zzizzie

Temat na forum 'Archiwum - pozostałe działy' rozpoczęty przez użytkownika zzizzie, 27 października 2018.

Drogi Forumowiczu,

jeśli chcesz brać aktywny udział w rozmowach lub otworzyć własny wątek na tym forum, to musisz przejść na nie z Twojego konta w grze. Jeśli go jeszcze nie masz, to musisz najpierw je założyć. Bardzo cieszymy na Twoje następne odwiedziny na naszym forum. „Przejdź do gry“
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.
  1. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Dzisiaj odpowiem ci na twój post, może póżniej napisze dalszy ciąg tego co zaczełam jutro napewno.
    Zuzka nie mam do ciebie pretensji, a to jak ci pisałam na sówce pomogło mi w dalszym doskonaleniu siebie.O tobie nie można myśleć żle.Te twoje prezenty tak mi poprawiły chumor w tym dniu czegoś takiego było mi potrzeba.Pamiętaj jesteś taka jaka jesteś i tego się trzymaj.Ja cię taką lubię i podejrzewam że dużo ludzi myśli to samo.Dziękuje za wszystko.
    Tak naprawdę to co napisałaś o współczuciu jest prawdą dopóki nie pogodzimy się z tym co się stało,nie zaakceptujemy że trzeba nauczyć się nowego życiia.Teraz zaakceptowałam siebie i widzę trochę wyrażniej te współczucie u dużej ilości znajomych jest to fałszywe,.dlatego napisałam by nie współczuć.A czemu spróbuje to wyjaśnić w dalszych postach,między innymi wynikających z opowieści innych niepełnosprawnych z którymi byłam na rechabilitacji.
     
  2. agniecha$

    agniecha$ Chodząca legenda forum

    Nie do końca tak :)

    Byłam uczestnikiem klęski, wypadku ,nieszczęścia
    dotyczył mnie moich najbliższych i nie tylko

    całe szczęście wszyscy przeżyli i
    nikt nie został niepełnosprawny

    więc moje odczucia są odczuciami zdrowego pełnosprawnego człowieka

    Człowiek wtedy nie tylko musi zmierzyć się z całym nieszczęśliwym wydarzeniem
    ale też nalotem nieżyczliwych ludzi

    Najbardziej bolało że nikt ze znajomych ,przyjaciół
    nie miał ochoty , nie chciał mnie odwiedzić w szpitalu lub chociaż zadzwonić

    wtedy człowiek potrzebuje najbardziej właśnie drugiego człowieka
    takiego potwierdzenia że mimo nieszczęścia
    jest nadal ze mną , z nami
    że nic się w relacjach nie zmienia

    zresztą rodzinnych wizyt też brało

    czekałam na przyjazny gest
    sama nie miałam odwagi
    to piekące poczucie winy :(
    i te ataki
    mniej znani czy bardziej zżyci znajomi
    przy przypadkowym spotkaniu na klatce , ulicy w sklepie

    ''coś Ty narobiła ''
    ''jak można było być tak lekkomyślnym ''
    ''mogłam zabić tyle ludzi strasznie nieodpowiedzialna ''
    ''powinnam siedzieć ''
    ''i kiedy poszkodowani dostaną odszkodowanie przeprosiny ''
    nawet nie miało to znaczenia że ja moja rodzina także byliśmy poszkodowani :cry:

    zaczęłam unikać ludzi
    sąsiadów czy znajomych z pracy a nawet dalszą rodzinę
    bałam sie wychodzić z domu
    bałam się głupich pytań

    nie rozumiałam po co ktoś przychodził z pomocą
    wytykając że tak naprawdę to nie nam się ona należy a innym poszkodowanym
    zresztą do tej pory nie rozumiem

    jestem osobą nieśmiałą i wiele osób w tym momencie to wykorzystało
    nic tak nie boli jak krzywda własnych dzieci
    załamałam się

    chyba dopiero po dwóch trzech latach po tym nieszczęściu
    zaczęłam wychodzić z domu z podniesioną głową i pewniejsza
    chociaż nadal przychodzi mi to z trudem
    ale przestało mi zależeć na relacjach dobrych relacjach
    wtedy jest łatwiej o obojętność

    wiele osób witało mnie z takim przeze mnie nienawidzącym zdaniem
    '' najważniejsze że nic się nie stało ''

    kurde jak ja tego zdania nienawidziłam
    próbowałam rozumieć ale nie udało się

    każdy powie że najważniejsze że żyję żyjemy
    tak to prawda
    ale dla osób po wypadku nieszczęśliwym wydarzeniu klęski itp
    nawet to że przeżył nie ma znaczenia
    ( nie wiem czy dla rodziny też tylko nie zdaje sobie sprawy )
    nie w tym momencie
    co mi z tego że będziesz żyć
    jak może nie będziesz chodzić ,mówić ,straciłaś najważniejszą osobę
    nie masz możliwości podjęcia pracy ,
    będziesz zdana na łaskę i nie łaskę rodziny lub obcych ludzi

    w człowieku coś się wtedy budzi
    że za wszelką cenę a musi być samodzielny choćby nie wiem co
    i nie wiem czy to wina moja mojego nastawienia
    czy wina innych ich nastawienia

    z jednej strony to dobre jest bo masz siłę by walczyć o lepsze jutro nawet jak nie chcesz tego jutra

    Możliwe że chodziłam najeżona
    ale nadzwyczajnej w świecie
    ubrałam się po prostu w bezpieczny pancerz

    Przepraszam że tak chaotycznie ,ale zawsze jestem roztrzęsiona gdy wracam do tych wydarzeń
    nie potrafię się pogodzić
    taki wielki żal o wszystko

    Nie życzę nikomu takiego przeżycia
    trzeba ogromu zaparcia żeby chcieć się podnieść a co dopiero podnieść
     
