zzizzie

Paskudne położenie geopolityczne ma Polska, między ambitnymi potęgami. Przez to historię taką średnio fajną.
Ale dodatkowo sama też robi co się da, żeby sobie utrudnić

Coś jak Hameryka, która sobie wybrała pomarańczowego pana i teraz przez co najmniej dekadę będzie się jej ten oranż czkawką odbijał.

***

A poza tym to mam focię dla rozładowania napięcia.
To jest Obi-Wan, który nie może odżałować, że nie uwierzył Anakinowi i postanowił sam sprawdzić, czy ten piasek jest naprawdę niejadalny:

​

 

U was wybrali pomarańczowego pana a u nas pana z kotem,bo to to samo,chociaż by się wydawało,że jednak nie ale na to samo wychodziMoże nie długo umrę i nic mnie obchodzić więcej nie będzie,bo całe moje życie,to huśtawka a nic dobrego...Żal mi tylko młodych,jak się nie uda tych,teraz na szczycie,wysłać tam,gdzie ich miejsce..No ale to w rękach młodych...

 

Ostrzegam, że teraz to już jedziemy ostro po bandzie
Ale tak porównując te dwa kraje stwierdzam, że Polska jest jednak w gorszej/trudniejszej sytuacji.
Tematu nie rozwinę, choć Kierownik Szczurów czeka na skórkę od słoniny

***

A ten pies to się po prostu przedstawia:

​

 

Czuję to za uchem,więc dziś już kończę-zdjęć nie mam,niestety...
Acha,Małgosia pytała czy zamykam słoiki od razu po zalaniu-tak i odwracam do góry dnem na noc...Paa

 

Padło tu parę razy słowo "indoktrynacja".

Tylko nie wiem której w szkołach się boisz Gosia.
Tej co po burzy bywa czy tej powiedzmy niedzielnej.

 

Ech te obowiązki gospodyni

Powiem tak: każda, absolutnie każda indoktrynacja / próba indoktrynacji jest zła.
Tym bardziej, jeśli dotyczy dzieci.
Nie wróżę większego powodzenia osobie, która uparłaby się zindoktrynować na przykład mnie.
Żeby indoktrynacja mogła być skuteczna, trzeba ofiarę pozbawić jej własnego zdania i/lub możliwości wyrobienia sobie tegoż zdania na podstawie wiedzy zaczerpniętej z zewnętrznych źródeł.
Nie ze mną te numery, Brunner... ale z dziećmi sytuacja jest zupełnie inna.

A tak na marginesie wspomnę tylko, że za ostentacją też nie przepadam.
Ale przynajmniej rozumiem.

 

No i w obu przypadkach ( indoktrynacja, ostentacja ) się zgadzamy.
Nie przepadamy.

A, pamiętam jak w szkole mojej córki coś tam chcieli narzucić, to była duża awantura z mojej strony, dotyczyła niedzielnych.

Co do tej drugiej (przejaskrawionej, wulgarnej), to nie wykazuję zrozumienia.
Nie i koniec.

A co do różnych panów z czuprynami, zwierzętami, to powiem tak - nie wszystkim dogodzisz.

 

Mojemu komentarzowi zabrakło precyzji.
Akcja powoduje reakcję.
W tym sensie rozumiem - pobudki tej reakcji.
Nie wykazuję zrozumienia dla jej formy.
A co do zjawisk/preferencji/jak to nazwać, których obronie służy owa reakcja - nie osądzam, nie potępiam, bo to nie moja sprawa.
Więc: przyczynę reakcji rozumiem, forma mnie razi - a reszta jest mi obojętna.
Do tego zdecydowanie jestem wrogiem wszelkich prześladowań i dyskryminacji... choć oczywiście znacznie łatwiej jest mi zaakceptować brak ostentacji, niż przerysowaną, specjalnie nastawioną na drażnienie innych prowokację.
Staram się jednak przestrzegać zasady "żyj i daj żyć innym", a to znaczy, że najpewniej nigdy nie trafię ani na jedną, ani na drugą stronę barykady w tej konkretnej wojnie.

Co do panów oraz ich fryzjerów/weterynarzy - a niech sobie mają na głowie/pod pachą, co im się żywnie podoba.
Jeśli natomiast ich decyzje (albo brak decyzji) okazują się szkodliwe w szerszym wymiarze, to niestety nie jestem w stanie ich zaakceptować. Bez względu na fryzurę czy zwierzątko domowe w objęciach - to są tylko takie wyróżniki pozwalające uniknąć podawania danych personalnych.

