zzizzie

Moja firma kwitnie… no, w każdym razie nieźle funkcjonuje.
Zaglądam tam, a jakże – ale nie przesiaduję godzinami (choć powinnam), bo mój zarządca świetnie sobie radzi.

Kucyki zarabiają na siebie, na końskich emerytów... i lada chwila zaczną się dokładać do psich seniorów, których mamy już ponad 30, na dziś 32, ale jutro dojdą jeszcze dwaj dziadkowie wciśnięci nam na siłę. Większa grupa byłaby niepraktyczna, trzeba by było seniorów dalej dzielić na podgrupy. W tej chwili mamy dwie podgrupy, bo niektóre zwierzaki zwyczajnie nie dogadują się między sobą i nie ma co ich męczyć przymuszaniem do przyjaźni... ani personelu męczyć dodatkowymi obowiązkami typu rozdzielanie dwóch rozjuszonych starszych pań.

Nie przesadzajmy.
Jak powszechnie wiadomo, moja duszyczka jest czarna jak garnitur Crowleya
A tak serio, to zupełnie zwyczajna jestem, tyle że wyszczekana... i nie waham się używać tego straszliwego narzędzia

A z tym to się nie zgadzam, w każdym razie nie tak do końca.
Bo to zakłada prowadzenie jakiejś gry - jestem zadowolona, ale kręcę nosem dla zasady.
Ja tak nie potrafię… i chyba nie byłabym szczęśliwa w jakimkolwiek związku opartym na takich gierkach.
Zazwyczaj mówię to, co myślę i czuję, a jak trzeba nawrzeszczeć, to i nawrzeszczę (choć bardzo rzadko mi się to zdarza)... no, chyba że przestaję mówić w ogóle. Ale to już w sytuacjach wyjątkowych.
W zwykłym codziennym życiu bez oporów, wręcz automatycznie okazuję zadowolenie (oczekując wzajemności, rzecz jasna) - i nie zastanawiam się, czy to jest rozsądne strategicznie.
Bez przesady, nie bawię się w myszkę z żadnym kotkiem, tylko staram się tak żyć w moim stadzie, żeby wszyscy (ze mną włącznie) byli zadowoleni.

***

A tak w ogóle to odbyłam samotny nocny spacerek w górę mapy.
Nie za długi był ten spacerek, Marco dogonił mnie tak mniej więcej na 150. kilometrze, dobrze zna trasę moich samotnych spacerków.

Jak mi zaczął migać światłami w kuper (dopiero zaczynało świtać), pomyślałam, że może policja zapomniała koguta odpalić i (potulne cielę jednak) zjechałam na pobocze.
Taki jakiś zbiedzony, wymęczony i wystraszony mi się wydał ten mój staruszek, aż mi się go żal zrobiło.
No ale na współczuciu to się udanego związku nie buduje, więc usłyszał, co o nim myślę, aż się echo niosło.

Stanęło na tym, że szpitalna cela będzie sobie czekała dowolnie długo (nie pytajcie, jak to możliwe). Niestety nie mogę mojego lekarza poinstruować, żeby trzymał dziób na kłódkę – takie przepisy i zasady, żeby z tym wygrać, musiałabym się rozwieść, a raczej nie planuję.
No więc wszystko zależy od tych nieszczęsnych dwóch sztuk, w tym co najmniej jednego faceta. Mam nadzieję, że okażą się bardziej przyzwoite od juniora, który zanim się urodził, rozrabiał jak pijany zajączek.

A Marco to poczciwiec, troskliwy, uczciwy i solidny, w sumie ideał męża – ale niestety tak nawykły do rządzenia, że czasem mu coś w głowie przeskakuje i aktywuje się ten władca absolutny. No a wtedy nie ma zmiłuj, trzeba udać się na spacerek albo odmówić współpracy w zakresie rozmowy.
Trudno, nikt mi nie obiecywał życia po różach.

***

A przy okazji…
Zauważyłam po sąsiedzku zbiorowe ubolewania nad jakością wujaszkowego translatora.
Ponieważ języki to moja pasja, nie byłabym sobą, gdybym tego nie skomentowała – tyle że mój komentarz wklepię tutaj, bo po sąsiedzku jak dla mnie za wysokie progi.

