zzizzie

Temat na forum 'Archiwum - pozostałe działy' rozpoczęty przez użytkownika zzizzie, 27 października 2018.

Drogi Forumowiczu,

jeśli chcesz brać aktywny udział w rozmowach lub otworzyć własny wątek na tym forum, to musisz przejść na nie z Twojego konta w grze. Jeśli go jeszcze nie masz, to musisz najpierw je założyć. Bardzo cieszymy na Twoje następne odwiedziny na naszym forum. „Przejdź do gry“
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.
  1. gosiagosia60

    gosiagosia60 Chodząca legenda forum

    Czytam te kilka stron i ryczę.Strasznie się cieszę,ze spotkałam tu Olgę i mogę ja jeszcze raz przeprosić za swoje bezmyślne posty kiedyś...Zuza,samotność wśród ludzi wynika ze strachu-przed chorobą,przed niepełnosprawnością,przed tym,żeby ludziom większej krzywdy nie zrobić,niż mają-wiem z doświadczenia-z Mamą na raka chorą,z Tatą,któremu się w głowie mieszało...Nawet kiedyś usłyszałam,żeby Mamie buzi nie dawać,bo się rakiem zarażę...-.- O empatii piszecie...Hm...Mąż jest taksówkarzem,miał wezwanie pod adres,z którego wyszła chudziutka starowinka i poprosiła,żeby męża do auta pomógł doprowadzić.Pan ledwo żywy,ledwo chodzący,na opatrunek do szpitala miał jechać.No więc pojechali...Na miejscu się okazało,że się spóźnili pół godziny,czego im PANI pielęgniarka nie omieszkała gromkim głosem uświadomić -.- Mąż zaprawiony przeze mnie w bojach przychodnio/szpitalnych,wymógł w końcu zmianę tego opatrunku...Empatia?Bzdura...Nie ma teraz tego czegoś-zdrowi się boją,że na nich "przejdzie"choroba a chorzy,jeśli nie mają w sobie odrobiny "chamstwa"albo nie wyparzonej gęby,są skazani na takie PANIE pielęgniarki...-.- Tylko jeden oddział z choroby Mamy wspaniale wspominam-Medycynę nuklearną w Toruniu-tam chyba same anioły do pracy przyjęli...:inlove: I jeszcze do Olgi-dowiedz się,czy w Twoim przypadku,medycyna nuklearna by nie pomogła...Na pewno na ból pomaga a to już dużo...
     
    Ostatnie edytowanie: 10 czerwca 2019
  2. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    No fakt, smutno się zrobiło.
    Każdy ma jakieś takie koszmarne doświadczenia schowane głęboko po tych zakamarkach pamięci, żeby jak najrzadziej do nich wracać… a takie rozmowy jak ta budzą te demony przeszłości.

    Może to i błąd, że sobie tu rozmawiamy o takich sprawach wśród radosnych zagonów sałaty – ale z drugiej strony, skoro już i tak tu jesteśmy, z rozmaitych powodów zresztą, to możemy zająć się także czymś bardziej sensownym od podliczania wypadajek.
    Są inne fora (patrz moja sygna xD), ale tu mamy zapewnioną ochronę i przed hejtem, i przed najazdami… w sumie tak dość komfortowo się gada, sałata szumi na wietrze... hmm, no może to jednak nie sałata, sałata chyba nie szumi.

    Wracając do tematu (sałata miała na celu lekkie poluzowanie napięcia), pisałam już kiedyś, że moje własne doświadczenia akurat z pielęgniarkami są najlepsze z najlepszych. Mam ogromny szacunek dla przedstawicielek tego zawodu… ale oczywiście wiem, że nie wszystkie są idealne. A do tego taka sprawa: w sytuacji niepewności, lęku, cierpienia znacznie boleśniej odczuwamy czyjąś obojętność czy niedostatki życzliwości (tak mi się w każdym razie wydaje). No i oczekujemy, że w takiej sytuacji zajmie się nami osobiście sama Florence Nightingale (wyguglujcie ją sobie) - a tymczasem mamy do czynienia z przemęczonym personelem marzącym o chwili odpoczynku.
    Więc pielęgniarek to ja będę bronić zawsze i wszędzie, choć zdaję sobie sprawę, że moje prywatne doświadczenia to trochę za mało jak na solidną obronę.

    Z drugiej strony (ech ta druga strona), kiedy czytam o tej chudziutkiej starowince z mężem potrzebującym zmiany opatrunku, to mi się serce kraje... podobnie zresztą, jak przy lekturze twoich i nie tylko twoich wspomnień o rodzicach i przeżyciach z nimi związanych.

    I jeszcze o tym lęku przed chorobą – to jest chyba coś instynktownego, co człowiek nie zawsze potrafi kontrolować, choćby nawet tak teoretycznie wiedział, że naprawdę nie wszystko jest zakaźne albo genetycznie uwarunkowane.
    Więc – w pewnym sensie rozumiem.
    Ech, wygląda na to, że jak się chwilkę zastanowię, to zaczynam rozumieć wszystkich.
    To dość niepokojące chyba.
     
  3. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Zuza bo zaczynasz jak ja "za dużo rozumieć" nie idź w stronę światła ;) bo tyłek potem boli trochę jak się tak rozumie ;)
    Mam w rodzinie pielęgniarki - trudna praca i fizycznie i psychicznie wykańcza ale
    Jak się taki zawód wybrało to trzeba się liczyć z tym wszystkim co do zawodu należy a nawet z rzeczami w każdym zawodzie niezbędnymi- zwykłą ludzką uprzejmością :) od tego ni zmęczenie ni fochy bo małżon wkurzył nie zwalniają (no dobra, każdy czasem ma zły dzień)- tylko są panny z wiecznym fochem i te dość łatwo rozpoznać, po kiego uparcie tam pracują jeśli tego zawodu tak nienawidzą?

