MOD_Erator

Wierszyków też nie ma....

 

Dozownik ma to do siebie, że dozuje.
Nie czas wszakże, nie na to wskazuje
Nazwa lecz istota jego foremności,
Że wskazywać winien w środku ilości.
Lecz jako ozdoba? Dziwi mnie to nieco.
Już Leluś w groszkach byłby lepszą hecą
I, niczym tajemnicze sadzonki zmieniony,
Wzrastałby, dorastał, florenami karmiony.

A jaką nazwę miał Staw dotychczas?
"Bejbi chlup" czy "Przemoczona wyspa"?
Nazwa zaś zamiast ikony - cóż... Eureka!
Nie trzeba potem z głupia udawać Greka
I się domyślać co autorowi do łba strzeliło.
Lecz: "mlf.animal"! Oj brzydko mi się skojarzyło!
Dobrze, że przynajmniej porządek w Warsztacie -
Ordnung muss sein* - mam już tak po tacie:
Wszystko ma kolejność, swe miejsce i czas.
Gdzie? No... Nie ważne. Ważne, że wiem ja!

Pozycja Krecika jest dziś zagrożona!
Krewetka bowiem tak rozochocona,
Wodzi oczami za nowym adoratorem.
- Co robisz Żabi Królu dzisiaj wieczorem?

W szale siania, hodowli, sadzonka to betka.
Nie zapomnijcie jednak odwiedzić Nagietka,
By zakupić u niego choć jednego sadzeniaka,
Nie martwić się, gdy wyhodujemy z tego ziemniaka.
Bowiem radość to wielka! (większej chyba nie ma),
Gdy wydamy na to ostatniego Florena!

***********​

I tak oto moi mili dzień swój rozpoczynam.
ModErator, dla którego kiedyś (poetyczna drwina)
Szafot na wokandzie lub stryczek powstanie.
(Choć wolałby spocząć na BA dywanie...)

Zatem...

*porządek musi być​

 

Odetchnęłam z ulgą
wierszyki jednak są i mam nadzieję, że będzie więcej....

 

Padlam, nie podnosic...poleze troche i sama wstane

 

Przewróciło się - niech leży.
Cały urok w tym - kumacie?
Że trup nawet jak - nieświeży,
Można podać - w marynacie!

 

Jam nie trup-a sobie leze
a jak wstane -w swiat pobieze
W marynatach - nie gustuje
bo nieswiezo sie -nie czuje )

 

Czuję się wywołana do odpowiedzi, więc jestem. Nie wiem czy wiesz, ale na moim dywaniku się nie odpoczywa

Pozdrawiam wieczornie

 

Aaaa faktycznie. Przy dwóch BA szansa większa, że u którejś wyląduję na dywaniku. Oj - no cóż... też nie lubię leżeć jak kłoda

 

Erator po dywaniku skory nie jest stąpać,
za czym więc woli się rozglądać?
Szafot lub stryczek sobie wymarzył?
A nagle modem się tutaj zdarzył.
I choć potrafi siebie ukarać
parę krytycznych słów sobie zadać,
to siła wielka w przyzwyczajeniach,
namieszać czasem, tak od niechcenia.
Żartem to wszystko się wszak odbywa,
należy mu się butelka.....piwa?

 

Ty to masz szczęscie, 2 dywaniki...do wyboru do koloru
Idę poodpoczywać, dobrej nocki

 

Nie czuj się zagrożony, mój Modku kochany,
bowiem żabi król może czyścić Ci glany...
Po co mam łazić za jakimś zielonym stworzeniem,
skoro to Ty jesteś moim marzeniem
Z nim nie mam co liczyć na nic przyjemnego,
bo żabi król niestety nie kuma niczego...​

 

Jeśli ryzykant z Ciebie lub hazardzista,
to kara za to może być oczywista.
O co się prosisz, szybko otrzymasz,
gdzie wtedy sobie smacznie przekimasz?

 

Fajny był dzisiejszy dzień.

Nie, nie będzie wierszyków - za to nieco prozy. Prozy życia. Nieco kpiny, depresji, pikanterii, elokwencji...

Jak się zaczęło?

2 minuty po północy ta, przy której krecie serduszko bije nienaturalnie szybko, złożyła pierwsze życzenia. Po co się kładłem? Byłby taki fajny początek dnia.
Tak więc po 5 godzinach, wstawszy i udawszy się do kurnika, wypuścić gadzinę, zastałem zaraz przy wejściu martwą licealistkę ( miesięczna gęś) utopioną w wiadrze. Widać bidula nie sięgnęła dna, kuper przeważył i tak już została. Już miałem dość dnia. Prawe oko podeszło łzą, więc żeby lewe nie było pokrzywdzone, kawałek dalej wśród przedszkolaków (tygodniowe gąski) zastałem kolejną - tym razem stratowaną przez tłumek pobratymców.
Double Death Pack (podwójna śmierć) - nie ma to jak pogrzeb z samego rana. Postałem chwilę przy nich, zastanawiając się czym sobie zasłużyłem, po czym nic nie wywnioskowawszy, wróciłem do domu.

