cały dzień grabił liście w ogródkach sąsiadów a z zarobionych pieniędzy zwrócił perliczce za rozbitą szybę i jeszcze raz, tym razem szczerze, ja przeprosił. Sąsiadka stwierdził że w gruncie rzeczy dobry z niego dzieciak i na zgodę poczęstowała go ciastem z bakaliami.
    Nazajutrz Bazyl przeprosił woźnego , nauczycielkę i swoich kolegów ze szkoły, z którymi odtąd wspólnie bawili się swoimi zabawkami i mieli z tego wielką frajdę.
    Dzielenie się z innymi jest naprawdę bardzo fajne.
    koniec
     
  4. MOD_Zgredek*

    MOD_Zgredek* Forum Moderator Team Farmerama PL

    Przepraszam, że nie przeczytam teraz tych bajek, ale zwyczajnie nie mam czasu :(
    Jednak zapisałem już sobie linki i gdy odzyskam kontrolę nad własnym czasem wolnym, wrócę do nich :)

    Jeżeli "problemem" bajek czytanych są tylko nazwiska lektorów na końcu, można je zwyczajnie obciąć. Każdy edytor dźwięku to potrafi. Jest mnóstwo darmowych aplikacji tego typu. Nawet widziałem przycinacz audio online.


    A tymczasem uciekam na urlop i mam nadzieję, że, gdy wrócę za dwa tygodnie, wszyscy się odliczą. Czekajcie grzecznie i nie rozrabiajcie przez ten czas za bardzo, bo będę sprawdzał obecność ;)
     
  5. zagma

    zagma Chodząca legenda forum

    Tatuskom :inlove:, zarowno tym udzielajacym sie, jak i krzaczki okupujacym, najlepszego :DxD

    Jakis wiater w koncu do mnie dotarl i poki co chlodniej. Czekam na deszcz, burza tez nie pogardze.
    Bry.
     
  6. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    Bry :)

    Tatusiowie mocy siły i miłości od pociech. Za to że jesteście, macie cierpliwość i że zawsze można na Was liczyć :inlove::D Najlepszego :)

    Ładna burza była u mnie poprzedniej nocy :D Lało i błyskało jak trzeba :D A wiater jest jak zbawienie xD:inlove:
     
  7. antonina-farmerska

    antonina-farmerska Chodząca legenda forum

    Bry piątkowe,zakapane deszczem na całego.
    Wszystkim Tatusiom cierpliwości, wytrwałości i całuski od dzieciaków:inlove::inlove:
     
  8. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    U mnie jeszcze nie, ale już niebawem :p;)
    Paski dygnęły ociupinkę, wieczorem powinny poszybować :p xD Obserwuję dalej ;)

    I ostatnia baja ;)