    Tak poza tematem - Zuza przytargaj coś ze swoich wypieków bo tu po krzakach łażą - może ciacho z zarośli wyciągnie co? ;)
    ps.
    Jak dobrze, że ja uwielbiam to co robię - nawet korpo dam radę ;) te tam gale też wytrzymam ... lubię z ludźmi pracować :)
     
  4. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    No niby tak - teoretycznie.
    Tzn jak się wybrało taki zawód, to chyba jednak z jakąś tam świadomością tego, co się w tym zawodzie dzieje.
    Ale klienci (tego, pacjenci) oczekują anielskości zapominając, że pielęgniarka to jednak też człowiek... do tego często na wejściu są już negatywnie nastawieni... rozdrażnieni i roszczeniowi...
    ... taa, ale w sumie chodzi przecież o rzecz dla nich najważniejszą, czyli ich własne życie i zdrowie...
    ... no kurcze tak można w nieskończoność, huśtawka za/przeciw.

    No co ty, ciachem mam tych z krzaków częstować...?!
    A bo ja wiem, kto tam łazi, jak byłam mała, zakazano mi zaglądać we wszelkie krzaki, bo tam często przesiadywał taki znany w okolicy pan, który miał sporo do pokazania małym dziewczynkom.
    Do dziś mi się krzaki z tym panem kojarzą 8)xD
    Panu bym ciacha nie dała, a mowy nawet nie ma xD
    Jak ktoś przyjdzie, zagada, to inna sprawa - przepisem się podzielę, focie ciacha jako urozmaicenie to nie moja specjalność xD


    Ty to kiedy w końcu ta twoja gala na platformach...?
    Bo mnie się wydawało, że już była i ciągle zapominałam spytać,czy wytrzymałyście we dwie w przebraniu xD
     
  5. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Już po :) w nieco mniejszej skali ale owszem zapodałyśmy ja spodnie z dzwonnicy a kumpela kieckę gaciowo cekinową :)
    Uścisk prezesa był - nawet mało zużyty bo pierwsi wychodziliśmy na tzw scenę
    Niestety "Gwiazda" kompletnie nie z mojej rockowo jazzowej bajki a koło regge to nawet na półce nie stała więc ten....
     
  6. pietruchin48

    pietruchin48 Chodząca legenda forum

    Samotność to ucieczka .
    Samotność to lęk .
    Samotność to ból.
    Samotność to wyspa bezludna w centrum miasta .
    Samotność to wytchnienie .
    Samotność to odtrącenie .
    Samotność to inność .
    Samotność to szczęście .
    Samotność to jeszcze wiele pojęć ,zachowań , sytuacji .
    Od zenitu do nadiru , od edenu do piekła , od euforii do depresji .
    Wszędzie jest dla niej miejsce i nie ma ostatecznej definicji .
    Najtrudniejsza ta o której napisała Tigre ? Może dla mnie bo tak bardzo poznałem jej oblicze . Nie do opowiedzenia gdy zostajesz sam pośród rodziny czy tak zwanych przyjaciół skazany na chorobę bliskiej najbliższej czasem osoby . Nieodgadniony mózg chorej odchodzi . Mimo walki zanika z każdym dniem . Zmienia jej zachowanie . Z ukochanej , ciepłej , mądrej i dobrej istoty staje się potworem . Ci którzy sa daleko oswajają się z tym szybko , ci którzy widzą każdą minutę cierpią . Chory traci świadomość własnej choroby "zdrowy" musi udzwignąć coraz więcej choruje coraz bardziej . Coraz bardziej samotny . Rodzina, przyjaciele odchodzą . Nie pomaga tzw państwo bo na to nie ma lekarstwa. Mało tego to tzw państwo wymusza opiekę nie dając zadnego wsparcia . Samotny , bezradny , bezsilny masz dość . Czasem milion razy dziennie . Szukasz . Ale gdy przyjdzie co do czego walisz się sam po twarzy , oblewasz wiadrem lodowatej wody . Oddasz matkę , ojca , brata , siostrę?. Było tak blisko a sam od poczatku skazujesz się na gehennę . To ten nasz mózg nieodgadniony . Czasem irracjonalny czasem błyskotliwy , genialny ,czasem tak bardzo prosty jak mój z tą malutką szara komorką zaganianą z zakamarka w zakamarek:)
    Czekasz . Ta choroba ma tylko jedno zakończenie . Trwasz , coraz bardziej obojetny , wyobcowany , oswojony przez zło . Ulga gdy nadchodzi koniec choroby . Potężna ulga i ....... Ogromne wyrzuty sumienia ....... Bo mogłem byc silniejszy niż byłem , bo watpiłem , bo mogłem zrobić cos więcej mimo iż chory wcale tego nie oczekiwał .
    Ale przecież samotność może byc piękna :)
    Można o niej marzyć , tęsknić za nią ,byc szczęśliwym ze spotkania z nią :)
    Czasem potrzebuje jej każdy z nas chyba ?
    Ja całkiem często .
    O takiej fajnej samotności też opowiedzcie :)
     
  7. agniecha$

    agniecha$ Chodząca legenda forum

    No czyli jestem ''potworem ''

    po ilu miesiącach latach życia z osobą poszkodowaną walczącą o każdy dzień
    osób mocno kochających zaangażowanych pomagających ile sił i tych '' uff ''
    traci chęć i wiarę (może nawet szybciej niż poszkodowany )
    i zaczyna się irytować i złościć a nawet przychodzą głupie myśli

    nie łatwo komuś zrezygnować z własnego życia i poświęcić własną rodzinę dla drugiej osoby
    no a jeśli nawet to na jak długo

    wyjesz wyje ta druga osoba
    jak dla nich po latach ma znaczenie dobrze że nic się nie stało '' ?