  3. tigre

    tigre Fanatyk forum

    To i ja się podłączę bo temat mi znany
    Z tym współczuciem z drugiej strony to też nie takie proste ( od strony sprawnych) bo czasem człowiek naprawdę nie do końca wie jak się zachować i czy nie zostanie odebrany źle- jeżowo, choć współczuje, chciałby pomóc a nie wie jak...
    Ja szkołę takiego zachowania przeszłam -teraz nie mam już większego problemu, staram się wyczuć jak mam się zachować i na ile wtrącać- uczę młodą (dla niej ktoś na wózku to nie zjawisko tylko "normalność" - czasem tak jest, nie mamy na to wpływu (szacun dla naszego przeds zkola bo tu sporo zdziałali łącznie ze spotkaniami z osobami o różnych niepełnosprawnościach)
    Teraz skąd znam temat
    Mój osobisty brat miał wypadek - czołówka z tirem (wina tira) zmiażdżone obie nogi, wiele innych ran
    Słowa policji- do takich wypadków jadą po trupa, brat miał wiele szczęścia...bez komentarza ...do szpitala jechałam nie wiedząc czy żyje. Słowa lekarza " gdyby był starszy (miał wtedy 44 lata) amputowalibyśmy obie nogi ale staramy się ratować co się uda
    Miesiące w szpitalu, ośrodkach, przeszczepy śruby wyciagi wózek kule....udało się. Nogi w miarę sprawne....
    To były lata kiedy ciągle miałam styczność z osobami niepełnosprawnymi....aż stało się to normalnością do tego stopnia, że gdyby ktoś zapytał o kolegę brata z łóżka obok to musiałabym się zastanowić gdzie tkwił jego problem...brak nogi? nie chyba z rękami coś...
    Uwielbiałam niektórych za poczucie humoru- w tym wszystkim potrafili żartować z samych siebie i ułomności- ale to z czasem przychodzi
    Brat potem się śmiał, że na granicy to go zawsze zatrzymają a i w sklepie może zapiszczeć ;) w nogach sporo metalu (nie piszczy ;))
    Bardzo podziwiam ludzi, którzy tą drogę przeszli i się nie poddali - szacun ogromny, nie wiem czy ja bym dała radę
    Moje zdanie osobiste ( mam nadzieję, że nie obrażę nikogo) czy współczuć - tak, każdy kto ma choć trochę empatii to współczucie poczuje ale też nie traktować jak idiotów (przepraszam) i nie skakać co chwilę jak tylko drgną bo to denerwuje i drażni i mają poczucie bycia gorszym, tracą pewność siebie, że się uda jak wszystko za nich chcemy robić (to wiem od brata- choć pewnie każdy inaczej odbiera tego typu zachowania)
    Ufff rozpisałam się.....

    Teraz prywata
    Zuza - bardzo ale to bardzo dziękuję za wsparcie na GT :) sporo cudnych pikselków cieszących oczy :)
     
  4. kropelka04

    kropelka04 Generał forum

    hej :)
    wylazlam z krzakow bo temat o niepelnosprawnych i niepelnosprawnosci, rozpoczety przez olgs3 jest mi znany od 1985 roku, kiedy bylam jeszcze mloda dziewczyna. na poczatku dotyczyl posrednio, "tylko" poprzez moja mame, ktorej najpierw amputowano jedna noge, a po paru latach po kawalku, druga. a moja mama nie poddala, nie "zapadla sie po ziemie" (jak niektorzy jej "radzili") ani w siebie tylko pracowala. najpierw przez okolo pol roku nad soba, a po tym czasie wrocila do czynnej pracy zawodowej. fakt potrzebowala troche pomocy rodziny przy przemieszczaniu sie z domu do pracy i z powrotem, ale przy dobrej organizacji nie bylo problemu.
    doszlo do tego, ze nawet zawiesila otrzymana roczna rente (jakby po roku miala jej ta noga odrosnac!). i tak moja mama pracowala jeszcze ladnych pare lat do czasu, gdy trzeba bylo amputowac druga noge (jak wyzej napisalam robiono to po kawalku: najpierw palce w stopie, potem stope itp.). wtedy juz musiala zrezygnowac z pracy zawodowej, ale nie zrezygnowala z bycia CZLOWIEKIEM.

    (przepraszam za duze litery, ale w tym wypadku byly konieczne, nie oznaczaja krzyku!)

    majac w domu, na codzien taki przyklad hartu woli, ducha i ciala, gdy i mnie "dopadla" fizyczna niepelnosprawnosc (ktorej nota bene <nawiasem mowiac> sie nie poddaje), dla samej siebie i dla najblizszych dodatkowo "osleplam"xD hihihihi. po to, zeby nie "torturowac" domownikow, najblizszych i samej siebie drobiazgami typu: nie starte kurze, czy nie dokladnie umyta podloga, albo krzywo polozony dywanik czy zawieszona firanka ;); przestalam zwracac uwage na rzeczy blahe skupiajac sie przede wszystkim na waznych sprawach - a mianowicie na czasie spedzonym z rodzina i przyjaciolmi - bo tego nigdy za wiele i tych chwil nikt, nigdy nie zwroci.

    to tyle na dzisiaj z mojej strony - ja tez jak olgs3 juz dzis (jak na mnie :p) duuuuzo naskrobalam i musze odpoczac.

    pozdrawiam cie zuzka i wszystkich bywalcow, bo czytam was zawsze z zapartym tchem
     
  5. tigre

    tigre Fanatyk forum

    O widzisz - i tu przykład jak Ty odbierałaś z miejsca w którym bylaś a jak inne znaczenie mogły mieć słowa i gesty tych "drugich" osób
    Pewnie nie zawsze
    ale część z nich mówiąc "najważniejsze, że nic się nie stało" naprawdę robili uff- dobrze, że żyjesz, jesteś z nami, nie straciliśmy Cię, mogło być znacznie gorzej (takie uff odczułam w szpitalu jak zobaczyłam żywego brata....nie do końca miało znaczenie cokolwiek innego....żył! on pewnie widział to zupełnie inaczej....ja nadal miałam brata którego bardzo kocham...
    Znajomi przyjaciele... hmmm z tym też bywa różnie...może po prostu bali się zadzwonić nie wiedząc co powiedzieć....tak też bywa (wiem, jestem z tych co każdego chcą tłumaczyć- moja duża wadozaleta ;))
    Z drugiej strony to chyba też kwestia nazwijmy to "społeczności"
    Wychowałam się na wsi w której strasznie wkurza mnie wścipstwo wiszenie i komentowanie z płotu i takie tam
    ale
    w sytuacji takiej jaką my mieliśmy mobilizacja ludzi, chęć pomocy, wsparcia - ogromne
    Ale to też przyszło dopiero po czasie.... w pierwszych tygodniach nie dzwonili, nie odwiedzali.... bali się? nie chcieli wtrącać, denerwować? pewnie też. Mieli łącznika :) jeden z kolegów brata.... dowiadywał się co i jak i chyba go wszyscy potem napastowali (w sumie zamiast zapytać bezpośrednio nas ale tak to działa) po czym okazywało się, że np ktoś tam gdzieś ma znjomego ktory ma innego znajomego i ten znajomy to pracuje w takim ośrodku i załatwi rehabilitanta i czy może by się przydał..... przekazane przez kolegę - ciężko było nawet dojść kto z tej naszej wsi łańcuszek zaczynał i komu podziękować bo my dostaliśmy karteczkę z numerem do rehabilitanta który już wiedział, że pan Adam zadzwoni jak by coś...
    Ludzie naprawdę nie wiedzą jak się w takich sytuacjach zachować o ile nie przeżyli ich i odkladają, tłumaczą sobie że inni zadzwonią, że teraz nie czas.... a ten czas leci...a potem to im głupio bo tyle czasu minęło, że już pewnie za późno...

