zzizzie

U mnie farma na kliencie śmiga (online też, ale to nic dziwnego), tyle że ja tam nic nie robię (i niewiele mam), pewnie dlatego tak śmiga.

Jamnik z papierem? No zawsze wiedziałam, że jamniki są specjalne. Bo tak ogólnie papier to specjalność kotów jest:

​

Co do powiadomień, to fakt, bardzo rzadko coś dociera, nie tylko od Włocha w kuchni. W desperacji zaczęłam sama zaglądać do różnych blogów... warto było
Przepisy podrzucę niedługo, na razie kolekcjonuję memy z Berniem, a to ciężka harówa jest

No właśnie już ci Małgosia odpowiedziała, żadne znaczki, tylko od razu na dziennik (podawczy) - straszne określenie, wiem, ale po prostu targasz pismo osobiście do kancelarii oddziału i niech ci tam na kopii poświadczą odbiór. Najpewniejszy sposób i bezkosztowy.

Chodzenie na rozmowę z kolejną panienką nie ma sensu - pamiętaj że treść tej rozmowy nie jest nigdzie zapisywana/nagrywana i nie będziesz mogła udowodnić, że panienka coś powiedziała albo czegoś nie powiedziała. ZUS należy traktować uprzejmie, ale z założeniem, że nie jest twoim dozgonnym przyjacielem.

Kocham Berniego i jego rękawice
Bernie jest w ogóle powszechnie uwielbiany, zwłaszcza teraz - to wielka ulga, móc się tak apolitycznie uśmiechnąć

 

Przy okazji wpadł mi do łebka pomysł dla Gosi - takie rękawice z jednym palcem z polarkiem w środku to będzie hit sezonu.
Sama chętnie bym takie nabyła, jako , że w zimie zawsze w ręce marznę.
A moje koty nigdy papierem toaletowym nie były zainteresowane.

 

Ale dokładnie ten wzór.
Na allegro by szły jak woda.
Genialny pomysł, Gosia ruszaj do roboty


EDIT, i to ważny
Rękawiczki jako takie jak najbardziej, ale może (bo Gosia lubi szydełkowe figurki) dodatkowo też taki Bernie we własnej osobie...?

​

Dokładnie ta figurka oferowana na aukcji zarobiła $40,000 dla organizacji dobroczynnej Meals on Wheels (czyli posiłki na kółkach - ruchome punkty z darmowym jedzonkiem dla bezdomnych i ubogich).
W PL raczej aż tyle nie zarobi, ale taki Bernie wystawiony na allegro na pewno pięknie się sprzeda, i to w wielu egzemplarzach.
No, Gosia - teraz to już nie masz wymówki, łap szydełko i zasuwaj

 

Gosia ZUS ma 14 dni na odpowiedż ,będą ci wmawiać że 30 dni lecz to nieprawda,
Dolicz jeszcze 7 dni na dotarcie listu i atakuj osobiście.
Pismo należy trafić do ZUS ,a w jaki sposób do zależy od ciebie namawiają na polecony bo dłużej to trwa. Mniej też kopię pisma i niech ci ją podstęplują że orginał został złożony
Jak napisałam kiedyś co Zus wyrabia to ile było wpisów bezpodstawnie atakuję biedną instytucję, a tam pracują bardzo miłe osoby które robią wszystko by pomóc(tylko komu).

Pamiętam sama tak mówiłam.
Broniących tą instytucję i ludzi tam pracujących trochę było.

 

Myślę, że w każdej instytucji (zwłaszcza państwowej, zwłaszcza takiej, gdzie klientom bardziej zależy niż urzędnikom) będzie sporo takich pracowników, którzy głównie nie chcą się przemęczać. A jeśli kierownictwo nie goni do roboty... to cóż, mamy obojętny i znudzony personel do kontaktów z klientami.
Ale z drugiej strony wiem, że jest też mnóstwo urzędników tych niższych szczebli, którzy autentycznie chcą jak najlepiej obsłużyć klienta... choć system, w którym tkwią, niekoniecznie to ułatwia.
Dodatkowo w tym nieszczęsnym ZUSie łatwo jest się poczuć panem życia i śmierci oraz dobroczyńcą, który jak zechce, to da, ale wcale nie musi chcieć. A to jest prosta droga do arogancji.
No i jeszcze: ZUS jako instytucja powinien jak najgorliwiej dokładać się do państwowej kiesy... i mamy to, co mamy.
Ech.

***
A to ja skorzystam z okazji, że Olga litościwie coś tu napisała, i szybko wkleję dwa przepisy
Następne będą kiedyś tam.