    dość często rodzina czy dodatkowo osoby obce potrafią zaszczuć zatruć dobre relacje osoby pomagającej wobec poszkodowanej
    jak i odwrotnie

    i tak jest wielu przypadkach tylko dopóki nas to nie dotyczy tego nie znamy nie widzimy

    Kiedyś nie rozumiałam osób które po nieszczęściach
    wyprowadzały się ze swoich własnych domów
    zostawiając niekiedy najbliższą rodzinę pracę czy firmę
    do dalekiej dużej miejscowości by zacząć żyć od nowa
    nie rozumiałam czym się kierowały dlaczego i po co
    wszak nie łatwo jest się tak przystosować nie dość że do nowego to w nowej życiowej drodze

    teraz wiem i rozumiem
    i podziwiam

    Nie to nie do końca tak
    to że ktoś kiedyś nie miało nie ma teraz znaczenia
    zawsze podchodzę życzliwe do każdej osoby
    już taka jestem
    bo jak ja będę miła życzliwa przyjazna to druga osoba odwzajemni tym samym
    a że nie odwzajemnia to nie może być moja wina
    no chyba że wina moja zawsze była a tego nie widziałam albo nie chciałam widzieć

    ale są i były osoby sympatyczne miłe i pomocne
    czasem myślimy że ta '' i wymieniamy według naszych kryteriów przyjacielskich ''osoba to pierwsza się odezwie bo jakże inaczej
    a okazuje się że mylimy się i to bardzo
    i odwiedza nas i rozumie nas , ktoś kogo najmniej byśmy się spodziewali

    i myślę że dla osoby poszkodowanej chorej czy samotnej
    jest to nowa inna sytuacja zaskakująca ale też miła serdeczna wzruszająca
    i możliwe że wiele zmienia w życiu tych osób

    ryczymy w poduszkę ze złości żalu zawodu
    ale dzięki właśnie tym osobom które były na końcu naszej listy albo nawet i się tam nie zmieściły
    dzięki nim i serdecznym nastawieniem
    nabieramy pewności siły i chęci
    ale też wiele się w naszej hierarchii życia zmienia

    Potrafię tak myślę
    odróżnić kiedy taktownie a kiedy złośliwie ktoś warczy

    i ze względu na szacunek do drugiej osoby
    no i czasem bo jest ważna dla mnie
    nie powiem czegoś niepochlebnego byle tej osoby nie urazić nie sprawić przykrości

    potem jeszcze gorzej bym się czuła

    a bo ja wiem czy oczekuje się więcej
    raczej tyle ile sami byśmy chcieli otrzymać będąc w podobnej sytuacji

    cytując
    Nie łatwo
    bo nie znamy tej sytuacji
    nie rozumiemy póki się w niej nie znajdziemy

    syty nie zrozumie głodnego
    ktoś kto ma pełną rodzinę nie zrozumie bólu straty najbliższych osób
    pełnosprawny nie zrozumie z czym zmaga się niepełnosprawny
    itp

    można próbować się wczuć
    ale nigdy te odczucia nie będą prawdziwym odzwierciedleniem tego co oni przeżyli przeżywają dalej

    Temat starszych ,kalekich , niepełnosprawnych czyli słabszych
    ustępujemy miejsca bo tak nakazują normy wychowanie czy nasz charakter bo chcemy
    albo względy bezpieczeństwa o tą osobą

    to czemu nie podpiąć pod to historię przytoczoną przez MOD_Zła

    ta drewniana łyżka
    może właśnie dla bezpieczeństwa dali dziadkowi taką , by sobie nie zrobił krzywdy

    może mu łatwiej było utrzymać w rękach bo większa lekka
    może z miski lepiej się nabierało niż z płytkiego talerza


    ale to zależy od przekazu
    w tej historii zaznaczono że porcelany szkła szkoda bo się zbije

    a jak bym zmieniła i było :
    dziadek ze względu na starość i częściowy paraliż jednej strony ciała miał ograniczone ruchy
    staraliśmy się aby dobrze się z nami czuł i paraliż nie był tak dotkliwy

    szklanki i kubki talerze tak w każdym domu
    jakiś czas próbował ''walczyć '' ze szklanką a nawet kubkiem
    ale
    wybrał sam dobrowolne metalowy duży garnuszek taki emaliowany
    do herbaty czy wody do leków
    bo wygodniej mu się łapało za ucho
    i był lekki i większy
    tak samo wolał łyżkę do drugiego dnia niż widelec

    były co odwiedziny dalszej czy bliższej rodziny złośliwe komentarze
    no bo jak to goście zastawa porcelanowa a osoba starsza
    senior rodziny a taki kubek a raczej garnuszek

    wartości pieniądza i materialne były ważne w tamtej historii i dlatego inaczej ją odbieramy
    mamy złe zdanie o tej rodzinie bo dziadek a nie jego odczucia się nie liczył
    nie był dla nich ważny

    Pamiętacie bajkę no
    taki jeden nosił torebkę
    afera wyszła
    ale to nie dzieci widzą w tym coś złego
    to dorosły znajduje byle znaleźć

    dla moich dzieci gdy się spytałam o te torebkę
    to było zwyczajny przedmiot by mieć gdzie dać swoje kanapki na śniadanie
    a że chłopiec i damską i koloru czerwonego to nie miało znaczenia
    dzieci nie myślą takimi kategoriami możliwe że nawet nie dostrzegały w tym czegoś złego odmiennego

    tak dawna bajka z mchu i paproci
    ja zawsze tłumaczyłam że to bracia i jedno łóżko bo ciasno mieli tej chatce
    nie dlatego że inna orientacja czy bo biedni
    tak swojsko tłumaczyłam ale nie zawsze jest łatwo znaleźć dobre wytłumaczenie