    Edit
    Jeszcze jedno - kwestia piętnowania "sprawcy"... w pierwszej chwili go nienawidzimy (przepraszam ale tak jest) potem do głosu dochodzi rozsądek dopiero bo przecież tak naprawdę to mogło się trafić każdemu - chwila nieuwagi, zła ocena sytuacji a i głupota czy trochę brawury, braku odpowiedzialności (no - dawać mi kierowcę co nigdy przepisów nie złamał....jest? nie ma - tylko miał więcej szczęścia)
    Jednego nie trawię - to będę piętnować zawsze i wszedzie - pijanego za kółkiem......
    Co nie zmienia faktu, że wybacza się ciężko jeśli wypadek był poważny....
    Oj "trudne sprawy" tu mamy dziś
     
    Ostatnie edytowanie: 5 czerwca 2019
  6. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Czas napisać dalszy ciąg.
    Wiem że czekasz na to Zuzka bym napisała co się stało w sobotę.
    Wybrałam się na drobne zakupy do pobliskich delikatesów,chciałam sobie kupić wędline,chleb i nie pamiętam co jeszcze.Dochodząc do działu z wędlinami zobaczyłam kolejkę na około 30 osób.Postanowiłam wziąść 30 deko wędliny bez kolejki,o co poprosiłam panią za ladą i wtedy zaczeło się dwie panie i jeden pan zaczeli krzyczeć że jest kolejka i mam w niej stanąć.
    Nie pomogły tłumaczenia pani za ladą że jestem osobą niepełnosprawną i mogę być obsłużona bez kolejki.Zaczeli krzyczeć gdzie to jest napisane,że nie ma takiego prawa, że był kiedyś wymysł komuny. a komuna upadła i mam stanąć w kolejce.Pani nie robiąc nic sobie z tych krzyków podała mi tą wędline pytając czy jeszcze sobie coś życzę.Odpowiedziałam że nie i dziękuje,wtedy padły niecenzurowane słowa pod moim adresem,powiedzieli też że jak nie mam siły stać w kolejce to nie powinnam z domu wychodzić i zatruwać środowiska że takie osoby powinno się zamykać w jakiś obozach by nie denerwowały porządnych ludzi.Z tych około 30 osób nikt się nie odezwał, wyglądało to tak jakby byli za tą trójką.Jedynie pani za ladą próbowała mnie bronić, ja się oddaliłam ze łzami w oczach do kasy i pragnęłam jak najszybciej być w domu.
    Gdy wróciłam do domu i trochę ochłonełam włączyłam kompa i zobaczyłam prezenty od ciebie Zuzka ucieszyło mnie to choć to są piksele.
    A jeszcze bardziej się ucieszyłam pisząc z tobą na sowach dodałaś mi otuchy i zmobilizowałaś do napisania.Bardzo ci za to dziękuje Zuzka.Ostatnio takie wypracowania napisałam ponad 4 lata temu.
    To jeszcze nie koniec jak zaczełam to jeszcze pare takich sytuacji napiszę usłyszanych od osob takich jak ja.Chciałabym też napisać jak wygląda walka by móc stanąć na nogi by móc funkcjonować samodzielnie.
     
  7. tigre

    tigre Fanatyk forum

    MASAKRA ....mam nadzieję, że nie wytną druku bo tu aż się prosi......
    Ja jestem za pyskata by się w takiej sytuacji nie odezwać....i szczerze Ci powiem, że nigdy czegoś takiego świadkiem nie byłam
    Zszokowałaś mnie trochę......
    Tylko to nie Ty powinnaś mieć łzy w oczach tylko ta nieokrzesana i durna banda... napyskuj takim następnym razem (choć mam nadzieję, że takiego nie będzie)
    Albo idziemy razem na zakupy i szukamy najdłuższych kolejek - Ty kupujesz a ja robię awanturkę jak ktoś tylko mruknie ;)
    No aż mnie!!! Nerwus jestem a tego typu sytuacje zaliczam do nieakceptowalnych
    Panu na parkingu kiedyś nawtykałam bo na miejscu dla niepełnosprawnych sobie "na chwilę" zaparkował (nie był niepełnosprawny, nie miał tabliczki i łypał dookoła czy policji nie ma)

    ...kumpeli co ze mną była było głupio i chciała zatuszować sprawę (daj spokuj chodź) to jeszcze jej się biednej oberwało wtedy :)
     
  8. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Różne historie, różne sytuacje - no nie da rady tego uogólnić, choć może coś wspólnego z tego wyjdzie... z tego podziału "my - oni".
    Odpowiedzieć hurtem też się nie da, za ważne i za cenne są te posty.
    Więc tak po kolei:

    Można o mnie myśleć źle i mnóstwo ludzi tak właśnie myśli – cóż, nie jestem w stanie przekonać do siebie całego świata i nawet nie będę próbować.
    Ale naprawdę cieszę się, że właśnie ty nie chowasz urazy (choć właśnie ty mogłabyś ją chować i to nie bezpodstawnie).

    O tym współczuciu, fałszywym czy nie – współczucie to jest (w każdym razie moim zdaniem) taki automatyczny, niekontrolowany odruch empatii, nie ma w nim nic złego. I osoba, która komuś współczuje, nic na to nie może poradzić. Prawdziwy problem zaczyna się, kiedy chce się to współczucie okazać… ludzie tego nie potrafią po prostu.

    Nie bronię tych zdrowych czy szczęściarzy, których nic złego w życiu nie spotkało – ale domyślam się, jak trudne może być okazanie jakiejś serdeczności, ciepła czy jak to nazwać osobie dotkniętej autentyczną tragedią. Nawet człowiek myślący (umówmy się, dużo ludzi więcej myśli o cenach w markecie, niż o uczuciach innych)... więc nawet człowiek myślący i obdarzony pewną empatią boi się odezwać, boi się - bo ja wiem - przytulić, uścisnąć, dodać otuchy, bo nie wie, jak to zostanie przyjęte, czy zostanie właściwie odczytane.

    Trzeba jakichś nieprzebranych pokładów taktu, żeby umiejętnie okazać nawet nie współczucie, ale zwykłą sympatię komuś po przejściach. Napiszę o tym za chwilę, bo mnie też los przydzwonił parę razy po karku.
    I może się zdarzyć, że takie współczucie, które ty odbierasz jako fałszywe, wynika po prostu z nieumiejętności zachowania się w konfrontacji z czyimś nieszczęściem.
    A później to już się robi błędne koło… z twoich doświadczeń wynika, że ludzie są nieczuli, bezduszni i nieautentyczni - więc podchodzisz do obcych ludzi jak pies do jeża nawet wtedy, kiedy oni naprawdę starają się okazać życzliwość - w dodatku osobie nieznanej.
    Oczywiście nie znam sytuacji – opisuję tylko to, co mi przychodzi do głowy jako jeden z możliwych przypadków.