Każde narzędzie – w tym zwłaszcza translator, w tym zwłaszcza darmowy translator, w tym zwłaszcza darmowy translator, któremu każe się pracować z językami słowiańskimi albo niszowymi (tak sobie tu wspomnę o grupie języków ugrofińskich, brr) – więc każde narzędzie jest tylko tak dobre, jak dobry jest jego użytkownik.
Okrutna prawda... ale prawda.

Tematu nie będę rozwijać, choć mogłabym tak długo… w każdym razie gdybym w czasach, kiedy jeszcze pracowałam, korzystała z guglowego translatora tak bezmyślnie, jak robi się to tutaj, wyleciałabym na zbity ryj z roboty. Przykład w miarę neutralny: nikt z moich ówczesnych polskojęzycznych przełożonych nie dałby sobie wmówić, że jakiś zagraniczny klient prowadzi młyn, w którym produkuje się koce. I tak dalej, i tak dalej…
Na wujaszka są sposoby – ale trzeba je znać. Inaczej cała akcja zmienia się w parodię, a ja zastygam w mojej ukochanej pozycji zwanej facepalm*.

PS. Aha, a z twierdzeniem Zgredzia we wspomnianej rozmowie to polemizowałabym... oj polemizowałabym. Ale co tam, bawcie się sami.

_____
* facepalm (ang.) – typowa reakcja na zdarzenia, zachowania, czynności, opinie... określane (w tzw obszarze języka polskiego) zbiorowym mianem żal.pl

 

Udałaś się na samotny spacerek w środku nocy, a raczej nad ranem?
Marco musi mieć jednak bardzo lekki sen, albo usłyszał silnik wyjeżdżającego autka.
I dobrze, że ten spacer był krótki, załatwiłaś co chciałaś i bardzo dobrze

 

Zawsze jeżdżę w nocy, jeśli chcę być sama.
A Marco zawsze się budzi, jak ja znikam z wyrka - tak już się zaprogramował.
Najpierw szuka w salonie, później na tarasie... no a później to już po zawartości garażu.
Miałam nad nim przewagę max pół godziny, więc bez większego trudu mnie dogonił - nigdzie mi się nie spieszyło zresztą.
W sumie to właśnie o to mi chodziło, chciałam go lekko wypłoszyć.
Bo naprawdę - jakie ja mam sposoby na władcę absolutnego?
Żadnych - przecież nie każę mu za karę spać na kanapie, aż tak kobiecym kobieciątkiem to ja nigdy nie byłam i raczej już nie będę

 

No,okazuje się, że masz sposoby, skuteczne zresztą
Grunt, że podziałały, przynajmniej na jakiś czas

Kobiece kobieciątko....
Śliczne określenie, ale przyznam, że nie znam ani jednej takiej osoby.

 

No mnie się to tak kojarzy, bodajże na podstawie filmów - w ramach kary za przewinienie odbiera się miejsce w wyrku i/lub michę z żarciem.
Że niby to takie największe skarby.
Cóż - nie w moim stylu takie kary... i coś mi się wydaje, że Marco między innymi właśnie za to mnie lubi

 

Nigdy kary wyrka nie robiłam ani cichych dni-38 lat małżeństwa będzie 1 sierpnia...No ale płatkami z róż te lata usłane nie są-trochę tych kolców z róż też było...To chyba normalne? Czy nie? Kiedy trzeba milczę a kiedy trzeba wrzeszczę-on teżO losie,starej daty jestem...Teraz,coś nie pyknie,jakaś większa kłótnia,zupa za mało słona,żona po porodzie już nie taka extra,mąż zapracowany-Rozwód A i w sądzie jakoś się o rodziny nie starają-jedna sprawa i finito A dzieci?Mają mamę i Tatę dochodzącego albo vice versa..Nie mówię tu o skrajnych przypadkach....Za 12 lat,jak dożyję, dadzą mi medal I kryształ-jak moim rodzicom

 

Ojej, to za wysługę lat kryształ dają...?
Kurcze nie wiedziałam
Ale i tak szans na kryształ nie mam, ech

Ja z zasady nie wrzeszczę, bo tak naprawdę nie walczę - z nikim, nawet z psem
Na niczym szczególnym mi nie zależy, nikogo wychowywać nie zamierzam, spokojnie mogę ustąpić, jeśli ktoś się uprze... nie muszę zawsze postawić na swoim.
Zresztą ten mój Marco taki pokojowo usposobiony na ogół, jak tu na takiego wrzeszczeć.