    a teraz te bajki eh nie wiem co widzę patrząc

    Jeszcze sprawa autobusu
    czy przywileju niepełnosprawnych
    matka z dzieckiem 6 letnim obie siedzą a jakże

    powinny ustąpić miejsca osobie starszej
    no bo się inaczej nie widzi

    ta matka z dzieckiem chorym na
    siedziała nie tak dawno około 4 godzin na kontrolnej wizycie u neurologa
    pełna izba przyjęć

    matce latają myśli w głowie
    jak w domu
    musiała zostawić 3 młodszych
    czy się nic nie dzieje czy okien nie otworzyły
    czy woda nie odkręcona

    czy już policja tam nie się nie dobija i co powiedzą sąsiedzi że znowu zostawiła same
    wszak najmłodsze ma 3 lata

    w dodatku na wizycie wyjątkowy trudny dzień
    dużo dzieci
    kolejka jakby wcale się nie posuwała na przód
    dzieciak ciągle pyta dlaczego musi tu być
    ciągle coś marudzi nie usiedzi w miejscu
    co chwilę coś woła coś chce
    wszak nigdy nie usiedziało ale akurat wtedy dobija ta nadpobudliwość najbardziej

    wyczuwa że coś nie tak

    stara się rozmawiać zabawiać ale nijak to nie wychodzi
    pojawiają się myśli o domu
    i zawsze czy coś złego się nie dzieje
    a do domu trzeba zdążyć dojechać i to dwoma autobusami

    wsiadając do autobusu wyczerpana psychicznie zdołowana nie najlepszymi wynikami dziecka
    wraca
    i to że znalazło się miejsce siedzące nie cieszy wcale
    tak mechanicznie byle usadzić dzieciaka i mieć święty spokój przynajmniej na czas jazdy
    by zebrać myśli

    niestety
    ktoś niemiłymi słowami zwraca uwagę o miejsce
    nie chce nie ma ochoty ustąpić
    nie dziś
    mimo że wie że powinna

    zła jest ale i bezsilna i z żalem jednak ustępuje
    nie ma przywileju
    musi stać

    przesiadka na inny
    nawet nie patrzy czy są wolne miejsca
    zaciska zęby i jedzie stojąc mimo wyraźnego sprzeciwu dziecka

    Wszystko winne wszystkiemu

    stara babcia dziadek i wieś wielka rodzina samotność
    tłumaczysz się brakiem czasu
    pracą
    brakiem dojazdu
    tłumaczysz się
    by poczucie winy mniej gryzło
    wobec tych osób czyli naszych dziadków to przykre i smutne

    a potem jest za późno

    nagła choroba młoda osoba w średnim wieku
    wcześniej osoba towarzyska pełna chata ludzi
    gościnna zawsze
    zły los
    choroba szpital
    odwiedziny i widać że jest inaczej

    chcemy odwiedzać ale boimy się odpowiedzialności
    a jak coś się stanie akurat w czasie naszej wizyty i nie będziemy umieli pomóc
    a czy ona sobie życzy naszych odwiedzin
    i czy to normalne i dobrze widziane jak wcześniej rzadko się przychodziło
    a w czasie choroby wpadamy codziennie no ogólnie częściej

    w mojej rodzinie akurat
    osoba taka jak zaczęli się zjeżdżać
    powiedziała że wie że źle z nią i niedługo się pożegna

    niby głupie każdy wtedy oponował że brednie opowiada
    wtedy ona smutna
    przez tyle lat co żyję nikt tyle mnie nie odwiedzał co przez ten jeden rok

    tak utorowała sobie samotność ale też może była zawsze samotna
    bo że pełno w koło ludzi nawet tych kochających nie zawsze znaczy że nie jest się osobą samotną

    to że ktoś jest samotny widzimy oczami bo jest sam
    a nie widzimy sercem gdy sam nie jest a jednak samotny zawsze był jest
    i do tego dochodzi pytanie
    czy ta samotność jest dobra czy zła


    gdy byłam dzieckiem czy nastolatką
    samotność była moim wyborem
    było mi tak łatwiej
    moja nieśmiałość nie radziłam sobie z tym i wolałam jakoś tak z boku grupy
    i wcale przez to nie czułam się źle z tą samotnością
    była mi nawet na rękę

    ale im człowiek starszy
    to już inaczej widzi czuje
    i zaczyna ta samotność którą się uwielbiało
    dręczyć i męczyć
     
  8. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Padam na nos, ostatnio często tak padam i nos mam nieźle poobijany.
    Ale waszych postów nie da się skomentować tak zdawkowo, trzeba posiedzieć, pomyśleć.
    Na szczęście (w sumie to bo ja wiem, czy na szczęście) jak już padnę na ten nos, to później w miarę szybko wstaję, ech.
    No to jak wstanę, to posiedzę i pomyślę - może dam radę napisać coś dorównującego tym postom.
    A tak w ogóle to dzięki, ludzie - po to wymyślono instytucję forum, jak dobrze, że niektórzy jeszcze o tym nie zapomnieli :)
     