    A to jest znowu inna sytuacja - w każdym razie tak mi się wydaje na podstawie opisu.
    Inna… i rzeczywiście wyjątkowo wredna.

    Nagle, w obliczu tragedii, okazuje się, że na nikogo nie można liczyć, że cały świat - twój świat - obrócił się przeciwko tobie.
    Tutaj nawet nie można próbować usprawiedliwiać ludzi, że nie potrafią się zachować... opisane przez ciebie reakcje są tak naładowane złością, że nawet mnie podczas czytania skóra na karku ścierpła.

    Nie potrafię tego wyjaśnić, zinterpretować tak, żeby choć trochę wybielić to twoje otoczenie.
    Cóż, może niektóre reakcje odczytałaś niezupełnie zgodnie z intencjami komentujących, bo miałaś już w pamięci podobne słowa innych, którzy postanowili (tak dla sportu?) dodatkowo cię wdeptać w grunt... może jednak choć kilka osób próbowało okazać coś na kształt sympatii, tylko marnie im to wyszło...?

    W sumie to ja jednak zakładam, że ludzie nie są z natury źli, wredni, fałszywi, bezduszni… powiedziałabym natomiast, że są – w przeważającej większości niestety – totalnie bezmyślni.
    Napisałam wcześniej o tym, że mało kto potrafi taktownie okazać współczucie czy sympatię osobie, którą spotkała tragedia. I to jest prawda. Znacznie gorsze jest to, że mało kto poświęca temu choć chwilę namysłu.
    Prościej, wygodniej jest zwiać… odwarkując coś po drodze, żeby się uchronić przed ponownym (traumatycznym z wielu powodów) kontaktem z taką osobą.

    Może o to chodziło, jak myślisz…?
    Aha, wspominasz o pancerzu – cóż, wygląda na to, że ten pancerz to obowiązkowe wyposażenie wielu ludzi po przejściach... i w sumie każdemu by się przydał.
    Ale myślę, że o pancerzu jeszcze tu pogadamy.

    No właśnie – nie wiadomo, jak się zachować.
    Zachowanie zwyczajne wydaje się nieodpowiednie, przecież ten człowiek tyle przeszedł.
    Brak doświadczenia... w sumie dopiero od niedawna niepełnosprawni są obecni w takim codziennym życiu społeczeństwa, dawniej siedzieli w czterech ścianach.
    Jak do tego dojdzie taki choćby słaby, ale jednak odruch współczucia właśnie, to mamy nadmierne wyręczanie, pomaganie, przemawianie do człowieka na wózku głośno, wyraźnie i prostym językiem, bo inaczej pewnie nie zrozumie (coś takiego kiedyś zaobserwowałam), wyręczanie we wszystkim.
    Takie reakcje innych potęgują tylko to, o czym wspominasz - poczucie, że jest się gorszym.

    I wielki szacun dla twojego brata - jak widać, takich prywatnych bohaterów, jak olgs3, którzy potrafią wygrać z własnym poharatanym ciałem, jest więcej.

    Przepiękna historia osoby z wyjątkowo silną psychiką.
    Ale myślę, że twoja Mama miała też mocne wsparcie – choćby twoje.
    I zarówno ta własna siła, jak i wsparcie najbliższych, pomogły jej nie tyle przetrwać, co raczej skutecznie i bezdyskusyjnie przekonać innych, że jest tak samo wartościowa na kółkach, jak była na nogach.
    Autentycznie podziwiam.

    Tyle że takich twardzieli (nie obraź się, to komplement) jest jednak mniejszość.
    I w sumie naprawdę trudno się dziwić ludziom, którzy przeżywają poważne załamanie pod wpływem nieszczęść (różnych nieszczęść)… a to załamanie sprawia, że stają się znacznie bardziej wrażliwi na reakcje innych i może czasem dopatrują się w tych reakcjach negatywnego nastawienia nawet tam, gdzie go tak naprawdę nie ma.

    Widzę, że bardzo podobnie podchodzimy do sprawy, na to samo zwracamy uwagę.
    Nie powiem, jest to dla mnie krzepiące, że nie tylko ja tak postrzegam świat.

    A sprawy może są i trudne... ale warto o nich pogadać tak na miedzy wśród zagonów sałaty.
    To miejsce jest całkiem niezłe, jeśli ktoś chce raz dla odmiany pogadać na serio.

    Tego się obawiałam.
    Takiej właśnie nagonki paniuś (plus pana), w których w konfrontacji z towarem w sklepie po dziś dzień budzi się jeszcze ten myśliwy z czasów komuny. Takiego bezinteresownego pokazu nienawiści ze strony ludzi, którzy nienawidzą całego świata... choćby dlatego, że coś im w życiu nie wyszło.
    Duże brawa dla pani za ladą... a inni ludzie, którzy stali dookoła i nie reagowali, niestety nie zdali egzaminu. Gdybym ja tam była, usłyszeliby to, co powinni byli usłyszeć.

    I teraz czas napisać o tym pancerzu.
    Post wyjdzie naprawdę nieprzyzwoicie długi, ale wszystko jest tak ważne, że niczego nie wolno pominąć.

    Trzeba niestety mieć ten pancerz, ja to na własne potrzeby nazywam skórą nosorożca.
    Wiem, nie takie to proste.
    Ale w sumie każdemu by się taki nosorożcowy kombinezonik przydał na specjalne okazje.
    Można niby trenować na necie w kontaktach z hejterami... ale na ogół człowiekowi nerwów na to szkoda.

    Ja wieki temu podzieliłam sobie ludzi bardzo nieelegancko, na ważnych i nieważnych.
    Ważni to są ci, których kocham/lubię/podziwiam/szanuję (za coś konkretnego, nie tylko jako ludzi - bo zgodnie z moją filozofią szacunek należy się każdemu człowiekowi jako człowiekowi właśnie).
    Nieważni – to cała reszta.

    I jest tak, że naprawdę zranić mogą mnie tylko ci ważni, bo na ich opinii i stosunku do mnie mi zależy.
    Na opinie pozostałych jestem totalnie nieprzemakalna (no, chyba że akurat – o czym w głębi duszy wiem – mają rację wygłaszając taką niepochlebną i bolesną dla mnie opinię… wtedy czas usiąść w kąciku i chwilkę pomyśleć nad sobą, ale to jest inna sytuacja, nie o tym piszesz).

    Aha, jest jeszcze taka specjalna kategoria ludzi skądinąd zupełnie nieważnych – to są ludzie, których rozumiem, czyli rozumiem, dlaczego są tacy opryskliwi, niegrzeczni czy wrogo nastawieni. Ich słowa (albo czyny) też spływają po mnie jak po gęsi, ale jednocześnie – właśnie dlatego, że ich rozumiem – jest mi ich po prostu żal.