    Srebrny ogon

    Fila, właściwie to Filomena, ale rodzina od zawsze nazywała ją Filą, była miłą i bardzo sympatyczną łasiczką. Miała piękne choć smutne niebieskie oczy, mały, okrągły czarny nos, przy którym rosły cztery pary lśniących i niezwykle zadbanych wąsików oraz drobne łagodnie wykrojone usta. Gdyby ktoś spytał dlaczego oczy Fili są tak bardzo smutne dowiedziałby się, że była jeszcze jedna niezwykła rzecz w jej wyglądzie. A mianowicie ogon, który nie był jak to zwykle u łasic bywa gładki i mierzący około jednej trzeciej długości ciała, tylko składał się z niezwykle puszystych i błyszczących włosów w kolorze czystego srebra. Był też o wiele dłuższy niż powinien, bowiem wyprostowany sięgał Fili sporo ponad głowę. I właśnie ten niezwykły ogon był powodem smutku naszej bohaterki. Z jego powodu wyśmiewali się z Fili wszyscy koledzy w szkole nazywając ją dziwadłem. Nie było też dnia żeby któryś z nich niby „niechcący” złośliwie na niego nie stanął sprawiając tym młodej łasiczce wielki ból. Szczególnie nieznośny pod tym względem był borsuk Baltazar który nie przepuścił żadnej okazji by dokuczyć Fili. Tak było i tym razem, kiedy na przerwie między lekcjami stała jak zwykle na uboczu podczas gdy wszyscy pozostali bawili się wesoło na boisku szkolnym:
    - Z drogi dziwolągu – zawołał wracający właśnie z piłką Baltazar , która po ostatnim mocnym kopnięciu poleciała trochę za daleko i wylądowała w krzakach.
    - Przecież nawet nie stoję na drodze – odpowiedziała usiłując zachować spokój Fila
    - Dziwadła nie mają nic do gadania – odburknął borsuk nadeptując łasiczce na ogon.
    - Auuu to boli – krzyknęła Fila wyrywając ogon spod stopy Baltazara.
    - Przepraszam, myślałem że to wycieraczka – powiedział z ironią borsuk i z nieprzyjemnym chichotem oddalił się w stronę boiska.
    Młoda łasica miała już tego dosyć i ocierając łzy pobiegła prosto do domu.
    - Tato ja już nigdy więcej nie pójdę do szkoły – zawołała z płaczem już od progu.
    - Fila, córeczko co się stało – zapytał z troską tato czule ją obejmując.
    - Znowu ten okropny Baltazar się ze mnie wyśmiewał nie mówiąc już o złośliwym nadepnięciu mi na ogon, ja już dłużej tego nie wytrzymam. Proszę cię nie każ mi tam wracać – błagała tatę Fila.
    - Skarbie wytrzymaj jeszcze trochę. Porozmawiam z twoją nauczycielką jeśli ona nie przemówi mu do rozsądku od nowego roku przeniesiemy cię z mamą do innej szkoły. – powiedział z westchnieniem tato. Nie rozumiał jak można się tak okropnie zachowywać w stosunku do kogoś tylko dlatego że ten ktoś jest inny. Było mu bardzo przykro że nie może nic więcej zrobić dla swojej córki poza pocieszaniem jej.
    - No dobrze spróbuję jakoś dotrwać do wakacji, ale w nowej szkole i tak pewnie będzie tak samo jeśli nie gorzej- westchnęła Fila i poszła do swojego pokoju.
    Następnego dnia pani gdy tylko weszła do klasy powiedziała:
    - Doszły mnie słuchy, że ktoś tu się znęca nad swoją koleżanką - Baltazar co masz mi do powiedzenia- dodała spoglądając groźnie na młodego borsuka.
    - Ja, ależ proszę pani ja się nad nikim nie znęcam – powiedział ze zdziwieniem Baltazar.
    - Nie? A ja słyszałam co innego. Zresztą sama obserwuję cię od dłuższego czasu i widziałam jak traktowałeś Filę, jak ją przezywasz i złośliwie stajesz jej na ogon. – powiedziała nauczycielka
    - Ale proszę pani to tylko takie żarty – zmieszał się borsuk
    - Takich złośliwości w żadnym wypadku nie można nazwać żartami – mówiła poważnym głosem pani nauczycielka – Baltazar nie można robić komuś takich okropnych rzeczy tylko dlatego że wygląda trochę inaczej. To że ktoś jest inny wcale nie znaczy, że jest gorszy. Za karę postoisz przez całą lekcję w kącie, ale przedtem przeprosisz swoją koleżankę
    - Ale proszę pani… – próbował sprzeciwu borsuk.
    - Bez dyskusji Baltazar – powiedziała nauczycielka.
    - Przepraszam - burknął borsuk zwracając się do Fili
    - Bardzo dobrze a teraz marsz do kąta – nakazała pani.
    Chcąc nie chcąc Baltazar wstał i powlókł się do kąta obok tablicy.
    - A teraz dzieci mam dla was niespodziankę – powiedziała nauczycielka. Ponieważ zbliża się dzień mamy postanowiłam zabrać was do „Świetlistej groty” żeby poszukać kryształów z których później zrobimy prezenty dla waszych mam. Co wy na to? – zapytała pani.
    - HUUUURRRRAAAAA – wrzasnęła chórem cała klasa. Naprawdę nas tam pani zabierze? – pytały dzieci. Podobno w samym środku tej groty jest kolorowa fontanna i w ogóle jest tam pięknie.
    - Tak, zgadza się na środku kryształowej sali w "Świetlistej grocie" jest przepiękna fontanna i rzeczywiście jest tam bardzo pięknie. – opowiadała pani. - Zatem pójdziemy tam zaraz po zakończeniu lekcji.
    I tak wczesnym popołudniem dzieci wraz z nauczycielką wyruszyły na wyprawę po kryształy. Wszystkie dzieci szły w parach wesoło rozmawiając tylko Fila jak zwykle szła samotnie na końcu.
    Kiedy dotarli już do wejścia do „Świetlistej groty” pani powiedziała:
    - Dzieci teraz posłuchajcie uważnie. Tu jest bardzo niebezpiecznie, jest ślisko i jest tu wiele krętych korytarzy więc proszę trzymajcie się razem i niech nikt nie oddala się od grupy