  9. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Naprawdę się nie gniewam.Wtedy byłam trochę zła ale na siebie mogłam zajrzeć do słownika i zobaczyć jak napisać byłam leniwa, więc dostałam nauczkę.Decydując się tu napisać,chciałam by czytający przystanąl w bładzeniu zastanowił się co jest w życiu najważniejsze pogoń za pracą pieniędzmi,czy rodzina najbliszy i nawet ten niepełnosprawny,niedołęzny staruszek staruszka, kobieta w ciąży i inne osoby z dolegliwściami.
    Nie chciałam by ktoś (ryczał),łezka w oku tak.
    Błądzenie to ludzka rzecz, należy jednak przystanąć i znaleść wyjście.
    Chciałabym byś odpowiedziała szczerze czy nie pomogło i ulżyło ci czytając to co zostało tu napisane.
    Co do pielęgniarek to nie zgodzę się z tobą może 1 na 1000 taka się znajdzie.Pmiętam pierwsze przebudzenie w szpitalu i ciepły miły głos dodający otuchy głaskanie po głowie dopóki nie zasnęłam.Po czasie zrozumiałam jakie to było piękne.Leżałam w szpitalu dwa i pół miesiąca i to pielęgniarki były przy mnie i na każde wezwanie,lekarzy widziałam na obchodach i jak planowali we mnie podłubać.Dziękuje wszystkim pielęgniarkom, jesteście wspaniałe może w szpitalu nie doceniamy was ale póżniej jesteśmy wam wdzięczni.
    Jeśli chodzi o medycyna nuklearna mi nie pomoże.
    Na (szczęście)uraz kręgosłupa ograniczył czucie a nie możliwośćporuszania się.
    Cechy asymetrycznej-polineuropati czuciowo ruchowej aksonalno-demielinizacyjnej mam stanie krytycznym.
    Zuza teraz niepokoi cię zaczynanie rozumienia innych,z czasem zobaczysz że potrafi to być fajne i miłe.
    Zastanawia mnie ile osób tu weszło i czytało.Jednego jestem pewna ludzie którzy czytali co tu zostało napisane zaczną inaczej patrzeć na życie.
     
  10. kropelka04

    kropelka04 Generał forum


    hej.
    aga, piotrze - dziekuje wam bardzo, bardzo za wasze slowa. oddaliscie dokladnie to co przezylam (czasami przezywam), czulam/czuje. podpisuje sie po waszymi postami rekam, nogami i czym tylko moge...
    nie zawsze moge przelac na papier/klawiature to co mam w glowie, sercu, bo rece nie do konca chca wspolpracowac z gonitwa mysli. a mysli czesto jest tyle i tak chaotycznych, ze mozg (te wykorzystywane i nie wykorzystywane obszary, czy nawet te juz (po)tworzone sie obejscia ;)) nie nadaza poukladac, posegregowac, na tyle, zeby odbiorca dobrze zrozumial.
    tematow trudnych, do ktorych jest wiele podejsc i wytlumaczen jest nieskonczena ilosc. praktycznie kazdy czlowiek jest ksiega, ktora moznaby czytac z zapartym tchem, nie raz ocierajac lze, albo smiejac sie radosnie.

    zuza i wszyscy, ktorzy sie angazujecie w te dyskusje o trudnych sprawach, dziekuje bardzo :) to wazne, a czesto bagatelizowane, albo spychane na margines.

    nawet wsrod zagonow wirtualnej salaty czy marchewki sa ludzie, ktorzy przezywaja wlasne/rodzinne traumy, tragedie i zostaja z tym sami, a tymczasem okazuje sie, ze nie do konca sami, bo gdzies, za wirtualnym plotem, w zabloconych wirtualnych gumowcach lub na kombajnie:p, z podobnymi problemami zmaga sie znany farmer, ale nie znany czlowiek, ktoremu w realu nie poswieciloby sie chwili (no bo skad wiadomo co kogo trapi).
    a tu rozumiemy, jednoczymy sie, spedzamy wspolnie czas; kazdy kazdemu potrzebujacemu oddaje czastke siebie (chociazby przez napisanie posta, ktory przeczyta zainteresowana osoba) - to potrzebne i piekne. taka farmerska empatia :)
    jeszcze raz dziekuje wam wszystkim:inlove:
     
  11. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Czytając końcówkę twojego postu w moich oczach pojawiły się łzy , nie były to łzy smutku tylko szczęścia.Jak mi tego było potrzeba to nie potrafię napisać.Mam nadzieję że więcej osób zacznie włączać się do tej trudnej i ciężkiej dyskusji. Wyjdą z tych zagonów sałaty i krzaków.
    Nie bójcie się Zuzki,naprawdę ona jest wspaniała tylko ukrywa to pod grubym pancerzem.
     
  12. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Tak sobie myślę, że nas tu takich poharatanych przez los, smutnych, cierpiących i samotnych (wśród ludzi albo tak fizycznie w czterech ścianach) jest sporo.

    Sama trafiłam na farmę w podobnym stanie i nie powiem, pomogło mi to forum - głównie dzięki temu, że nikt mnie tu nie znał, nikt nie wiedział, jaka ze mnie psychiczna ruina, mogłam się wygłupiać (zawsze się wygłupiam wśród obcych, kiedy jest mi źle)… i jednocześnie jakoś pomalutku łapać realną równowagę.

    Jestem zaprawiona w bojach, bo mój szanowny los nie pierwszy raz mi tak przydzwonił (choć mam nieśmiałą nadzieję, że to był już ostatni raz na dłuuugo), więc budowę szałasu na zgliszczach poprzedniego świata mam w małym palcu, jak Robinson Crusoe nie przymierzając.

    Ale nie każdy pobierał już nauki z tej budowy szałasu…
    … więc myślę, że taki zakątek między sałatą a marchewką, gdzie czasem można się pośmiać, ale czasem też i wyżalić, dowiedzieć się czegoś autentycznego o innych (i przy okazji o sobie też), porównać ich losy z własnymi, może wpaść na jakiś fajny pomysł dla siebie - a to wszystko tak totalnie bez obciążeń czy zobowiązań, bo przecież się nie znamy - no więc taki zakątek to miejsce bardzo potrzebne i praktyczne zwłaszcza w takiej grze, jak farma.
    W sumie w każdej grze, choć z klientelą niektórych gier to raczej byśmy się nie dogadali ;)

    ***

    Kurcze no nie umiem.
    Nie potrafię skomentować tak kawałek po kawałku tych smutno-pięknych esejów o samotności, o życiu.
    Bo cóż tu można dodać – tylko potwierdzenie, że zgadzam się z każdym waszym słowem.
    No i podziękowanie – wielkie podziękowanie – za to, co piszecie… za to, że pokazujecie wszystkie aspekty, że właśnie widzicie rozmaite sytuacje od wielu różnych stron… ale też za to, jak piszecie: każdy inaczej, a jednocześnie każdy tak samo dojmująco, szczerze i mądrze.