Już w drzwiach usłyszałem marudzenie a następnie wrzask dżuniora. Z miejsca zawróciłem. Posprzątałem obejście, nakarmiłem resztę gadziny, przygotowałem narzędzia dla fachowca, poskładałem inne...
- Jedź już po kucharki! - dobiegło z okna - I nie zapomnij zerwać łubiny i kupić chleb.
Wróciwszy
- A gdzie pietruszka?
Wróciwszy
- W sumie to można było z ogródka.
- Coś jeszcze?
- Ale nie ma powodu się unosić.
Więc opadłem.

Potem wyprowadziłem licealistki, wyniosłem przedszkolaki i właśnie przymierzałem się usiąść na leżaczku - wiecie, leżaczek wymaga odpowiedniego dopasowania się -> okrak, łapy w tył, złapanie oparć i powolne opadanie w dół by posadzić szacowne swe miejsce na miejsce. 5 cm nad usłyszałem
- Przynieś szczypiorek.
Wróciwszy
- Pamiętałeś o pietruszce?
Nie pamiętałem. Wróciwszy
- A koperek
W sumie to fajny dzień. Nic tylko łażę w te i we w te, 100 metrów w obie strony - się ogród zrobiło tak daleko - zaczynam się przyzwyczajać. Wróciwszy
- Zosia wspomniała, że ze starych rzodkiewek można zrobić różyczki.
Czekam, może coś sobie jeszcze przypomni. Nie. Wróciwszy...
- Woda ciepła potrzebna.
Racja - zapomniałem włączyć pieca. Wróciwszy
- Garnki weź z garażu.
- Mogę zjeść śniadanie?
- To jeszcze nie jadłeś?
- No jakoś nie było kiedy...
- To tylko zanieś garnki.
Dobrze. Wróciwszy
- Ustawiłeś muzykę? Nie zapomnij znieść krzeseł...

Śniadanie zjadłem o 14. O 16:30 rozpoczęła się uroczystość rocznicowa teściów, napchałem się tłustym mięsem, tłustymi ziemniakami (omastą) i tłustą młodą kapustą. O 18 doszedłem do siebie.

Nadal cały czas gdzieś łaziłem, wróciwszy wracałem zamiatałem, sprzątałem. Teraz też powinienem sprzątnąć ze stołu. I pewnie zajmie mi to gdzieś do północy.

Wracam więc do roboty, choć wena akurat złapała. Może jutro podzielę się z Wami kolejnymi przemyśleniami. Przy okazji - jestem trzeźwy. Co może nieco dziwić zważywszy na okoliczności...

Hepi bersdej Eratorze! Smacznego i nie zapomnij zamknąć kurnika...

 

Hepi bersdej tu ju, Eratorze!

​

 

Panie Eratorze, ale za to jak dzisiaj spokojnie będzie Niedziela, słońce świeci Miłego dnia życzę, kawką nie rzucam, bo pewnie bym oberwała

 

Czerwienio moja radosna!
Gdzieżbym śmiał rzucać w Ciebie kawą!
Przy Tobie w mym sercu wiosna:
Tyś ambrozją mi i strawą.

Choć dzielą nas światy,
Twym marzeniem mi tylko być pisane,
Ja wierzę: my kamraty!
I liczę dni na kolejne spotkanie.

Zwinę się w kłębuszek,
Do spódniczki BA przytulę,
Pogłaskam ją w pępuszek
I wrócę. Niosąc nową klauzulę.

Senkju grakulo

 

Może Salsa spódniczkę dzisiaj założyła,
ja nie byłam dla świata aż tak miła,
haremki wygodne na siebie włożyłam
i wyruszyć w miasto postanowiłam.
Chociaż żar się leje z nieba
i ochłody raczej potrzeba
to ja ciepłe myśli Ci zostawiam
i na podbój miasta spadam

 

Miasta podbój? po co?
Nic ciekawego
Lepiej na grzybki do lasu
Albo do Puszczy Białowieskiej.... po drewno do kominka

 

Żabki skaczą i kumkają,
Świetny humor dzisiaj mają.
Bo gdy zacznie się kumkanie,
Znaczy czas jest na amory
Całej żabiej w stawie sfory.

Piękny staw przygotowany,
O nagrody razem gramy:
Komu żaba? Komu skrzek?
Komu daruj? Komu bij?
Jemu? Tobie? Albo mi.

A gdy żabciów cała chmara,
Się na liściach leniuchuje,
Wiedz, że taka ich przywara:
Żabol żabę tak czaruje!

 

Grześ, a dlaczego ja takich wierszyków pisać nie umiem? Pożycz troszkę "poetyckiego" talentu