Domagamy się

O widzisz... zdrabnianie tak kocham zdrabnianie, a tu jeszcze takie przydatne się okazuje
Będe hardi testować, ale to już w Poznaniu, bo mam wszystko tak pięknie w walizkę spakowaną, że nawet się nie ważę jej dotykać do środy, bo potem nie zapnę gorzej, że wszystkie majtki spakowałam, muszę pranie robić na bieżąco

 

Myk z majtkami i podkoszulkami też znam

Coś czuję, ze kochasz zdrobnienia tak samo, jak ja

A dostęp do neta w Pyrolandii będzie? Na długo jedziesz?

 

Podobno będzie to jest właśnie problem, bo nie bardzo potrafię określić, czy na dwa dni, czy na dwa tygodnie Musze parę rzeczy ogarnąć... ale w sumie nie wiem, czy chce, żeby mi poszło szybko, czy nie Za nocleg płacić nie muszę, więc mogę sobie pozwiedzać, jakąś szneke z glancem wszamać i koziołki odwiedzić

edit:

a o te majtki i podkoszulki to mam drążyć temat, czy wole nie wiedzieć?

 

Każda kobieta ze spakowaną walizką po chwili potrzebuje czegoś, co znajduje się akurat na dnie? I tak dokładnie układałam w kosteczkę, a potem...

No dobra, z kosteczką przesadziłam, ale zdradzę Ci mój sekret "niezbędny niezbędnik" nieoceniony patent, który jest niezbędny, kiedy wyjeżdża się tak często, jak ja, a czasu na spakowanie tyle, co nic

 

Szafa na kółkach?

 

Lista, którą kilka stworzyłam z siostrą, odpowiednio modyfikowana w szczegółach na każdy wyjazd, ale 'szkielet" jest taki sam
Wpisane jest wszystko, absolutnie wszystko, spodnie, wyszczególnione dokładnie które, majtki skarpetki, każdy kosmetyk, każda wsuwka i gumka do włosów, którą pastę do zębów biorę i jaki szampon
Dokumenty, zawartość portfela, torebki i walizki
Który stanik zakładam w dniu wyjazdu i jakie skarpetki

Pozwala wyłączyć myślenie jak wracasz z jednej wycieczki o 23, a na następną jedziesz za dwa dni, a zdarza się, ze i następnego rano... Nie mam siły się wtedy za każdym razem zastanawiać czy wszystko wzięłam

 

Hmmm brzmi lepiej niż moje przeglądanie półek, szafek i szuflad po kolei i wrzucanie do walizki tego co wzrok napotka

 

Jestem pilotką, a do tego narzeczonego dokładnie 432 km dalej, pakowanie mam w małym palcu


Domagam się od Agnieszki, żeby chociaż dobranoc powiedziała jak idzie spać, bo to nieładnie tak zasypiać bez pożegnania...

 

Postaram się poprawić, ale nic nie obiecuje za to pięknie powiem dzień dobry

Byliście już może w Lidlu po nowe kuchenne urządzenie wielofunkcyjne?



od razu spojler: babka wygrała, skończyli na podłodze

"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca." - Paulo Coelho

Domagam się, żeby walka na promocjach w supermarketach była dyscypliną olimpijką przebiłaby moje ulubione zamiatanie podłogi przed jadącymi nocnikami

 

To ja tak wyjątkowo też się czegoś podomagam
Domagam się nie publikowania treści, od których ja zapadam w nieuleczalny facepalm.
Podesłali mi ten filmik wczoraj... bosh co za żenada
"Ale ja byłam pierwsza"

 

Ale jaki piękny pokaz asertywności, nie sądzisz? "nie dam! nie dam! NIE DAM!" linka nie wrzucę, ale ten sam model urządzenia w necie można złapać za stówkę taniej
No i warto zwrócić uwagę, że to już nie jest walka o schab bez kości za -naście zł... tu już prawie tysiąca oboje zamierzali wyłożyć, więc walka zeszła do parteru

 

Bylam pierwsza i jestem kobieta Wymiata
Tez sie domagam takiej dyscypliny olimpijskiej. Mysle, ze mielibysmy spore szanse na zloty medal
A zamiatanie podlogi przed nocnikami uwielbiam

 

Asertywność faktycznie godna podziwu

Ja jestem w takim wieku, że jeszcze pamiętam bitwy o żarcie... we trójkę z koleżanką i kolegą braliśmy czynny udział w takich bitwach atakując z - jak by to określić - dolnego dojścia. Specjalizował się w tym zwłaszcza kolega (niestety marnie skończył i obecnie zdaje się siedzi... a tak się dobrze zapowiadał): nieustraszenie wpełzał na czworakach w tłum rozjuszonych pań solidnej budowy i nagle pojawiał się tuż przy ladzie, na którą wyrzucano towar.
Żeby nie było - towar zdobywaliśmy dla staruszek, które w starciu z tymi solidnymi miały zerowe szanse.
Pamiętam też bitwy o miejsce w społecznej kolejce po pralkę, ale w tym to już czynnie nie uczestniczyłam.