    Widzę, że temat, który sama przecież rozkręciłam, zaczyna mnie przerastać.
    To dobrze – lekcja pokory każdemu może się przydać.

    Widzę też, że zbieranie myśli musi jednak potrwać znacznie dłużej.
    Ale nie wycofuję się z rozmowy, broń Boże – mobilizuję tylko wszystkie siły, żeby przynajmniej spróbować wam dorównać.
     
  13. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Wiecie, chyba większość ludzi, którzy mają za sobą ileś tam lat ma też doświadczenia z tej niefajnej półki - czas płynie, mamy ich za sobą coraz więcej.
    Jak to Zuza fajnie napisała- los nam przydzwonił - z różnych stron, czasem po przeciwnych stronach barykady
    ...nie mówię, że młodzi ludzie nie są czasem też przez ten los "przydzwonieni" ale im się jest starszym tym większy plecak z doświadczeniami- fajnie jak ma się obok kogoś kto pomoże nieść ale nie zawsze mamy takie szczęście bo bywa i tak że dołożą własną walizkę i w długą aż się kurzy
    Super, że ta dyskusja i opowieści nasze się tu pokazały - można zobaczyć świat oczami innych, pomyśleć, czasem nawet stwierdzić kurcze, czym jest mój problem w porównaniu z tym co przeżywali inni.... nie jest tak źle jak mi się wydawało
    Aż wreszcie stwierdzić, że między tymi zagonami toczą się losy żywych, realnych ludzi nie zawsze tak kolorowe, poznać ich, pogadać, podnieść na duchu i ich i siebie :)

    A Zuza to wcale straszna nie jest przecie.... specyficzne poczucie humoru ma ...no akurat bardzo z mojej bajki - lubię :)
    Mój małżon dlatego małżonem się stał bo nie dość, że odszczekiwał się wredota to jeszcze by szpile oddać pomyśleć musiałam i to mocno i wysilić te swoje szare ;) Wbrew pozorom nie łatwo takie wredoty znaleźć (no....że inny by ze mną nie wytrzymał to druga sprawa)
    :) :) :)
    Tak więc z krzaków wyłazić bo że się chowają i podczytują to wiadomo ;)
     
  14. -norbijas-

    -norbijas- Chodząca legenda forum

    moim zdaniem akurat ten typ samotnosci bedzie narastac,,,
    czekajac kiedys na transport do pracy,,,widzialem spotkanie trzech mlodych osob na przystanku...kazda z nich zapatrzona w swoj tel...zero konwersacji miedzy nimi...niby byli razem ale kazde z nich osobno.......
     
  15. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    I cóż ja mogę powiedzieć.
    Naprawdę niewiele już zostało do dodania... poza tym, co już napisałam: poza podziękowaniami... i zachwytem.
    No ja mam tego hopla językowego (przypadłość uwarunkowana genetycznie) - i potrafię docenić, zachwycić się rozmaitymi stylami.

    Dwa posty, jeden pod drugim - Piotr i Agniecha.
    Obydwa takie, że podczas lektury nawet taki twardziel jak ja dostaje gęsiej skórki... a przy tym jak bardzo różne.

    Piotrze - rozmawiałam wiele razy z moją znajomą, która opiekuje się mężem w podobnym stanie.
    Wypunktowujesz wszystko to, co jest najgorsze, najtrudniejsze dla otoczenia... a robisz to tak, że twojego opisu nie da się zlekceważyć, pominąć, zapomnieć.
    Chylę czoła... i nie jest to zwykła figura stylistyczna. Naprawdę wielki szacun, jak to się teraz mawia - dla syna-opiekuna i dla autora postu.
    Skomentować nie potrafię, za mocne to, za prawdziwe... więc może odpowiem na twoje pytanie o samotność, bo tu akurat mam jakieś własne doświadczenia.

    Samotność nie jest taka zła, w każdym razie ta z wyboru.
    Samotność to brak obowiązków, luz, święty spokój, wolność, niezależność.
    No i jeszcze – samotność to brak lęku, tego lęku o najbliższych.

    Wymaga psychicznej dojrzałości, jakiejś takiej – bo ja wiem – samowystarczalności.
    Choć z tej nieszczęsnej drugiej strony na dłuższą metę zapewne grozi zdziwaczeniem, nie ma lekko.

    Bardzo polubiłam tę moją samotność-niezależność i to właśnie z niej najtrudniej mi było zrezygnować.
    No ale to była – po pierwszym roku odrętwienia i ucieczki - samotność z wyboru, przypadek szczególny.

    Agniecha - ten twój nerwowy, urywany styl tak idealnie pasuje do treści.
    To brzmi jak przerażający miejscami biały wiersz, specjalnie tak ułożony, żeby forma spotęgowała jego wymowę.
    Styl zupełnie inny, niż Piotra - a przy tym dokładnie tak samo chwytający za serce.
    I znowu - chylę czoła.

    No i jeszcze coś - zauważasz tę drugą stronę medalu... to, że nie wszystko zawsze musi być takie, jak się wydaje.
    Zwykle skłonni jesteśmy z automatu, tak trochę bezmyślnie potępiać wszystko, co na pierwszy rzut oka wydaje się zasługiwać na potępienie. Nie zastanawiamy się, dlaczego ta matka posadziła dziecko, a sama stoi - a przecież może akurat to dziecko i ta matka zasługują na taryfę ulgową.
    W takim totalnym zrozumieniu kryje się pewne niebezpieczeństwo, od zrozumienia tylko krok do usprawiedliwiania… ale chyba jednak w tej postawie jest więcej... jak to nazwać, humanizmu...?
    Oczywiście piszę tu o spojrzeniu badacza zachowań ludzkich – od osoby bezpośrednio zainteresowanej czy pokrzywdzonej czyimś zachowaniem trudno takiej postawy wymagać.