    Oczywiście żeby konsekwentnie stosować taki podział, już na wejściu trzeba być troszkę tym nosorożcem. Ale warto, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się człowiek (każdy człowiek, niepełnosprawny czy pełnosprawny) natknie na jakiegoś przyjemniaczka – bezdusznego, bezmyślnego, niedowartościowanego albo z pretensjami do całego świata (za własne winy oczywiście). Tacy właśnie są ci ludzie, którzy całkiem bezinteresownie usiłują nas zranić - nie trzeba się nimi przejmować, bo tak naprawdę to oni mają problem, nie my.

    ***

    Moja historia w wielkim skrócie: los dwa razy przydzwonił mi tak, że cały świat mi się zawalił.
    Pierwszy raz – cóż, był spodziewany, zostałam sama, ale z ambitnym postanowieniem nieokazywania słabości.
    Pozbierałam się.

    Drugi raz to był autentyczny grom z jasnego nieba, nie chcecie się dowiedzieć, co się stało.
    No i za tym drugim razem to ja już całkiem świadomie uciekałam przed ludźmi… niezupełnie dlatego, że nie chciałam słyszeć tych niezręcznych, z trudem formułowanych wyrazów współczucia, raczej dlatego, że chciałam ludziom oszczędzić przykrości, jaką jest kontakt z osobą, której świat przestał istnieć.
    I znowu się pozbierałam, zbudowałam sobie kolejny świat na ruinach poprzedniego.
    Cóż – nie miałam wyjścia poniekąd.
    Ale przy okazji zauważyłam, że nie tylko ja unikam ludzi – ludzie zaczęli uciekać przede mną, jakbym była jakimś trędowatym odmieńcem.

    W sumie to każdy - czy dotknięty nieszczęściem, czy niepełnosprawny - musi niestety zrozumieć, że dla większości otoczenia kontakt z nim będzie przykrym doświadczeniem.
    Czy to jest sprawiedliwe – oczywiście że nie.
    Czy coś można na to poradzić – bo ja wiem, może za jakichś pięć-dziesięć pokoleń ta najpowszechniej spotykana mentalność trochę się zmieni, może i pod tym względem dołączymy wreszcie do tej bardziej cywilizowanej części świata.

    ***

    I wracając do jednej z centralnych kwestii naszej rozmowy: ludzie nie wiedzą, jak się zachować.
    Nie jest łatwo zachować się taktownie, z taktem wiele ludzi jest mocno na bakier, to takie staroświeckie pojęcie.

    Więc teraz takie pytanie, przewrotne, ale nie sposób go nie zadać: czy nie za dużo oczekujemy od zwykłych ludzi, których przypadek zetknął z cudzym nieszczęściem...?
     
  9. tigre

    tigre Fanatyk forum

    Chyba faktycznie bardzo podobnie podchodzimy do tych kwesti Zuza. Ujęłaś w słowa to co gdzieś tam po głowie biega - bardzo trudno jest być po "drugiej stronie barykady" nawet jeśli strasznie chce się "dobrze"
    Ale te sytuacje, konfrontacje można "oswajać" i jak się raz przełamie - potem jest coraz łatwiej...
    Ja kiedyś wbiłam sobie taką metodę wejścia w czyjeś buty"" czyli postaw się w mojej sytuacji, przez chwilę wyobraź sobie, że jesteś tą osobą...i też fakt lubię obserwować ludzi i zastanawiać się dlaczego- może stąd moja tendencja do tłumaczenia przestępcy ;)
    Ale nie o tym miałam tylko o oswajaniu
    Moje pokolenie nie było oswajane - inaczej chyba już jest teraz. Wrócę do przedszkola nieletniej- trafiła przypadkiem do mega dobrej placówki (państwowej) i min były tam spotkania z osobami niepełnosprawnymi, rozmowy, "wykład" opowieści jak to się stało i co najważniejsze pewne powiedzmy ćwiczenia. Dzieciaki poznały świat na wózku (siadały i starały się poradzić sobie z tą sytuacją), świat niewidomych (miały zawiązane oczy i trzeba było coś tam robić)
    Młoda nawet raczyła mi o tym opowiedzieć (żadkość) i że to było bardzo trudne...oswajanie
    Szacun za projekt dla przedszkola, zwrócenie już takim berblom na problemy z jakimi borykają się inni ludzie....i głowe daję, że po takich doświadczeniach panna w kolejce nie tylko nie miałaby problemu by ustąpić ale gdyby ktoś inny miał to biorąc pod uwage jej "pyskatość (nie wiem po kim... ;)) to powiedziałaby co o tym myśli...ona mówi głośno ;)
    edit
    a swoją drogą pamiętam do dziś jak panna pierwszy raz zapytała o pana na wózku i dlaczego on nie ma nogi....pamiętam moje speszenie, dyskomfort ogromny, szybka myśl czy słyszał bo zrobiło mi się głupio....słyszał, uśmiechnął się a ja zburaczałam i starając się opanować zaczęłam chyba dość nieudolnie najpierw tłumaczyć jej o co chodzi z tymi wózkami, nogami i tak dalej....młoda wtedy przyjęła do wiadomości z prostym dziecka rozumowaniem że czasem tak jest ale "ona by chyba nie chciała tak mieć"... miała ze 3 lata wtedy
     
    Ostatnie edytowanie: 5 czerwca 2019
  10. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Przedszkole rzeczywiście niezwykłe - oby jak najwięcej takich.
    Wtedy może szybciej się ta mentalność zmieni.
    Mnie też nie oswajano... ale na studiach miałam zajęcia z pewną ówczesną prawniczą sławą i tenże pan w jakiejś powykładowej dyskusji zwrócił nam uwagę na takie właśnie "rozumienie" nawet przestępców.
    Zrozumieć to oczywiście nie znaczy wybaczyć czy usprawiedliwić - ale dobrze jest wiedzieć, skąd się wziął człowiek, który narusza jakieś tam powszechnie obowiązujące i uznawane normy.
    No i tak mi już zostało - patrzę na rozjuszoną paniusię opluwającą kogoś w sklepie i widzę... nieudane życie, miało być fajnie, a tu mąż pijaczyna, nadwaga i żylaki... niewdzięczne dzieci, które mamusię mają w tzw głębokim poważaniu... wczorajszą nie odreagowaną jeszcze kłótnię z sąsiadką... i takie tam.
    No i żal mi się robi tej pani - ale jej zachowanie zawsze potrafię skomentować tak, żeby się jej to życie wydało jeszcze bardziej nieudane.
    Jakoś tak się składa, że nie mam litości dla ludzi, którzy wyżywają się na słabszych.
     