W sumie to się na niego wydarłam dwa razy w ciągu tych mniej więcej trzech lat - teraz, kiedy mnie dopadł na tym spacerku (fajnie się wrzeszczy na pustej szosie), a po raz pierwszy to wtedy, kiedy mi kazał szukać następnego męża (bo sam właśnie się zbierał umierać). Brzmi to humorystycznie, ale naprawdę nie było wesoło... no i sobie wymyślił, że musi mi zapewnić przyszłość u boku (innego) kochającego faceta. Oj, wtedy to się solidnie wydarłam, nerwowa byłam, bo się tak wszystko skumulowało w jednym czasie.

Aha, twój jasiek nr 2 już siedzi w moim pasku

 

Ja potencjalnie mam szansę na ten kryształ A ten jasiek,to niech może siedzi u ciebie,bo jak znam życie,to go zaraz szybciutko na coś wymienię i jak potrzeba będzie,to znowu nie będę miała No i dzięki

 

A jak wymienisz to nie dam
Poczekam, może rozbudują drzewo i wtedy dam
W każdym razie jasiu już siedzi w moim pasku, taki szpetny, że aż przykro spojrzeć (więc nie patrzę)

***

Dziś i jutro znowu mam na karku wnuczęta - to już naprawdę przesada, ale wnuczęta to kochają, ech.
Zawsze mnie dzieci lubiły... w sumie to szkoda, że bez wzajemności

Więc upiekliśmy już ciasteczka, takie nowe, a teraz zabieramy się za Czarne Pupki (przepraszam, ale tak się nazywają, Black Bottoms), czyli bardzo czekoladowe cupcakes (odmiana muffins, też obce słowo ale co tam) z sernikowym wnętrzem, o takie:

​

Pieczemy, bo pomagają mi obaj moi panowie: bardzo przejęty junior, który wykazał się ogromną gorliwością podczas posypywania ciasteczek cukrem i teraz ciągle nam coś trzeszczy pod nogami, a Gordon chodzi i wylizuje, choć nie powinien (w jego wieku słodycze są niewskazane), oraz skruszony Marco cały w uśmiechach (boi się, i dobrze), który głównie też wylizuje, tyle dobrego, że miski, a nie podłogę (czy w jego wieku to wskazane, nie wnikam).
Ech, jak ja kochałam moją warszawską kuchnię, niewielką, ale za to pustą

 

Uważam,że jaśkowi w twoim pasku całkiem dobrze będzie,więc niech tam sobie czeka Co do wypieków,to się nie wypowiadam,bo raz-piekarnika nie mam ,dwa-piec nie umiem,trzy-mało kiedy na słodkie mam apetyt Pewnie dlatego ważę 52 kg i przytyć nie mogę... I z innej beczki-odważyłam się-bo nie potrzebnie filmik w necie obejrzałam-i zgłosiłam się do szpitala na operację żylaków.14 październik.Jak się po tym terminie nie odezwę,to znaczy,że umarłam... Głównie chyba ze strachu,bo to ponoć zabieg już jest...I takie tam-w Toruniu bym 2 lata czekała a w pobliskim szpitalu,25 km dalej-Powiatowym-2 miesiące-na czym to polega?

 

Piekarnika nie masz...?
No, to można powiedzieć, że dość radykalnie nie umiesz/nie lubisz piec
Ale piec można też niesłodkie

Ja też chudzinka i jeśli cokolwiek to raczej chudnę, niż tyję - ale to jest bardzo zdrowe, więc nie narzekam.