    ***

    Cóż, więcej to ja nie wymyślę, bo cokolwiek jeszcze mogłabym napisać, byłoby już tylko taką banalną klepaninką.
    Czuję się trochę jak Alicja w tej Krainie Czarów: wasze posty - wszystkie, nie tylko te dwa Piotra i Agniechy- otwierają taki jakiś zupełnie inny i niesamowity świat, autentyczny do bólu.

    Coś takiego zdarza się bardzo rzadko... a może nigdy.
    Ale tutaj się zdarzyło - i jest to coś, co zawsze będę pamiętać.

    ***

    No a teraz trochę o mnie... pod wpływem tego postu:

    Nie przesadzajmy, nie taka znowu wspaniała jestem.
    Tak ogólnie to składam się oczywiście z samych wad (spora grupa ludzi choćby tylko z tego forum niewątpliwie to potwierdzi).
    A tak serio to mam tę garsteczkę alergii, na ludzką głupotę na przykład, na zajadłość, na fałsz... ech, długo by tak wymieniać.

    A co do pancerza, to jego historia jest całkiem zabawna (z perspektywy czasu) i wielce znamienna.
    Pierwsze łuski tego pancerza wyrosły mi pod wpływem mojego Przeuroczego i Przeszanownego Tatusia (oby żył wiecznie). Już kiedyś o tym pisałam chyba, Niezrównany Tatuś traktował ojcostwo jako eksperyment, zresztą od początku nieudany, bo marzył mu się syn, a tu klops, samica.

    W dodatku ta samica okazała się wyszczekana i obdarzona własnym zdaniem (i po co było to uczyć mówić), ośmielała się kwestionować opinie najwyższego autorytetu (czyli Tatusia) na temat rozmaitych dzieł literackich (i po co było to uczyć czytać)... i tak dalej.

    Kiedy te okropne cechy mojego charakteru wyszły na jaw, nieszczęsny Tatuś postawił sobie za życiowy cel udowodnienie mi, jak mało jestem warta.
    No i zaczęła się lawina krytyki, poniżania… takie tam smakowitości. Wobec siedmio-trzynastolatki (tak mniej więcej).
    A chodziło o to, żebym ja cała we łzach uznała wreszcie Tatusia za bóstwo.
    Jako egzemplarz uparty nie dawałam się złamać… i w ten sposób Tatuś tak skutecznie oduczył mnie płaczu, że do dziś płakać nie umiem.

    Praktyczny jest ten pancerz w życiu codziennym, nie powiem... no i noszę go od tak dawna, że już mnie nawet nie uwiera.

    ***

    tigre - fakt, im dłużej człowiek żyje, tym więcej zbiera tych ciosów od losu.
    Jak myślisz - wzmacniają, czy rozwalają...?

    Zastanowiłam się przez chwilę nad sobą - trochę to niepokojące, ale ja właściwie żyję z dnia na dzień, nie planuję z wyprzedzeniem, na nic tak naprawdę nie liczę.
    Tak jest bezpieczniej... na wypadek, gdyby mój los zabrał się znowu do roboty.
    Ale z drugiej strony - na pewno jestem silniejsza, tylko czy to jest ten rodzaj siły, na którym powinno mi zależeć...?
    Bo ja wiem.
    A poza tym, na lżejszą nutę - co ty masz z tymi krzakami, pisałam, że tam może siedzieć ten pan z mojego dzieciństwa 8)

    Przywykłam już do tego, że mnie się głównie podczytuje... ale myślę, że parę osób poruszonych tymi tematami, które tu teraz rządzą, może się jednak odezwie.

    To jest taki specjalny czas - każdy nowy post, każde nowe doświadczenie czy wspomnienie, to nieprawdopodobnie cenny dar. Nie tylko dla mnie, myślę, że dla wszystkich uczestników tej rozmowy.

    ***

    Norbi - te dzieci z telefonami na razie jeszcze nie czują, że tak naprawdę są same. Ciekawa jestem, kiedy to do nich dotrze.
    A może nigdy, może da się tak żyć...?
    W sumie to żaden komputer (z grami), żaden net (z grami, muzą, filmami) nie przestawił świata tak zupełnie do góry nogami, jak te nieszczęsne telefony o rozmiarach rakietki do ping ponga (no, prawie).

    Ale... nas to dziś niepokoi, bo jest takie dziwaczne, zupełnie inne - a za pięć czy dziesięć lat równie dobrze może się okazać, że te telefony to była bułeczka z masełkiem w porównaniu do tego, co jeszcze się pojawi.

    Fajne to w sumie - żyjemy w czasach takiego przyspieszenia, jakiego świat nigdy dotąd nie doświadczył.
    Mamy szczęście, możemy to obserwować i czasem nawet uczestniczyć w tym szaleńczym biegu.
    I nawet pewnie jeszcze zdążymy zajrzeć w ten kolejny wymiar ;)
     
  16. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Samotność.........
    Jaka ona by nie była, czy potrafimy ją zaakceptować i naprawdę polubić.
    Myślę że nie i dlatego tu jesteśmy i rozmawiamy ze sobą.
    Próbujemy się oszukać,a naprawdę poszukujemy kogoś by rozmawiać wyżalić się lub poprostu poczuć śię nieosamotnionym.
    Ci którzy podczytują też się czują samotni(sama kiedyś tylko czytałam)chętnie by pewnie dołączyli do rozmowy,jednak boją się jak zostaną przyjęci i czy wogóle zostaną przyjęci.
    Podejrzewam samo czytanie sprawia poczucie że nie są sami.
    Tak Zuza to jest bardzo cenne czujemy się bogatsi o nowe doświadczenie które nas niedotyczą.Poznajemy świat z perspektywy innych osób i dołączam się do twoich podziękowań.
    To co napisał Norbi to coraz częściej spotykany obrazek na ulicach.
    Zastanawiam się tylko czy za parę lat będą potrafić rozmawiać między sobą bez użycia tych technologi.
     