No więc owsianka w wersji z piekarnika, przypominam focię:

​

Owsiankę przygotowuje się w jednej misce, jedną łyżką. Trwa to max 5 minut. Marzenie po prostu.
Dodatkowo w tym przepisie można sobie regulować słodkość i żonglować rozmaitymi owockami/orzechami.

Proporcje na formę 23 x 23 cm (albo coś koło tego, ale raczej nie mniejszą).

Rzecz jest sycąca, za dużo i tak się tego na raz nie pochłonie. Ale zimne jest równie fajne, przypomina taki batonik granola (tak mi się wydaje, że na polskich blogach widywałam to słowo, jeśli nie, to będę wdzięczna Władzy za zastąpienie tej granoli polskim słowem, bo ja nie mam pomysłu).

Składniki:

• 1 i 3/4 szklanki (420 ml) mleka (może być chude i takie bez laktozy)
• 2 duże jaja
• 1/2 szklanki (amerykańskiej, więc 120 ml) syropu klonowego (ale może też być miód albo brązowy cukier, choć z syropem jest najbardziej mniam)
• 60 g masła, stopionego i nieco przestudzonego
• 1/4 szklanki (60 g) niesłodzonego przecieru jabłkowego albo rozgniecionego banana
• 240 g płatków owsianych (tych zwykłych, nie błyskawicznych)
• 1 łyżeczka proszku do pieczenia
• 1 łyżeczka mielonego cynamonu
• 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
• 1/4 łyżeczki soli
• 1 i 1/2 szklanki owoców (raczej tych tzw jagodowych), świeżych albo mrożonych (nie rozmrażać) – można zastąpić rodzynkami, czymś kandyzowanym czy co tam kto lubi, ale zwykłe owocki idealnie tu pasują
• opcjonalnie na wierzch: 1/2 szklanki posiekanych orzechów włoskich albo pekanów (można je też oczywiście wmieszać do środka)

Na początek uwaga: po wymieszaniu składników owsianeczkę należy natychmiast wstawić do piekarnika – jak płatki rozmiękną, całość zrobi się znacznie gorsza!

No a przygotowanie to raczej jasne.
Piekarnik rozgrzać do 175 celsjuszy, formę wysmarować.
Wszystkie składniki (ewentualnie bez orzechów) wymieszać w misce. Wlać do formy, posypać orzechami (jeśli nie zostały dodane wcześniej) i od razu myk do piekarnika, piec 35 minut (środek będzie jeszcze nie całkiem zestalony) albo trochę dłużej, żeby wyszły takie bardziej twarde i suche batoniki.
Odczekać 5 minut i podawać – do pożerania solo albo po pokrojeniu zalane jogurtem.

Przykryte może to sobie stać w lodówce nawet tydzień – ale raczej zniknie szybciej, pycha jest (a do tego samo zdrowie).
Polecam

***

A chlebuś…

​

… chlebuś jest z genialnego ciasta drożdżowego na maślance. Na świeżych drożdżach wyrabia się to w parę minut, a później rośnie w kwadransik. No, z suchymi pewnie będzie dłużej. W każdym razie przepis zdecydowanie do zapamiętania choćby tylko przez te właściwości ciasta (chyba że ktoś woli długo i mozolnie).

Chlebuś jest z tartym cheddarem w środku, czyli połowa tzw obłożenia kanapki już jest (jeśli ktoś lubi kanapkę np z szynką i serem).
Proporcje na jedną keksówkę, taką średnią.

• 1/2 szklanki (120 ml) podgrzanej maślanki (ma być letnia)
• 1/3 szklanki (80 ml) letniej wody
• paczuszka suchych drożdży instant (od Dr Oetkera, czyli 7 g) albo 25 g świeżych
• 1 łyżka cukru
• 72 g masła, stopionego i lekko przestudzonego
• 1 duże jajo
• 1 łyżeczka soli
• 3/4 łyżeczki czosnku w proszku (jak się można domyślić, pominęłam)
• 375 g mąki (w przepisie chlebowej czyli powiedzmy luksusowej szymanowskiej, polska chlebowa jest za ciężka, ale ja to robię z takiej uniwersalnej)
• 250 g startego cheddara (mam cheddar w mniejszych opakowaniach, więc daję mniej więcej 200 g i nikt nie narzeka)

A na wierzch:

• 30 g stopionego masła
• 2 łyżeczki np. siekanej natki pietruszki (albo innego zielska suszonego/świeżego)
• 1/4 łyżeczki czosnku w proszku (patrz wyżej)

Przygotowanie: ciepła maślanka + ciepła woda + drożdże w proszku + cukier – wymieszać i odstawić na 5 minut. Albo: świeże drożdże pokruszyć, dodać cukier i łyżkę mąki, do tego woda – niech podrosną, wtedy maślankę dodaje się do ciasta luzem (wolę pracować ze świeżymi drożdżami, więc w podgrzewanej maślance topię masło). Następnie połączyć z pozostałymi składnikami, wymieszać łyżką i wyrobić (można w robocie, choć moim zdaniem nie warto go nawet odpalać, tak szybko się to ciasto wyrabia).
Odstawić przykryte w ciepłe miejsce, niech sobie rośnie x 2.