  11. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Dzień dobry
    Chyba łączymy się telepatycznie następny post miałam napisać o przypadku pana bez nogi, Zygmunt miał na imę.Następny o dzieciach na wycieczce.
    Zaczne od Zygmunta spotkaliśmy się w poszpitalnym ośrodku rechabilitacyjnym, były to 4 spotkania w przeciągu pótora roku.
    Pierwsze spotkanie było według mnie trochę nie taktowne z mojej strony.
    Zaczełam się wypytywać czy to prawda że jak się nie ma nogi czy ją się czuje itp.Podczas chyba 3 spotkania na turnusie chciałam przeprosić go za moje zachowanie.Usłyszłam odpowiedz że sę nie gniewa i nawet wtedy ne miał żalu do mnie o to. Bardzo się lubiliśmy i dużo ze sobą rozmawialiśmy, powiedział mi gdyby spytała się o to pełnosprawna osoba mogła by go urazić.Opowiedział mi też o przypadkach jakie spotkały go w autobusie.
    Wsiadając do autobusu zauwżył że wszystkie miejsca są zajęte. zwrócił więc się do osoby wiek około 30 lat siedzącej na miejscu dla niepełnosprawnych o ustąpienie mu miejsca.Usłyszał wtedy słowa że jak nia ma siły stać niech jeżdzi taxi.Opowiadał że w autobusie było dużo młodych ludz.jednak miejsca ustąpiła mu kobieta w wieku około 50 lat.
    Zapomniałam napisać że miał proteze.Mówił też jak jeżdził autobusami mieszkał w dużym mieście to na setki kierowców tylko 3 nie chciało ruszyć z pszystanku dopóki ktoś mu nie ustąpi miejsca. Mam brata który jeżdzi autobusami jako kierowca spytałam się go czemu tak jest.
    Odpowiedział że albo kierowca ma rodzinie taką osobę,albo strach gdy ostro będzie musiał chamować i coś się stanie takiej osobie i nie tylko, kierowca odpowiada za to.Napisałam o osobie o widocznej niepełnosprawności ,a w tym ośrodku są same ciężkie przypadki po udarach wylewach ciężkich złamaniach operacjach itp.Wy zdrowe osoby nawe nie potraficie wyobrazić sobie jakie to męki bóle wyrzeczenia się przechodzi by wrócić do tego aby w miarę funkcjonować.spróbuje póżniej o tym napisać.Teraz napiszę o nauczaniu dzieci.Też w tym ośrodku opowiadał mi ktoś jak wsiadł do autobusu jechała wycieczka szkolna,oczywiście dzieci siedziały panie nauczycielki stały i nawet nie zaaregowały i nienauczały dzieci że do autobusu weszła osoba niepełnosprawna i trzeba ustąpić miejsca.Zygmunt powiedział mi że walka o powrót do zdrowia to jedno,a zacznie się druga gorsza ze zdrowymi ludzmi,wtedy nie wiedziałam o co mu chodzi.Dziś już wiem o czym mi mówił.Mówił też o tym ż osoba niepełnosprawna nie otworzy się i nie wszystko opowie zdrowej, bo nie wszystko potrafi zrozumieć a w oczach widać litosć.Odpowiedz Zuzka na twoje przewrotne pytanie brzmi nie,my oczekujemy akceptacji i pozwolenia na dalsze życie wśród was i zrozumienia że jest nam ciężko stać i utrzymać równowagę.
    Odpowiedz czy wiele oczekujemy.
     
  12. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Od końca zacznę – moje pytanie było skierowane do wszystkich uczestników tej rozmowy i nie dotyczyło tego, czy zbyt wiele oczekują niepełnosprawni. Raczej tego, czy można w ogóle oczekiwać, że tacy właśnie zwyczajni ludzie dadzą sobie radę w konfrontacji z czyimś nieszczęściem, bo to wcale nie jest łatwe.
    Z tym, że chodziło tu o okazywanie sympatii, o reakcję, która nie sprawi przykrości. Nie o sprawy organizacyjne, techniczne – bo tak można nazwać ten elementarny (wydawałoby się) obowiązek ustąpienia tego miejsca w autobusie.

    ***

    No a poza tym...
    Mam świadomość, że wchodzę na dość niepewny grunt i najbezpieczniej byłoby w tym momencie zmienić temat.
    No ale spróbuję, choć sama jeszcze nie wiem, czy potrafię tak ująć myśli, żebyś nie odebrała tego jako ataku na niepełnosprawnych.

    Załóżmy, że odpowiadam nie tobie, tylko panu Zygmuntowi… wielu panom Zygmuntom, którzy codziennie borykają się z barierami nie do przełamania. W tym także z barierami stworzonymi przez nich samych, tkwiącymi w ich własnej psychice.

    Walka ze zdrowymi… założenie, że zdrowy i tak nie zrozumie… ta litość w oczach… to są rzeczy sięgające znacznie głębiej, niż takie sytuacje z komunikacji miejskiej.
    Autobus - niestety chyba każdy niepełnosprawny ma takie doświadczenia, podobnie jak każda kobieta w dużej ciąży, matka z malutkim dzieckiem na ręku, starowinka ledwo trzymająca się na nogach… każdy człowiek, któremu trudno jest ustać w zatłoczonym autobusie. Ustępowanie miejsca słabszym (po prostu: słabszym, bo nie tylko niepełnosprawni są słabsi) wyszło z mody dawno temu, nie bardzo wiem, jak można by na szerszą skalę przeprowadzić taką jakąś edukację (czy raczej reedukację) społeczeństwa, żeby ludzie zaczęli zwracać uwagę na tych słabszych wokół siebie.

    Ale tak naprawdę sprawa sięga znacznie głębiej.
    Bo jeśli pan Zygmunt uważa, że ze zdrowymi musi walczyć… jeśli z góry zakłada, że nikt go nie zrozumie i jedyną reakcją będzie ta litość… to cóż, co najmniej część problemu tkwi w psychice pana Zygmunta. Bo pan Zygmunt podchodzi do tych zdrowych od razu taki właśnie najeżony, przekonany, że wszyscy są jego wrogami. A to jest moim zdaniem wielki błąd.

    Cóż, wiadomo, że w życiu człowieka niepełnosprawnego (w każdym razie w przypadku tych rodzajów niepełnosprawności, o których tu rozmawiamy) jest ogromnie dużo ogromnego cierpienia, nie tylko fizycznego, ale i psychicznego.
    Wiadomo, że większość ludzi zdrowych nigdy takiego cierpienia nie doświadczy.
    Ale podejście takie, jak pana Zygmunta, to jest budowanie dodatkowych barier – to jest wbrew pozorom odcinanie się od świata ludzi zdrowych, którzy i tak przecież niczego nie rozumieją i nigdy nie zrozumieją, więc trzeba z nimi walczyć o własne prawa.

    Moje zdanie: na bazie walki nigdy nie zbuduje się zgody, porozumienia, pokojowego współistnienia. Dziwne słowa...? Może i dziwne, ale jak to inaczej określić...?