    - Dobrze proszę pani – zawołały chórem dzieci. Po czym wszyscy trzymając się blisko siebie, weszli do środka.
    Wewnątrz było wilgotno i ciemno więc wszyscy szli bardzo powoli ostrożnie stąpając po śliskim podłożu i oświetlając sobie drogę latarkami. Wędrowali tak około dwóch godzin, przechodząc przez wiele skalnych korytarzy a także przeprawiając się przez niebezpieczną krawędź za którą znajdowała się ogromna przepaść. Nagle na końcu tunelu w którym się znajdowali zajaśniało świetlistym blaskiem światełko co raz zmieniając kolor i przechodząc przez wszystkie barwy tęczy. Kiedy wszyscy dotarli do źródła tego blasku ich oczom ukazał się niezwykły widok. Na środku wielkiej skalnej komnaty stała szczerozłota fontanna w środku której lśnił piękny kryształowy zamek z którego płynęła czysta jak łza źródlana woda. Wokół fontanny leżały różnego kształtu i koloru małe kryształki które mieniły się niczym prawdziwe brylanty, szmaragdy i szafiry i wyglądały równie pięknie.
    - Jejku jak tu cudownie, jak tu niesamowicie – mówiły dzieci jedno przez drugie.
    - Podobno dawno temu jakiś król odkrył tą komnatę i kazał zbudować tu tą fontannę – powiedziała pani. - No dzieci to teraz do roboty szukamy kryształków na prezenty dla waszych mam. Nie ociągać się nie możemy tu spędzić całego dnia.
    Dzieciom nie trzeba było dwa razy powtarzać, wszystkie ochoczo rzuciły się na podłogę by poszukać najpiękniejszych kryształków. Nawet Fila, która do tej pory stała smutna z boku rzuciła się w wir poszukiwań i jej też udało się znaleźć kilka pięknych okazów na prezent dla mamy. Kiedy wszyscy mieli już wystarczającą ilość kryształków i zaczęto zbierać się do powrotu pani nagle zauważyła że w miejscu z którego przyszli są trzy bardzo podobne skalne korytarze i niestety nie wie teraz który prowadzi do wyjścia.
    - Dzieci czy ktoś z was pamięta z którego korytarza wyszliśmy? – zapytała z niepokojem nauczycielka.
    - Nie, ja też nie – odpowiadały po kolei dzieci. Co my teraz zrobimy, jak wrócimy do domu? – pytały przerażone.
    - Proszę pani, ja wiem którędy iść – odezwała się Fila.
    - Naprawdę drogie dziecko? – zapytała z nadzieją pani – A skąd wiesz który korytarz jest właściwy?
    - Cały czas znaczyłam drogę włosami z mojego ogona – powiedziała Fila wskazując na srebrną błyszczącą niteczkę u wejścia do środkowego korytarza – Musimy iść tędy. Mój okropny ogon jednak się na coś przydał - powiedziała.
    Na te słowa wszyscy jej koledzy, z wyjątkiem Baltazara, spuścili tylko oczy zawstydzeni i zrobiło im się bardzo głupio że tak się wyśmiewali z Fili a przecież jej ogon wcale nie był taki okropny.
    - Fila bardzo cię przepraszamy za nasze niemiłe docinki, twój ogon tak naprawdę jest bardzo ładny – powiedzieli i dodali że jeśli im wybaczy to bardzo się ucieszą jeśli zostanie ich przyjaciółką. Fila oczywiście im wybaczyła i wszyscy ruszyli w drogę powrotną po śladach z jej włosów zostawionych przez nią w skalnych labiryntach. Kiedy przechodzili z powrotem nad krawędzią Baltazar nagle poślizgnął się, zawisł nad przepaścią a następnie zsunął się trochę w dół zatrzymując się na kawałku wystającej skały.
    - Ratunku, na pomoc, niech mnie ktoś wyciągnie – wołał przerażony borsuk.
    - Trzymaj się mocno, zaraz ci pomożemy – powiedziała nauczycielka, choć nie miała pojęcia co robić gdyż nikt nie miał nawet kawałka liny czy sznurka którym mogli by wyciągnąć Baltazara.
    - Pospieszcie się, dłużej tak nie wytrzymam, zaraz się puszczę - krzyczał Baltazar.
    - Baltazar, słyszysz mnie? – zawołała Fila.
    - Taaak – wyjąkał tracący już siły borsuk.
    - Chwyć się tego – krzyknęła łasica spuszczając Baltazarowi swój ogon.
    Borsuk chwycił się kurczowo ogona Fili i wspólnymi siłami został wciągnięty na górę.
    - Dziękuję ci bardzo, uratowałaś mi życie a ja byłem dla ciebie taki okropny – powiedział do Fili zawstydzony borsuk. Przepraszam cię, i obiecuję że już nigdy nie będę się tak zachowywał. Twój ogon właściwie jest piękny taki puszysty i lśniący, no i zawdzięczam mu życie – dodał z niepewnym uśmiechem Baltazar.
    - No już dobrze, przyjmuję przeprosiny – odpowiedziała z uśmiechem Fila. A teraz lepiej już stąd chodźmy – dodała.
    W niedługim czasie wszyscy zmęczeni, ale cali i zdrowi dotarli z powrotem do szkoły i zaczęli oglądać swoje zdobycze. Wszystkie kryształki były bardzo piękne, ale dopiero koraliki i bransoletki zrobione z tych kryształków nawleczonych na srebrne włosy z ogona Fili prezentowały się naprawdę cudownie. Po powrocie do domu Fila opowiedziała o swojej przygodzie tacie.
    - O jaka piękna bransoletka, mama będzie miała śliczny prezent kiedy wróci z odwiedzin od cioci – powiedział z uśmiechem tata. I dodał – Byłaś bardzo dzielna, jestem z ciebie bardzo dumny. Tak się cieszę, że wszystko się ułożyło, wiedziałem że twoi koledzy w końcu zrozumieją że to, iż ktoś wygląda inaczej wcale nie znaczy że jest gorszy i nie należy go od razu odrzucać. Od tamtej pory wszyscy koledzy i koleżanki z klasy Fili stali za nią murem i nikt nie dał powiedzieć o niej nikomu złego słowa.