Wyrośnięte uderzyć pięścią (mój ukochany moment) i rozwałkować podsypując mąką - powinien wyjść prostokąt (dokładnie to ma być podobno 23 x 38 cm, ale kto by tam to mierzył). Na wierzchu rozłożyć tarty cheddar (wyjdzie gruba warstwa).

I teraz się zaczynają schody, więc focię podrzucę.
Tak się to robi:

​

Oczywiście nie należy mieć złudzeń, aż tak ślicznie to te połowy rulonu nie będą wyglądały po przecięciu. Ale dość łatwo można to ujarzmić.

Mój sposób na ograniczenie jesieni średniowiecza: pod zwinięty rulonik (przed przecinaniem) podkładam arkusz papieru do pieczenia, później bardzo łatwo można przenieść chlebuś do formy i cheddar nie zwiewa.

Chleb w foremce przykryć i odstawić, niech sobie jeszcze ciut podrośnie.
W międzyczasie piekarnik nagrzewamy do 175 celsjuszy (z termoobiegiem jakieś 160).
Tuż przed wstawieniem do pieca chleb smarujemy roztopionym masłem z dodatkami.

Piecze się to (na złoto) jakieś 45 minut (chyba że z termoobiegiem, wtedy ze 30 max), do suchego patyczka (i głuchego odgłosu po popukaniu od spodu).
Upieczony chleb po jakichś 5 minutach przełożyć na kratkę.

Pieczywko jest pyszne, chrupiąca skórka i miękki środek… a kiedy już całkiem wystygnie, powiedzmy następnego dnia, niegłupim pomysłem jest podgrzanie kromek w mikrofali przez 10 sekund, żeby się cheddar ożywił.
Naprawdę fajna rzecz i nie takie znowu trudne to zaplatanie – więc polecam

 

Oj nie litościwie, chciałabym tu dużo napisać.
Tylko jak można o sałacie, to ile można tym bardziej gdy jest wiele ciekawych tematów o których tu cicho-sza.

 

No sama wiesz jak jest... a oni tam zboże sieją, senne siano się zwozi w sienie otwarte na oścież
Odskocznia od rzeczywistości, fajnie, można się powkurzać, że słabo działa - i od razu się człowiekowi robi lepiej (podobno).
Ale zdarza się taka rzeczywistość, której się nie da przysłonić monitorem, nawet takim wielgachnym.
W każdym razie w moim świecie są rzeczy, których śliczny zagon sałaty nie przykryje.
I dlatego siedzę sobie non stop (jak kiedyś tutaj) na pewnym mega forum, gdzie mogę swobodnie komentować, wyjaśniać różne rzeczy oraz (tak sarkastycznie, jak tylko ja potrafię) kąsać po kostkach i bezlitośnie wyśmiewać rozmaitych średnio kumatych przeciwników politycznych (tak się składa, że po tej drugiej stronie barykady zostali już tylko tacy max średnio kumaci, i to - patrzcie państwo - po obu stronach tej słonej Wielkiej Wody, dziwne).
W każdym razie jedno mogę stwierdzić: zdecydowanie warto znać angielski

A dla siewców mam na pociechę oczywiście Berniego. Razem z Mikołajem czeka na następną Gwiazdkę:

​

 

Zazdroszczę, muszę szybciej uczyć się tego angielskiego.
Też siedzę na forum, tylko nie ma komu wyjaśniać i dyskutować wszyscy myślimy jednolicie.
Ciekawe rzeczy dzieją się na całym świecie.

 

Język forów, tych wolnościowych oczywiście, bywa trudny - bardzo skrótowy, bardzo zmienny. Dotyczy to zwłaszcza angielskiego, który jest językiem netu, czyli jego netowa wersja ewoluuje i zmienia się już od ładnych paru dekad. Myślę, że nauka nauką, ale najbardziej warto po prostu czytać. Ile się da i co się da, byle na necie - a jeśli poważne artykuły, to także i komentarze pod nimi (bo tam będzie ten najświeższy żywy język). Swoją drogą inaczej nie można się nauczyć języka netu - każdy śmiertelnie poważny i przekonany o własnej wyższości nauczyciel tego języka w PL złapałby się za głowę, gdyby sobie poczytał, jak ja piszę. No według polskich podręczników błąd na błędzie.
(To samo zresztą jest z językiem polskim - poprzednie niby to zdanie na przykład ).