    Są wśród nas (nas – czyli ogółu społeczeństwa) ludzie silniejsi i słabsi, bardzo młodzi i bardzo starzy, dotknięci cierpieniem i tacy, którzy idą przez życie bez większych trosk. Ale to przecież nie jest ich wina… nie można mieć pretensji do niepełnosprawnych, że są niepełnosprawni, ale dokładnie tak samo nie powinno się żywić niechęci do zdrowych za to, że są zdrowi. Założenie z góry, że zdrowy jest zdolny co najwyżej do okazania litości, a najpewniej nawet i tego nie potrafi - to utrata wszelkich szans na spotkanie ze zwykłą ludzką życzliwością, której wokół jest naprawdę mnóstwo, tylko trzeba wiedzieć, jak ją odnaleźć.

    Pan Zygmunt powiedziałby pewnie: jeszcze czego, to ja mam się starać? Ja już dość się nacierpiałem, niech oni reagują życzliwością na moją niechęć do nich.
    No i gdzieś w tej okolicy zaczynają się wymagania, ba - żądania. Jeśli nie zostaną natychmiast spełnione, prowadzą do nienawiści.
    Błędne koło się zamyka… bo tak naprawdę wszystko zależy od nastawienia.
    Ale nastawienia obydwu stron.
    I wielka szkoda, że w ogóle musimy mówić tu o jakichkolwiek dwóch stronach, o walce z ludźmi z tej drugiej strony barykady.
    Wielka szkoda, że za podział "my - oni" odpowiadają zarówno ludzie sprawni, jak i niepełnosprawni.

    Taka dość chaotyczna wyszła ta moja odpowiedź – stąpam po cienkiej linii, po kruchym lodzie czy jak to nazwać.
    Mam wielką nadzieję, że nie zrozumiesz mnie źle.

    ***

    Aha, o tych nauczycielkach sadzających dzieci w autobusie: to jest w ogóle ponura pomyłka, to wożenie gromady dzieci komunikacją miejską. Wynik - bo ja wiem - niedostatecznych funduszy czy oszczędności polskich szkół.
    Ale – tak trochę złośliwie, przyznaję – wspomnę tylko, że nauczycielka jest dokładnie w takiej samej sytuacji, jak ten kierowca autobusu: jeśli dzieciak przewróci się i rozbije sobie głowę, kto za to odpowiada...? Ano nauczycielka.
    Nie bronię tej grupy zawodowej, bo zdecydowanie nie przepadam za polską szkołą wraz z całym personelem… ale jeśli ty wspominasz o odpowiedzialności kierowcy autobusu, to pomyślałam, że warto wspomnieć także o takiej odpowiedzialności.
     
  13. kropelka04

    kropelka04 Generał forum


    hej. po przeczytaniu porannej lektury tyle mysli, slow cisnie mi sie na klawiature, ze na dobra sprawe nie wiem od czego zaczac...
    zaczne moze tak:
    wiele sytuacji opisanych wyzej przezylam lub zetknelam sie z nimi osobiscie, wiekszosc odczuc, przezyc i wewnetrznych rozterek bylo rowniez z moim udzialem ale...
    wedlug mnie wszystko zalezy od podstaw, wzorcow, w ktorych sie wychowalismy i ktore zostaly nam wpojone; od nas samych, od wartosci, w ktore wierzymy i stosujemy w naszym zyciu przekazujac osobom, z ktorymi sie stykamy.

    bedac 5 letnim brzdacem wpadla mi w rece ksiazka (a wlasciwie zostala podsunieta przez moja mame) eleanor porter "pollyanna". przeczytalam ja w ciagu 1 dnia, zaplakana, wstrzasnieta. ta ksiazka, (historia polyanny) czesciowo wplynela na moje pozniejsze dziecinstwo i dorosle zycie. a jej "gra w zadowolenie" (w kazdej sytuacji, w jakiej czlowiek sie znajdzie trzeba znalezc "dobra strone") stala sie moim sposobem na zycie. uwierzcie mi jest to trudne, ale dziala!
    polecam lekture kazdemu, bez wzgledu na plec i wiek.

    dam wam przyklad mojej corki, ktora wychowywala sie przy swojej niepelnosprawnej babci i dla corki osoba na wozku to byla norma. gdy cora miala 3 lata, ktoregos dnia podczas "generalnych porzadkow" zabawek powiedzialam jej, zeby powyrzucala wszystkie zniszczone, niekompletne, zuzyte. zadna lalka bez reki, glowy czy nogi nie zostala wyrzucona. na moje pytanie dlaczego nie zrobila tego o co ja prosilam, odpowiedziala: a ty babcie wyrzucilas? zamknela mi usta, a lalki zostaly.

    taaaak ludzie czasami nie wiedza jak sie zachowac w zetknieciu z innoscia (nie wazne czy jest to niepelnosprawnosc, otylosc, inny kolor skory, itp.), bo moze nikt ich nie "nauczyl", ze nie wazne jak sie wyglada, ale wazne jakim jest sie czlowiekiem.
    moze to byc rowniez przejaw braku tolerancji.
    dlatego takie przedszkole, do ktorego trafila corka tigre powinno byc powielanym wzor(c)em

    olgs3 taaak amutowana czesc ciala "boli", "czuje" sie ja - sa to tzw. bole fantomowe

    ufff, ale elaborat mi wyszedl
     
  14. olgs3

    olgs3 Chodząca legenda forum

    Wiesz to ja akurat popełniłam błąd. Zygmunt mówiąc słowo walka nie miał na myśli takiej walki jak to zrozumiałaś,nie potrafię dokładnie napisać o co mu chodziło.A to chodziło mniej więcej o takie coś co przeszłam w sobotę choć też nie dokońca.Zygmunt był jest miłym i otwartym człowiekiem bardzo mi wtedy pomógł.Chodziło też o problemy z barierami architektonicznymi załatwiania spraw w urzędach gdzie rządzi bezduszne prawo.Mieszkał na 4 piętrze w bloku bez windy starał się o zamianę mieszkania na parter przez ten okres naszych spotkań czyli około połtorej roku nie załatwił zamiany.Ten podział na wy i my też mi nie pasuje w końcu jesteśmy ludżmi zgodzę się z tobą że wina leży po obu stronach.Nie napisałam też że wszyscy są żli ,są wspaniali ludzie i ich też nie brakuje wiem to ja, Zygmunt i wiele innych ludzi.Wszystko jednak psują tak zwane czarne owce.
     
  15. Anhedrea

    Anhedrea Chodząca legenda forum

    Przeczytałam wszystko.
    Mnie krew zalewa, jak widzę staruszkę z laską wsiadającą do autobusu/ tramwaju i odwrócone w stronę okna twarze młodzieńców wracających ze szkoły. Wtedy bez pardonu podchodzę i wręcz każę ustąpić. czasem taki zaczyna pyskować, ze jest zmęczony. Wtedy nie owijając w bawełnę, życzę mu na starość takiego samego potraktowania.