 

Cała rozmowa o polityce została usunięta. Same piszecie, że nie można a mimo to brniecie w politykę
Wszędzie te podziały i kłótnie. Chyba nie warto tutaj tego powielać

 

Mmmhmmm
No tak czekałam, kiedy się tu wreszcie pojawisz z tą sygną

 

No nie mów, że mnie celowo sprowokowałaś

 

Celowo jak celowo, ale liczyłam na twoją reakcję
Żeby nie musieć za tobą ganiać po całym forum


EDIT: a jak już jesteśmy przy Bondzie/Craigu, to coś wam pokażę.
Coś, co w każdym normalnym rodzicu budzi natychmiastowy sprzeciw.
Taka sobie zabaweczka z klocków Lego:

​

Przesada, dawać dzieciom takie "zabawki", prawda...?

Ale jest gorzej, znacznie gorzej.
Ta konkretna "zabawka" nie jest zabawką.
To jest autentyczny pistolet Glock 19, czyli krótka broń zdecydowanie dla dorosłych, potencjalnie śmiercionośna, jak się odpowiednio wyceluje, także przypadkiem, a później wystrzeli.
I teraz wyobraźmy sobie jakieś maluchy, które dorwą to cudeńko w szufladzie tatusia i pójdą się bawić w policjantów i złodziei.
Nie wiem, co wy na to, ale dla mnie ten pomysł to jakiś horror.

 

Przyznam szczerze, że jeśli ja bym dostał ją w wieku "małoletnim" to byłbym mega szczęśliwym dzieciakiem W tamtych czasach było bardzo popularne spędzanie czasu biegając po lasach z karabinem w ręku. Najczęściej trzeba było sobie samemu "wystrugać" jakąś giwerę z kawałka drewna. Ehh to były zupełnie inne czasy dla dzieciaków niż teraz.

 

Mmmmm
Zakładam, że nie jesteś stulatkiem nostalgicznie wspominającym tuż powojenne czasy partyzanckie
Domyślam się, że chłopcy z dostępem do lasu bawili się w partyzantów, bo sceneria pasowała.
I domyślam się też, że żaden z was nie zaprzyjaźnił się na dłużej z żadną prawdziwą (i nielegalną) giwerą.

Ale ogólnie zabawki "militarne" mają ostatnio złą prasę także w PL, choć w PL znacznie trudniej jest o giwerę.
Natomiast Glock w przebraniu z klocków Lego (jest taka mocno szurnięta firma w USA, która tworzy różne przebrania) - więc taki Glock, najprawdziwszy, z ostrą amunicją, stanowi dodatkowe zagrożenie dla dzieci, które mogą go uznać za zabawkę i niechcący zastrzelić jakiegoś braciszka czy kolegę z podstawówki.
Sporo jest takich wypadków podczas zabawy bronią... no a jeśli broń będzie wyglądała jak Lego, ryzyko takich wypadków dramatycznie rośnie. Oczywiście winien jest zawsze dorosły, który nie schował spluwy przed dzieciakiem (i amunicji osobno) - ale z drugiej strony jeśli masz Glocka w stylu Lego w sejfie, a amunicję dajmy na to w garażu na najwyższej półce, to posiadanie takiej spluwy dla obrony domu i domowników lekuchno traci sens, bo zanim to wszystko pozbierasz do kupy, napastnik nieźle cię zdąży podziurawić razem z żoną i siedmiorgiem drobiazgu.
Więc ja jednak jestem przeciwna, choć Glocka mogę dla ciebie zamówić
Mam pozwolenie

 

Z ciekawości, jakie kryteria musisz spełniać, aby dostać pozwolenie na taką zabaweczkę?
Dobrze, że w PL nie można posiadać broni, (nie licząc myśliwych) bo jakoś czarno to widzę, tak jak Pawlak z Kargulem by było.

 

Aż poszłam sprawdzić, bo pamiętałam tylko o tym, że sprawdzają rejestr skazanych (w którym nie figuruję póki co).
Ale pozwolenia nie dają też narkomanom/alkoholikom, osobom stwarzającym zagrożenie dla siebie lub innych (jest na to cały rozdział kodeksu, długo by pisać), osobom psychicznie chorym (tzn tym zdiagnozowanym), osobom z zakazem zbliżania się (do ofiary przemocy domowej), kryminalistom na warunkowym, niektórym byłym nieletnim z wyrokiem na karku.
Musiałabym poszukać szczegółów na stronie stosownego Biura Federalnego, ale tak z grubsza to będą te kategorie powyżej.