Bernie odwiedza cieplejsze okolice, ale na wszelki wypadek pozostaje opatulony:

​

 

To teraz wiem czemu wujaszek ma problemy z tłumaczeniem.
Wiadomo najlepiej czytać i to mi pozwala przypomnieć sobie co wcześniej umiałam w angielskim.

 

Najgorszy ze wszystkich jest język komunikatorów.
Ale to głównie dlatego, że w komunikatorach siedzą dzieci.
Ludzie powyżej 16 mogą się gubić, chyba że podglądają własne dzieci (moje za młode, ech).
Ale do tego to są słowniki oczywiście, ogromne i ciągle aktualizowane
Mnie czasem korci, żeby coś tu machnąć tymi skrótami - ale co będę Władzy deptać po wątrobie bez powodu

A pamięta ktoś takie słynne zdjęcie - w którymś farmerskim evencie parę lat temu wykorzystano w grafice jego przeróbkę, byłam pełna podziwu, bo takie rzeczy rzadko się tu zdarzają. W każdym razie, jak już mowa o Berniem:

​

 

Coś bym napisać chciała ale nie mogę,to tylko przyszłam powiedzieć,że jestem strasznie smutna,rozgoryczona i wściekła... I szkoda,ze w formie nie jestem i muszę w domu siedzieć...

 

Wiem
Ale to dobrze, że nie jesteś w formie (choć dziwnie to brzmi).
Tak oględnie napiszę: są różne sposoby konsolidowania rozpadającego się ugrupowania. Można na przykład spowodować zbiorowy atak wspólnego wroga. Nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg.

W sumie to fakt - nie ma o czym pisać, bo i nie wolno, i chęć do życia człowiek traci.
Więc mam tylko taki skromny prezent dla farmerów, czyli moją własną odpowiedź na memy z Berniem:

​

Jakby kto pytał, ta łysa farma jest moja.

 

A co to tutaj nikt nie pisze? Sobie się nie dziwię,bo rzadko mam coś mądrego do powiedzenia ale,że nikt,nic,od blisko tygodnia??
Se policzyłam,ze jak ja się będę mogła zaszczepić,to w tym trybie mogę nie doczekać Na bank na lato podróże odmrożą i nam wiara wakacyjna przywlecze i ten i inny wirus.A na jesieni "a piać od nowa" walka z pandemią...Nie wiem,nie znam się ale chyba ten Covid,to jakoś dłużej z nami zostanie ...Albo jego potomek i potomek potomka...
Mąż wczoraj wiózł klientkę-wyzdrowiała ale chyba dzięki sobie,bo:"bardzo źle się czuła,więc teleporada-ma pani Covid..Zrobiła test,Covida niet.Następna teleporada,bo nadal bardzo źle się czuje...Doktor:"trzeba z krwi zrobić test,bo może z wymazu nie działa."..No to poszła prywatnie i po blisko tygodniu konsultacji się okazało,że ma zapalenie płuc.... Dobrze,ze dalej się nie teloporadowała,bo by na cmentarzu skończyła... I oto nasza "Służba Zdrowia",za którą co miesiąc nie małą kasę płacimy...Mi z tej niby zaliczkowej emerytury zabierają 105,14 zł,na ubezpieczenie zdrowotne Akurat by było na wizytę prywatną....

 

Gosiu , bo nas tak szczepią jak w BP naprawiają błędy.

 

Ale jakie nadęcie było,co to nie oni,przygotowani... ...Mają,kupią,dadzą,zaszczepią wszystkich... Aż by się chciało 8 gwiazdek wstawić...W BP może błędy naprawią ...

 

Jakoś i tu i tu nie bardzo wierzę w naprawę. Coś z wiekiem chyba związane. Wiare trace .

 

Gosia - wdech, wydech, wdech....
Też jestem zmęczona sytuacją z wirusem I tak, Covid, jak każdy inny wirus już z nami zostanie, a my musimy nauczyć się z nim żyć.
Czy balansowanie na krawędzi to życie ułatwi? Obawiam się, że nie.

 

Wszyscy prace walentynkowe robią a Ty już masz?

 

Juz się naoddychałam-wywaliło mnie z klienta i do tej pory wejść nie mogłam...Czyli:

Ania ma rację chyba
Oki,oki,już zwalniam...

Nie mam Jakoś mi konceptu brak ...Gdzie babci do Walentynek,w tym roku 40 lat po ślubie,to chyba już kazirodztwo raczej a to karane chyba jest...To co tu świętować?