  17. miwi45

    miwi45 Weteran forum

    Dzień Dobry :)
    Z uśmiechem, choć tematy, poruszane tutaj od wielu dni, do śmiechu nie skłaniają.
    Raczej do refleksji i zadumy. Może też do zweryfikowania własnych przemysleń, postaw, reakcji...
    Mnie skłoniły też do wspomnień.
    Zaskoczona jestem, jak wiele osób pisząc tutaj o jakimś problemie, dotknęło też cząstki mojego życia.

    Samotność z wyboru... O tak!
    Ta niezależność, ta samowystarczalność, własna odpowiedzialność za własne wybory, brak przymusu i poczucie bezpieczeństwa, że nikt nie jest w stanie mnie zranić.
    Tylko, że nawet człowiek nie zauważył, kiedy obrósł w pewien pancerz i zaczął mniej dostrzegać i rozumieć innych ludzi i świat wokół.
    Wraz z tymi pozytywami pojawiły się też bezwzględność, bezkompromisowość, twardość ale i zgorzknienie.
    I kiedy się wydawało, że tak jest dobrze - przyszła choroba.
    Pamiętam, jak siedziałam na bujaczku w ogrodzie. Patrzyłam na tę cudną naturę z kwiatami i na słońce.
    Myśl, że za krótki czas mogę juz nigdy tego słońca nie zobaczyć. Tak silnego uczucia tęsknoty za słońcem nigdy wcześniej i nigdy później nie doświadczyłam.
    W jednej chwili przewartościowało się wszystko, absolutnie wszystko.
    Nieraz czytałam o takim zjawisku, ale myślę, że to trzeba przeżyć, żeby zrozumieć.

    Samotność współczesna - dla tej przypadłości nie mam własnych odczuć. Ani pozytywnych ani negatywnych.
    Tutaj bardzo łatwo można się "odsamotnić" (chyba).
    Zawsze kojarzy mi się ten dowcip:
    "Odcięli nam wczoraj internet na 2 godziny.
    Spędziłem ten czas z rodziną. Kurcze! Całkiem spoko ludzie" ;)

    Niepełnosprawność, choroba - mimo całych pokładów współczucia, jakie mam w sercu,
    staram się milczeć i nie powiedzieć nawet słowa osobie dotkniętej cierpieniem.
    Zawsze myślę, że żaden gest, żadne słowo i tak nie odda moich myśli a dla wielu ludzi czyjeś współczucie może być niezręczne
    czy wręcz raniące. Jeśli nie mam wpływu na konkretną, najmniejszą nawet pomoc, to lepiej nie mówić nic.

    Kilka lat temu, będąc na szkoleniu w Niemczech, "poznałam" osobę Nicka Vujicica.
    Kontekstem były pozytywne emocje, walka z przeciwnościami losu, niepoddawanie się, optymizm, motywacja.
    Znów otwarła mi się kolejna klapka w mózgu.
    Mogę serdecznie polecic jego książkę "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń". Po przeczytaniu poczułam się... dojrzalsza (?).
    W pamięci został mi w zasadzie jeden wymowny cytat z niego: "Upadnij 7 razy, wstań 8".

    Życzę wszystkim uczestnikom dyskusji, zarówno tym czynnym jak i biernym, aby powstań było zawsze o 1 raz więcej niż upadków :)

    Miłego dnia :)
     
  18. pietruchin48

    pietruchin48 Chodząca legenda forum

    Smutne tony zapanowały tutaj ale.....
    Może i dobrze że tak się stało :)
    Nie chciałem wywoływać wzruszeń czy współczucia ale pokazać jak wiele znaczy zachowanie bliskich i przyjaciół . Fakt że mamy do czynienia z chorobą nieuleczalną nie znaczy że nie jestesmy w stanie nic zrobic . Że skoro bezsilna jest medycyna to my jesteśmy zwolnieni ze wszystkiego . To nie jest tak że jak roczny maluch schylimy głowe i nas nie widać . Być może gdzieś tam bardziej niż sam chory cierpią ci którzy są z nim na zawsze . Chowając głowe w piasek tracimy znacznie więcej niż tylko chorego. Nawet najgorszej chorobie trzeba umieć spojrzeć prosto w oczy . Czasami wystarcza drobne gesty . Telefon , sms , odwiedziny ot tak chocby z ulubionym ciastkiem( ponczowe koniecznie cieknace sokiem ) i dobrym słowem . U mnie tego zabrakło . Wybaczyłem ? Tak... Tylko że już nigdy nie bedzie jak kiedyś . Warto o tym pamiętać bo oby nigdy nikogo ale spotkac to moze każdego w każdej chwili .
    Cudownie proste , cudownie genialne !
    Kiedy ja wymyslę coś takiego ?
     
  19. -norbijas-

    -norbijas- Chodząca legenda forum

    ogladalem niedawno w necie rozmowe z polskim bezdomnym w Londynie....w sumie bardzo madry facet..jego decyzja o bezdomnosci byla z wyboru;)...bardzo zapadlo mi w pamieci jedno zdanie...gdy odpowiadal na pytanie co jest dla bezdomnego najcenniejsze....stwierdzil,ze nie kasa,zywnosc czy ciuchy....wystarczy rozmowa.........
     
  20. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    To nie tylko dla niego podejrzewam 90% ludności na całym świecie tak uważa.
     
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.