Żylaki - jasne, że trzeba się tego pozbyć, wyglądają tak średnio i nóg pokazywać nie można (a jak ty chuda, to nic tylko nogami machać przed światem, grubsze [ciach] trafi).
Nie znałam nikogo z żylakami (czy może raczej nikt się nie chwalił, że ma) - ale słyszałam, że to naprawdę leciutki zabieg jest.
No ale...
... na wszelki wypadek się przypomnij przed tym 14 października, kciuki będziemy trzymać

A dlaczego w powiatowym się krócej czeka, to Bóg jeden wiedzieć raczy... hmm, a sprawdzałaś na necie, jakie opinie ma ten powiatowy...?
Bo wiesz, nie chcę cię straszyć, ale może to jakaś rzeźnia jest


Nieregulaminowe słówko usunąłem.
SMOD_Casino

 

No właśnie nie żadna rzeźnia-synowa tam miała operację usunięcia tarczycy-i lekarze super i po operacji zero powikłań...A to poważna operacja była,nie moje żylaki...Przypomnę się na pewno przed terminem Chociaż pewnie przed też,bo nigdy żadnej operacji nie miałam i mam "pełne gacie"

 

Będzie dobrze, kozik też dla ludzi i może nawet doktor będzie w miarę trzeźwy

***

Inwokacja do Szeryfa:
Szeryfie, litości, to słowo też nieregulaminowe...?!
Nosh kurczesh bladesh, to co nam zostaje?
"grube będą zazdrościły"...?

Nie mam zastrzeżeń do twojej pracy i na skargę nie polecę, ale to słowo to po niemiecku znaczy "uderzenie", no od biedy "porażenie". Co w tym złego?!

 

Terminy w szpitalach zależą w dużej mierze od ilości tak zwanych ostrych dyżurów.Każdy szpital dostaje na rok na daną ilość operacji zabiegów,mając ostre dyżury ilość planowanych zmniejsza się i co za tym idzie terminy wydłużają się.Żylaki to teraz faktycznie pestka moment i jesteś z powrotem w domu nawet nie zauważysz że w szpitalu byłaś.

 

O kurcze, fakt.
Na to bym nie wpadła.
Tak na logikę szpital dyżurujący na okrągło powinien mieć odpowiednio większe zaplecze (czyli znacznie większy blok operacyjny, więcej sprzętu i personelu)...
… no ale wiem, że polski NFZ kieruje się swoją własną logiką (której zwykły pacjent, jako istota podrzędnego gatunku, nie jest w stanie pojąć).

***

Jedyną zaletą dużej gromady dzieci jest to, że kiedy te dzieci wreszcie pójdą spać, człowiek czuje się jak w niebie.
Posiedzieliśmy sobie z chłopiną na tarasie znacznie dłużej niż zwykle, rozkoszując się tą chwilowo odzyskaną wolnością.

No nic, byle do wieczora, wieczorem zostanie nam już tylko junior (no i niania wróci z wolnego weekendu).
A do tego dzisiejszy obiad to będzie ukochany przez wszystkich Chicken Dinner czyli dużo pieczonego kurczaka prosto z najlepszej okolicznej knajpy oferującej takie atrakcje, więc dziś mam zamiar się obijać (choć obiad wczorajszy przyrządziłam – na specjalne zamówienie tej naszej szarańczy – przy wydatnej pomocy wnuczki, więc też nie mam specjalnych powodów do narzekania).

***

A jutro może się wreszcie okaże, czy druga z dwóch sztuk to też facet, czy może panienka.
Oby panienka, byłoby z głowy i Marco przestałby marudzić

 

Też bym nie wiedziała ale jako stały gość w placówkach zdrowia to się naprawdę dużo można dowiedzieć.
Z tego co napisałaś to nieżle muszą wam dawać w kość te dzieciaczki.Współczuje tym nauczycielkom w przedszkolu,jak ma tak 8h zajmować się około 20 szkrabami.
Oby była parka.

 

Proszę pomóżcie. Kupiłam rząd UROKI WĘDKOWANIA, a nie widzę tego na pnączu, by dokupić prawidłowe itiemy.

 

Spróbuj cofnąć się na poprzednie strony , masz też wyszukiwarkę pnącz - lupa na górze pnącza

 

Na jakąś konkretną bo jest 65st, z czego jak widzę to połowa nie na temat.

 

kliknij na lupę koło kombajnu, lewy górny róg i wpisz nazwę pnącza
strony każdy ma inne w zależności od posiadanych pnącz, np. ja mam 111 stron