    Koniec
     
  9. blazers

    blazers Wszystkowiedząca wyrocznia

    Benia ekstra:).

    Tata to bardzo odpowiedzialna funkcja , trzymajcie się moi drodzy i bądźcie zawsze dumni ze swoich pociech.
    W imieniu swoim i męskich pacjentów /pozwolę sobie/ mających dzisiaj święto dziękuję za życzenia i pamięć.

    Nagniot wyjątkowo marny tym razem , trza czekać na drzewnego.

    Bry weekendowe.
     
  10. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    Dzięki ;) Nagniot po długim czasie przyjeżdża z zagrodami :sleepy: Też bym już chciała drzewkowego, i czekam z utęsknieniem :p;)
    A i jeszcze::p

    [​IMG]

    Ale tatusiowie, nie bierzcie z niego przykładu :p;)
     
    Ostatnie edytowanie: 23 czerwca 2017
  11. Sookie

    Sookie Chodząca legenda forum

    Wszystkim tatusiom - wiele cierpliwości, radości i dumy z pociech
     
  12. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    xDxD Uwielbiam tą scenę :p

    Przy tacie każda córka może czuć się bezpieczna :p

    [​IMG]
    W ZOO:
    - Tato dlaczego ta gorylica tak krzywo na nas patrzy?
    - Uspokój się synku, to dopiero kasa...

    Polało potężnie u mnie i fajnie się zrobiło, można oddychać :)
     
    Ostatnie edytowanie: 23 czerwca 2017
  13. -MarekW-

    -MarekW- Cesarz forum

    Dziękuję za życzenia :)
    Dobry wieczór :)
     
  14. akinomrd

    akinomrd Chodząca legenda forum

    Dobry wieczór
    Wszystkiego dobrego tatusiowie :D
    Dzień się kończy,ale jeszcze zdążyłam wbić :)

    A kartkę z kalendarza to pies zjadł ??????o_Oo_Oo_O

    KARTKA Z KALENDARZA:

    - Dzień Służby Publicznej;
    - Międzynarodowy Dzień Wdów.