Moje pozwolenie dotyczy zakupu i posiadania, natomiast nie wolno mi tego nosić ze sobą ani wozić w samochodzie (chyba że schowane, np w bagażniku, i oczywiście amunicję osobno, straszne zawracanie głowy).
Pozwolenie obejmuje na szczęście także paralizatory i pojemniki z gazem pieprzowym, to mogę sobie nosić (i wozić) do woli.
Marco ma pozwolenie na tzw concealed carry, czyli może nosić spluwę przy sobie, ale tak, żeby jej nie było widać.
Spytany, po co mu to, odparł z czarującym uśmiechem: Dawali, to wziąłem

Pawlaka z Kargulem można bez trudu spotkać także w Arkansas czy innym takim stanie, gdzie wolno wszystko.
Strzelają sobie, a później idą siedzieć.
Jak wyjdą, to często znowu strzelają.
Konieczność obrony domostwa i rodziny to świetna linia obrony, tak na marginesie.

 

I żadnego testu z obsługi broni?
Jak się starasz o prawo jazdy, to zdajesz egzamin i z przepisów i z umiejętności jazdy

 

A jest szkolenie oczywiście, 4 godziny na strzelnicy dla kogoś takiego jak ja
Jeśli trener jest certyfikowany, od razu zalicza egzamin.
W sumie to chyba zakłada się, że posiadacz(ka) tego podstawowego pozwolenia raczej nie będzie używać spluwy
Oczywiście jak się ktoś uprze, to się może szkolić tygodniami/miesiącami, tyle że np u nas ma to niewielki sens, spokojna okolica.
A w domu Gordon i Tiny

 

Naprawdę jesteś zdziwiony?

Przegięcie i tyle w temacie...idiotyczny pomysł.
We wtorek podpisuję umowę przedwstępną w Brzegu Pozostanie tylko sprzedać mieszkanie... A z tym nie jest tak kolorowo jak myślałam. Jednak to trochę trwa...
W zeszłym tygodniu zadzwonił agent. Reprezentował pewnego Azjatę (z Chin),który kupuje mieszkania w centrum pod wynajem(Nie żebym miała uprzedzenia). Przyszedł spóźniony ( ) , pooglądał i na drugi dzień rzucił śmieszną cenę ( porównywalną do domku do samodzielnego montażu z alliexpress). Odmówiłam. Zadzwonił ponownie i chciał negocjować. Ponegocjowałam i doszliśmy do porozumienia. Miał być wczoraj z tym klientem ale niestety klient miał ważne spotkanie i chciał przełożyć na inny dzień po tym jak zameldowałam panu, że idziemy do mojego notariusza i sprzedaż będzie poprzez depozyt notarialny. Zaczął mi głupio tłumaczyć, że to bez znaczenia ,że oni mają notariusza i takie inne farmazony. Po czym nie przyjechał. Po pół godziny spóźnienia zadzwonił , że spotkanie klientowi sie przedłużyło i nie da rady przyjechać. Zapowiedziałam śliskiemu panu w przyciasnym garniaku , że spotkanie ze mną w takim razie może wykreślić z kalendarza bo mu swojej ojcowizny nie sprzedam. To taki przykład tej przyjemności wątpliwej , której się podjęłam. Minęły 2 tygodnie i powiem wam, że jestem tak zmęczona i zestresowana jak mało kiedy. Za dwa tygodnie jadę na urlop ale jak tu odpocząć ? Nawet się wyspać porządnie nie mogę przez to wszystko...

 

O kurcze, to współczuję
To jakiś grubszy przekręt z tym notariuszem...?
Dawno nie miałam bezpośrednio do czynienia z notariuszami, ale uczciwy klient nie powinien mieć problemu z notariuszem sprzedającego, dobrze że się szybko wycofałaś.
Brr.
Swoją drogą przyciasny garniak u takich agentów czy innych pożal się Boże "biznesmenów" to sygnał ostrzegawczy: podróba i/lub tandeta, i jednego, i drugiego trzeba unikać.

Jak ogłaszasz to mieszkanie?
Weź potraktuj jeleni marketingowo, wyjątkowy lokal dla wyjątkowych klientów i byle komu nie sprzedasz. A w ogóle trzeba się spieszyć, bo kolejka chętnych już sięga za róg (ulicy, nie salonu oczywiście). I do tego tylko teraz pięć tysi taniej, bo jedziesz na wakacje.
Niby każdy zna takie chwyty albo przynajmniej o nich słyszał, ale w konfrontacji z czymś przedstawionym jako wyjątkowa okazja dla wyjątkowego klienta i dodatkowo możliwość dołączenia do grupy wyjątkowych posiadaczy wyjątkowych lokali tylko dla koneserów mało kto o nich pamięta.
Skontaktuj się z tigre