    Taka sytuacja z przed lat. Moja córka miała tak 3-4 miesiące i jechałam z nią tramwajem, mając dziecko w nosidełku z przodu. Jechała 4 osobowa rodzina - mama, tata i dwóch synów. Tak na oko 12 i 8 letni. Tramwajem rzucało na lewo i prawo i poprosiłam starszego o ustąpienie miejsca. Usłyszałam odpowiedź mamusi, ze oni są zmęczeni. Z przypadkiem podsłuchanej rozmowy wracali z Wesołego miasteczka.
    Ustąpił mi miejsca taki ok. 70 letni pan.

    To nie te dzieci są winne, tylko rodzice, którzy reagują właśnie tak.

    Moja młoda zawsze próbowała siedzieć w publicznych środkach lokomocji, ale zawsze kazałam jej ustąpić miejsca osobom starszym mimo marudzenia "mamo, ale mnie nogi bolą"
     
  16. -norbijas-

    -norbijas- Chodząca legenda forum

    Duzo madrych slow tutaj juz padlo...nic wiecej nie wymysle...wiec pozwole sobie cos Wam zagrac......
    [ciach]

    Teksty na koszulkach tych panów nie przeszły niestety,

    SMOD_Atena
     
    Ostatnio edytowane przez moderatora: 6 czerwca 2019
    krasnoludek10 lubi to.
  17. SMOD_Atena

    SMOD_Atena S-Moderator Team Farmerama PL

    Dzień dobry upalny :)

    Ciężki kaliber rozmów prowadzicie ale i takie są czasami potrzebne :)
    Ja powiem krótko - wszędzie są ludzie i ludziska, ci pierwsi na przykład widząc osobę na wózku przyspieszą kroku żeby zdążyć otworzyć jakieś drzwi, bo potrafią wyobrazić sobie siebie na tym wózku, a ci drudzy też przyspieszą ale żeby zdążyć się wepchnąć przed nią i nie musieć pomóc bo im wyobraźni brak, że o zwykłej, ludzkiej życzliwości nie wspomnę :sleepy:

    Miłego dnia i życzliwego otoczenia wszystkim życzę :)


    zzizzie bardzo dziękuję jeszcze i tutaj wiesz za co :music:

    Norbi za sandałka od Ciebie również dziękuję przy okazji :)
     
  18. BA_Marion

    BA_Marion Board Administrator Team Farmerama PL

    -norbijas-, post z klipem usunęłam. Subtelnością to on nie grzeszył, zwłaszcza w kontekście poruszanych tu wczoraj i dziś realnych problemów...
     
  19. -norbijas-

    -norbijas- Chodząca legenda forum

    ale oddawal dosc dokladnie poruszana sprawe,,,,,,
     
    krasnoludek10 lubi to.
  20. zzizzie

    zzizzie Chodząca legenda forum

    Ależ te dzieci są mądre :)
    "A ty babcię wyrzuciłaś?" - genialne po prostu, chylę czoła przed twoją córką.

    No pewnie, że to jest kwestia wychowania... tylko niby kto ma wychowywać tych kilkunastoletnich osiłków i panieneczki rozparte dekoracyjnie na nielicznych autobusowych czy tramwajowych krzesełkach (czy jak to nazwać)...?
    Kto ma wychowywać, jeśli sami rodzice w sile wieku też siedzą rozparci i intensywnie patrzą w okno, żeby nie zauważyć tej bardzo starszej pani tuż nad ich głową...?

    Wiesz, z twojej relacji wynika głównie, że pan Zygmunt jest miły i otwarty wobec znajomych jadących na tym samym wózku... ale obcych ludzi traktuje jak wrogów, w każdym razie ja to tak odczytałam.
    Skądinąd doskonale rozumiem rozgoryczenie człowieka, który nie może się doprosić tej zamiany mieszkania i tkwi w czterech ścianach gdzieś tam wysoko, dopóki ktoś nie pomoże mu zejść i wejść z powrotem.

    Prawo…
    Czy prawo jest bezduszne…?
    Tak, na pewno – bo prawo reguluje nasze życie tak najogólniej, tworzy ramy bez wszystkich tych odcieni czy niuansów, z jakich tak naprawdę to życie się składa.
    Duszę przepisom prawa nadają (lub powinny nadawać, zresztą nie zawsze) instytucje prawo to stosujące w praktyce.
    Tak jest poczynając od Konstytucji (która skądinąd gwarantuje poszanowanie tego i owego, ale kto by się tam Konstytucją przejmował – poza konstytucjonalistami rzecz jasna) poprzez wszystkie ustawy i rozmaite przepisy wykonawcze, czyli niższego rzędu… aż po przepisy tworzone i stosowane na szczeblu – powiedzmy – gminy.

    To nieszczęsne czwarte piętro/parter to znany problem – wygrana z urzędem gminy najczęściej wymaga solidnego nagłośnienia sprawy w mediach, w tym także tzw społecznościowych, czyli online, inaczej petent usłyszy chłodną odmowę i zostanie odesłany do tych swoich czterech ścian na poziomie nie do pokonania.

    Ale tak sobie myślę, że nie zawsze (choć pewnie dość często) jest to wyraz bezduszności konkretnych urzędników.
    Pomijając już fakt, że miewają związane ręce – jakieś tam uchwały rady gminy pozostawiają im niewielką swobodę decydowania – często też zwyczajnie nie mają armat (panie generale), czyli mieszkań na zamianę… a kolejka potrzebujących jest dłuuuga.
    Teraz to się chyba zacznie zmieniać, w każdym razie w dużych miastach, które same budują mieszkania komunalne… oby tylko zechciały je przydzielać także (nierozwojowym przecież) samotnym osobom niepełnosprawnym.

    Niestety na coś takiego póki co nie mamy wpływu, czy może raczej nie umiemy jeszcze jako zbiorowość korzystać z dostępnych narzędzi – takie typowo demokratyczne poczucie wspólnoty i współdecydowania to jest ciągle jeszcze coś, o czym możemy sobie najwyżej poczytać. Cóż, trochę za młoda ta nasza demokracja.

    Starsi ludzie ustępują miejsca najszybciej, to fakt.
    Stara szkoła - ktoś ich tego kiedyś nauczył.
    Kiedyś - no ale przecież nie przed pierwszą światową, tylko już po tej drugiej.
    Więc co się właściwie stało po drodze...?
    Co się stało, że to automatyczne natychmiastowe podnoszenie czterech liter z miejsca siedzącego na widok staruszki itd tak wygasło...?
    Kto zawinił...?

    ***

    Norbi :)
    Myślę, że tym razem Władza (i to w dwóch osobach) ma rację.
    Jasne, że wszystko można przedstawić/skomentować/podsumować przy pomocy odpowiednio dobranego clipu...
    ... ale ciężar gatunkowy tej naszej dyskusji trochę się jednak kłóci z tzw lekką muzą ;)
     
Status tematu:
Brak możliwości dodawania odpowiedzi.