    [​IMG]

    Byłam i mogę się odmeldować :)
     
  15. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    Pies albo kot... albo paski wibrujące wytrząsające różne rzeczy o_O Dzięki za przytarganie :D

    Wdowa postawiła zmarłemu mężowi pomnik i kazała wyryć na nim słowa:
    "Ból mój jest tak wielki po twojej stracie, że nie jestem w stanie go znieść".
    Po roku wdowa wyszła po raz drugi za mąż, jednak miała wyrzuty sumienia wobec pierwszego męża. Kazała więc na pomniku wyryć słowa: "... sama jedna"
     
  16. akinomrd

    akinomrd Chodząca legenda forum


    o_OxD:cry::cry:

    Stare,ale jare :D : i zmykam nyny
    Pewna para w średnim wieku z północnej części USA, zatęskniła w środku mroźnej zimy do ciepła i zdecydowała się pojechać na dół, na Florydę i mieszkać w hotelu, w którym spędziła noc poślubną 20 lat wcześniej.
    Mąż miał dłuższy urlop i pojechał o dzień wcześniej.
    Po zameldowaniu się w recepcji odkrył, że w pokoju jest komputer i postanowił wysłać maila do żony.
    Niestety omylił się o jedną literę.
    Mail znalazł się w ten sposób w Houston u wdowy po pastorze, która wróciła właśnie do domu z pogrzebu męża i chciała sprawdzić, czy w poczcie elektronicznej są jakieś kondolencje od rodziny i przyjaciół.
    Jej syn znalazł ją zemdloną przed komputerem i przeczytał na ekranie: Do: Moja ukochana żona
    Temat: Jestem już na miejscu.
    - Wiem, że jesteś zdziwiona otrzymaniem wiadomości ode mnie. Teraz mają tu komputery i wolno wysłać maila do najbliższych. Właśnie zameldowałem się. Wszystko jest przygotowane na twoje przybycie jutro. Cieszę się na spotkanie. Mam nadzieję, że twoja podróż będzie równie bezproblemowa, jak moja.
    PS: Tu na dole jest naprawdę gorąco.

    Edit- dzisiaj podobno jest noc sobótkowa.Kto puszcza wianki??? ;)
    Dobrej nocy :)
     
    Ostatnie edytowanie: 23 czerwca 2017
  17. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    Ha przy tym wietrze jaki mam za oknem to by wianuszek poszeeedł :D Do Wisłoka mam niedaleko tylko jakiś wianek trzeba by skołować :p

     
  18. antonina-farmerska

    antonina-farmerska Chodząca legenda forum

    Kolorowych nie tylko zwierząt ale też snów;)

    Musiałam edytować ,żeby sie z Wami przywitać ,ale lenistwo totalne :inlove:
     
    Ostatnie edytowanie: 24 czerwca 2017
  19. Sekme

    Sekme Generał forum

    Dzień dobry :)

    Beniu, super :) Dziękuję, że się podzieliłaś :)
    Pierwszą wczoraj czytałam przez Skype pewnej młodej damie. Pół godziny dyskutowałyśmy ;)xD

    Pisz dalej. Koniecznie. Nie trzeba czekać na wenę ani na czas. :)
    Wszyscy znani pisarze "idą do kartki" jak do fabryki - o ustalonej przez siebie godzinie siadają i przez X godzin piszą. Gdyby czekali na wenę czy inne natchnienie, to by z głodu umarli ;) Te wszystkie weny, natchnienia, muzy itp. są wymówką tych, co im się nie chce. Jak się poczyta życiorysy uznanych artystów (dziedzina jest mało istotna), to żaden nie zdawał się na jakieś nieuchwytne cosie, raczej traktowali (i traktują) to jak normalne chodzenie do pracy wg ustalonego grafiku. To kiedyś było dla mnie szokującym odkryciem :) Ale jak widać tu też potwierdza się niezmienna życiowa zasada, że sukces=1% talentu+99% ciężkiej pracy ;)

    Trzymam kciuki, żebyś do tego wróciła :)


    Miłej soboty i udanego weekendu! :)
     
  20. Marrylan

    Marrylan Chodząca legenda forum

    Bry :)

    Witaj Iza, ja wstałam dopiero koło10-tej :pxD ale to pewnie dlatego że szaro na zewnątrz i słońce nie daje po oczach ;) Może coś zarzucę do oaz w trakcie obserwowania pasków ;) Jak Ci idzie hodowla? Coś ciekawego wyskoczyło, przeskoczyło? ;)

    Dzięki ;) Dyskusja... z młodymi damami czy kawalerami się czasem bardzo fajnie dyskutuje :DxD
    Jak młody był mały i mieszkaliśmy wszyscy razem to moje myśli daleko było od powrotu do pisania. Traktowanie pisania jako "etat" i grafik to też dla mnie lekki szok xD Ale pomyślę nad tym ;):D

    [​IMG]

    Przytulam:);):p

    [​IMG]

     
    Ostatnie edytowanie: 24 czerwca 2017