Za to walka o możliwość wydania tysiaka to w sumie krzepiąca wiadomość. Społeczeństwo się nam bogaci.
Może trochę szkoda, że nie sprawdza cen - wszystkie takie super promocje można sporo taniej wyhaczyć na necie.
No cóż, wykluczenie rzecz straszna
Ale nie domagam się likwidacji tego wykluczenia - czasem nawet taki facepalmowy filmik miło jest obejrzeć

 

No i Pan ochroniarz mógłby sędzią olimpijskim zostać, bardzo profesjonalnie orzekł wynik starcia

Bitwy o żarcie to w każdych czasach i w każdej grupie społecznej ja na przykład walczyłam w szkolnym sklepiku o mini pizze zawsze na 10minutowej przerwie o 11:35 przyjeżdżały do nas ciepłe zgniecione bułki o smaku pizzy po 1.80 zł człowiek musiał zbiec na właściwe piętro i przedrzeć się przez tłum, bo bułek przyjeżdżała tylko jedna skrzynka i zawsze na tej przerwie wszystkie schodziły. Ryzyko było duże, bo było dużo czynników, które mogły pokrzyżować nam plany... wystarczy, że "Pani" przedłużyła lekcję o dwie minuty i już tłum był przed nami. Dlatego szybko opracowaliśmy z kolegą technikę "na wyjście do wc". Kilka minut przed końcem przerwy zgłaszał potrzebę KONIECZNEGO wyjścia do toalety i już nie wracał, a ja pakowałam jego graty i zabierałam mu plecak. Niestety po jakimś czasie "Panie" przestały go wypuszczać. Wtedy do głosu doszła gra strategiczna. Przeanalizowaliśmy plan lekcji pod kątem tego która klasa ma w którym miejscu budynku lekcje w "godzinie 0" i stworzyliśmy międzyklasową siatkę osób realizujących codziennie stałe zlecenia zakupów - zależnie od tego kto z ekipy miał lekcje najbliżej sklepiku. System działał tak dobrze, że zaczęliśmy w pewnym momencie przyjmować zlecenia z poza układu - za drobną prowizją w ostatniej klasie zlikwidowali sklepik

 

masz zadatki na dobrego mafioso
i tego sie domagam

 

Genialne
Aż żałuję, że nie brałam udziału w czymś takim, zorganizowane siatki przestępcze kocham po prostu

My polowaliśmy na tzw mięso bez kartek, bo przez całe moje bardziej świadome dzieciństwo mięso było oficjalnie na kartki (jak docierało do mojego domu, to szczerze mówiąc nie wiem, ale chyba jakimiś podziemnymi kanałami). Przed świętami w takim dużym samie (bo to się wtedy sam nazywało) rzucano jakieś mięsne atrakcje bez kartek i wtedy mogliśmy się bawić w Robin Hooda.
Wdzięczność i wzruszenie staruszek, którym wręczaliśmy zamówiony towar - bezcenne.
Aha, mieliśmy tak po 9-10 lat wtedy

 

mialem kuzyna,,pracowal na kopalnii..skupowal od gornikow tzw.talony na wegiel..przyjezdzal do mojej wiochy i nastepowala wymiana na swiniaka..oczywiscie mial znajomego masarza ktory,dokonywal reszte

 

Takie dziecięce gangi są genialne oczywiście te realizujące takie "pozytywne odpały", nie grupy trzymające władze z gatunku loża szyderców .

A co do kolejek, to mnie zawsze fascynuje ta warszawska kolejka do Manekina ale oni chyba tak grzecznie stoją, żeby dobrze na zdjęciach na Instagramie wyjść

 

Grupy trzymające władzę tępiłam zawsze... pewnie dlatego, że ja się niechętnie grupuję
Za to dziecięcy gang mięsny wspominam z sentymentem, były czasy
Co nie oznacza rzecz jasna, że domagam się powrotu czasów słusznie minionych

A kolejka do Manekina jakoś mi umknęła... ech, za stara jestem

A to już wiem, skąd był ten mój świniak w kawałkach

 

Może po prostu nie jesteś hipsterem, albo nie lubisz naleśników

Swoją drogą chyba kocimiętke jakąś do tych naleśników dają, że chce się ludziom tyle stać
Zaczęłam gadać o jedzeniu i zgłodniałam. Idę do spożywczego się domagać jakiegoś natchnienia w kwestii obiadu.